PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2022-07-19
Metal Hammer 7/2022

Metal Hammer 7/2022

Kreator, Budzyński, Massacre, Budzyński, Khold, Alestorm, Civil War, Wędrowcy Tułacze Zbiegi, Messa, Powerwolf, Anvil, Lord Belial, Rita Pax, Michael Schenker, Devil Master, In Twilight Embrace, Trupa Trupa, Billy Howerdel, Sadist


Metal Hammer 7/22021

SPIS TREŚCI

Zgrzyt 3
Hard Fax 4
Kreator 6
Depesza Z Odessy 10
Budzyński 12
Massacre 14
Khold 16
Alestorm 18
Na Zachód Od Metalu 22
Civil War 24
Wędrowcy Tułacze Zbiegi 26
Messa 28
Powerwolf 30
Anvil 32
Lord Belial 34
Rita Pax 36
Michael Schenker 38
Devil Master 40
In Twilight Embrace 42
Trupa Trupa 44
Billy Howerdel 46
Sadist 48
Recenzje 50
Odgruzowani 58
Epicentrum 59
Za Progiem 60
Book Zapłać 61
Zafoceni 62
Live: Korn 63
Live: Desertfest 64
Die Young 66

 

ZGRZYT

Są w tym numerze...

dwa, naprawdę poruszające wywiady. Pierwszy z Sashą Proletarskim, dziennikarzem muzycznym z Odessy, który opowiedział nam o obecnej sytuacji zespołów metalowych na Ukrainie oraz – po prostu – o wojennej rzeczywistości. Drugi z Tomkiem Budzyńskim, który wydał właśnie bardzo udany solowy album ale w wywiadzie opowiada o życiu, świadomości przemijania i o tym, co daje nadzieję. Jest też kilka słów o nowej płycie Armii, która – jak deklaruje Budzy – będzie nagrana jeszcze tej jesieni.

Oprócz tego sięgamy jak zawsze po całe bogactwo naszej ukochanej muzyki – są rozmowy z Khold, Massacre, Sadist i Kreatorem. Dla fanów heavy polecamy wywiady z Civil War, Powerwolf, a miłośnikom bardziej alternatywnych brzmień zwracamy uwagę na nowy album Billy'ego Howerdela i wybitny krążek polskiej formacji Trupa Trupa.

Darek Świtała

 

ALBUM MIESIĄCA

GRAHAM BONNET BAND

Day out in Nowhere

(Frontiers)

Weteran hardrocka, o którym już ponad dekadę temu, przy okazji katowickiego Hard Rock Heroes Festival, mówiło się, że mógłby dać już sobie spokój, mający w swoim muzycznym CV takie szyldy jak Rainbow, MSG czy Alcatrazz, zaskoczył mnie tym wydawnictwem. Już otwierający album, dynamiczny utwór „Imposter” utrzymany w złowieszczo-orientalnym klimacie, z niezłym riffem przywołującym choćby „Gates of Babylon” pokazuje, że tym razem jeńców nie bierzemy. I na wspomnianym tle, wokal po przejściach, choć nie dotyka już tak wysokich rejestrów jak przed laty i wyraźnie zmatowiał, paradoksalnie wypada dość świeżo. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że śpiewanie niżej służy Grahamowi, a dublowane refreny brzmią bardziej efektownie niż kiedykolwiek. I taki klimat dominuje na całej płycie. Słychać, że muzyka jest szczera i tworzona z przyjemnością. Nie brakuje momentów, w których zamykając oczy, przenosimy się do świata Rainbow, zwłaszcza tego ciemnego wcielenia z albumu „Stranger in Us All”. Posłuchajcie riffu z „The Sky is Alive” - co słyszycie? „Ariel”! A jeśli do tego dodamy dramatyzm bijący z ekspresji wokalnej Grahama – zwłaszcza na refrenie, wychodzi nam coś nieźle naładowanego emocją. To zdecydowanie najlepszy numer na płycie. Warto zwrócić uwagę również na zdrowy balans, pomiędzy wspomnianymi kompozycjami, a nieco lżejszymi i bardziej pozytywnymi w brzmieniu: tytułową „Day out in Nowhere”, „David’s Mom” oraz „Uncle John”. Chwyta zwłaszcza refren tego ostatniego. Z kolei „It’s Just a Fricking Song” to w pewnym sensie ukłony dla korzeni muzycznego hardrockowego świata. Z czym może kojarzyć się gitarowo-organowe unisono z chromatyką? Taaak, wszystko to rozpoczęło się przecież od Deep Purple. Ale mamy 2022 rok i oczywiście teraz gra się agresywnej i ciemniej - dostosowując się do dzisiejszych standardów. Zresztą, trudno nie napisać kilku ciepłych słów o miksie, który jest wyrazisty i pozwala na płynną koegzystencję wszystkich instrumentów, co znacznie ułatwia odbiór treści muzycznej. Mam wrażenie, że ta płyta brzmi lepiej niż ostatnie wydawnictwa Michaela Schenkera, jeśli mówimy o porównaniu do czegoś w podobnym klimacie. Wracając do samej muzyki, na wyróżnienie zasługuje jeszcze „Twelve Steps to Heaven”, w którym – około trzeciej minuty - mamy nawet falsetowy krzyk w stylu Iana Gillana, a delikatny motyw klawiszowy żyje w symbiozie z monumentalnie i energicznie grającą gitarą i sekcją. Podobny zabieg można usłyszeć np. w „Love to Love” grupy UFO. No i jeszcze na koniec jest niespodzianka - „Suzy” - to znów szczery śpiew Grahama, ale tym razem tłem nie jest hard rockowy band, a orkiestrowa aranżacja rodem z muzyki filmowej. Szkoda, że nagle się to wszystko niespodziewanie urywa i znika. Bonnet podkreśla, że to album szczególny. Podsumowanie długiej kariery. Doskonałe podsumowanie, dodajmy.

Michał Chalota

 

powrót do listy