PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2021-07-20
Metal Hammer 7/2021

Metal Hammer 7/2021

Powerwolf, Within Temptation, Artillery, Monster Magnet, Go Ahead And Die, Dvne, David Vincent, Impaled Nazarene, Tygers Of Pan Tang, Bloody Hammers, Delving, Hiraes, Blackmore's Night, Lindemann, Ian Parry, Amenra, Ulcer, Upon The Altar, Moanaa, Wilczyca
 

Metal Hammer 7/2021

SPIS TREŚCI

Zgrzyt 3
Hard Fax 4
Powerwolf 6
Within Temptation 10
Artillery 12
Vola 14
Monster Magnet 16
Go Ahead And Die 18
Dvne 20
David Vincent 22
Impaled Nazarene 24
Tygers Of Pan Tang 26
Bloody Hammers 28
Delving    30
Na Zachód Od Metalu 32
Hiraes 41
Blackmore's Night 42
Lindemann 44
Ian Parry 45
Amenra 46
Stoner 48
Ulcer 50
Upon The Altar    52
Moanaa 54
Wilczyca 56
Album Miesiąca 58
Recenzje 59
Epicentrum 65
Book Zapłać 66
Zafoceni 68
Die Young 70

 

ZGRZYT

Wracamy do normalności...

przynajmniej w teorii, bo część naszej rzeczywistości – choćby tej koncertowej – pozostała w obostrzeniach i wygląda na to, że w tym roku nie zagra w Polsce ani jedna duża gwiazda z zagranicy...

Zespoły – zwłaszcza te utrzymujące się z grania – szybko zdały sobie sprawę, że ich dotychczasowe życie stanęło na głowie, dlatego wiele z nich zajęło się nagrywaniem nowych płyt. Efekty widoczne są już teraz – na rynek trafia mnóstwo dobrych, przemyślanych albumów. Spośród zbioru najnowszych krążków wybraliśmy te, naszym zdaniem najciekawsze i to o nich rozmawiamy w tym numerze z takimi zespołami jak: Vola, Powerwolf, Go Ahead And Die, Impaled Nazarene, Bloody Hammers czy Wilczyca. W numerze także nasze stałe rubryki, recenzje, i wywiad z Davidem Vincentem o jego biografii, która właśnie trafiła na sklepowe półki.

Darek Świtała

 

ALBUM MIESIĄCA

PESTILENCE

Exitivm

(Agonia)

Mówi się, że aby doskonalić swój warsztat każdy pisarz powinien przede wszystkim czytać. Trudno zresztą wyobrazić sobie lekkie pióro u kogoś, kto styczność ze słowem pisanym ma raz do roku. Tak samo jest z muzykami, którzy komponują... wróć! Tu należy postawić gwiazdkę: „*nie dotyczy Patrizio Mameliego”. Wyobraźcie sobie, że frontman Pestilence zarzeka się, że prawie w ogóle nie słucha innej muzyki niż ta, która wychodzi spod jego ręki. Gotowy przepis na katastrofę? Nic z tych rzeczy. Pomimo iż niedawno kolejny skład posypał się w zasadzie bez ostrzeżenia, frontman Pestilence dość szybko zreorganizował zespół i napisał jedną z lepszych płyt w swojej karierze, łącząc klasyczne patenty, które są jego znakiem firmowym, z bardziej nowoczesnym obliczem technicznego grania. „Exitivm” to album, za który nie obrażą się na zespół ani zatwardziali fani, u których na półkach z kasetami króluje zdarte do żywego „Consuming Impulse”, ani młodsza publiczność, która kultowe albumy Pestilence zna już tylko ze Spotify.

No więc co my tu mamy? Dwanaście, wliczając intro i outro, nowych kompozycji, opakowanych w okładkę autorstwa naszego rodaka, Michała „Xaaya” Loranca. Numery nie trwają dłużej niż trzy minuty i trzeba przyznać, że są wyjątkowo strawne jak na techniczne połamańce, którymi Pestilence dotąd raczył swoje audytorium. Jak twierdzi sam Mameli, osiągnął nareszcie ten moment w swojej karierze, kiedy jest w stanie pisać muzykę nie tylko interesującą z technicznego punktu widzenia, ale i zrozumiałą dla mniej wymagającego słuchacza. Nie wypada się nie zgodzić. Udało się także utrzymać w ryzach inspiracje z pogranicza jazz/fusion, przez co zespołowi raczej nie grozi już powrót do stylistyki z czasów „Spheres” (no, może w kilku solówkach...). Zwraca też uwagę bardzo czytelna i przejrzysta produkcja, która o dziwo nie pozostawia wrażenia nadmiernej sterylności i nie ujmuje muzyce ciężaru, jak to zwykle bywa, kiedy death metal na stałe opuści piwnicę. Nie bez znaczenia pozostaje też fakt, że głównodowodzący Pestilence pozostawił nieco więcej swobody twórczej nowemu perkusiście Michielowi van der Plichtowi, przez co słychać w rytmice pewien powiew świeżości. Mimo, że płyta jest naładowana agresją, obfituje i w całkiem przebojowe riffy, podczas których można niemal potupać nóżką, jak chociażby w singlowym „Morbvs Propagationem”, „Pericvlvm Externvm” czy „Inficiat”. Nie brak i chorego, niemal psychodelicznego klimatu, na przykład w tytułowym „Exitivm”, przez co klimat wydaje się jeszcze bardziej odhumanizowany. Czy jest na tym krążku coś rewolucyjnego? Nie bardzo. Ale umówmy się, Pestilence należy do zespołów, w kontekście których ostatnią rzeczą oczekiwaną przez fanów są eksperymenty i wolty stylistyczne. Cieszy natomiast fakt, że na tym etapie kariery zespół jest nadal w dobrej formie, nie tylko podczas grania na żywo swoich największych hitów. Jeśli zawdzięcza to zdrowemu trybowi życia, jaki od ładnych paru lat kultywuje Patrizio Mameli, nie pozostaje nic innego jak życzyć muzykowi dalszej wytrwałości.

Tematycznie album odzwierciedla treści, których Patrizio zdecydował się nie poruszać wprost w publicznych dyskusjach w internecie, w odniesieniu do życia w pandemicznej rzeczywistości. Powiedział natomiast w ostatnim wywiadzie, że opanował grę na gitarze w tak młodym wieku, że instrument służy mu do wyrażania siebie równie dobrze, jak władanie językiem ojczystym. Jeśli mu zatem wierzyć, po odsłuchaniu „Exitivm” można mieć tylko jedno wrażenie – jego autor jest naprawdę cholernie wkurzony aktualną sytuacją na świecie. Z technicznymi zespołami, które święciły triumfy w latach dziewięćdziesiątych jest z reguły tak, że czegokolwiek nie nagrałyby później, fani ich pierwszych dokonań po przesłuchaniu pierwszych trzydziestu sekund każdego kawałka z nowej płyty mają do powiedzenia tylko „kiedyś to było...”. Wśród umysłów zabetonowanych w ówczesnej erze death metalu aktualna twórczość Pestilence prawdopodobnie nie wzbudzi szalonego entuzjazmu. Całą resztę natomiast „Exitivm” powinno w pełni usatysfakcjonować, nawet jeśli próba zagrania jeden do jeden riffów Mameliego, z jego precyzją i artykulacją, nie jednego gitarzystę skłoni do refleksji nad swoimi umiejętnościami...

Katarzyna Bujas

powrót do listy