PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2022-06-15
Metal Hammer 6/2022

Metal Hammer 6/2022

Def Leppard, Decapitated, Judas Priest, Powerwolf, Envy Of None, Alice Cooper, Heresy Denied, Udo, Truchło Strzygi, Satan, Cave In, Sphere, Scrüda, Absent In Body, Death Has Spoken, Simon Mcbride, Vio-Lence, Old Skull, Midnight


Metal Hammer 6/22021

SPIS TREŚCI

Zgrzyt 3
Hard Fax 4
Def Leppard 6
Decapitated 10
Judas Priest 12
Powerwolf 14
Envy Of None 16
Alice Cooper 18
Heresy Denied 20
Na Zachód Od Metalu 22
Udo 24
Truchło Strzygi 26
Satan 28
Cave In 30
Sphere 32
Scrüda 36
Absent In Body 38
Death Has Spoken 40
Simon Mcbride 42
Vio-Lence 44
Old Skull 46
Midnight 48
Album Miesiąca 50
Recenzje 51
Woda Dla Kuców 58
Epicentrum 59
Za Progiem 60
Book Zapłać 61
Zafoceni 62
Odgruzowani 63
Live 64
Die Young 66

 

ZGRZYT

Powróciły koncerty...

i cała branża muzyczna z napięciem obserwuje reakcję fanów – czy będzie jak przed pandemią, czy fani zmienili przyzwyczajenia, w końcu – czy w obliczu wojny i gospodarczych zawirowań ludzi będzie stać na kupowanie drogich przecież biletów? Wydaje się, że o wszystkim przesądzą najbliższe tygodnie - to w czerwcu, lipcu i sierpniu czeka nas przecież najwięcej koncertowych emocji. Jedno już wiadomo – trend pokazuje, że wielu fanów wstrzymuje się z zakupem biletu w zasadzie do ostatniej chwili – i na pewno będzie to miało swoje konsekwencje dla całej koncertowej branży.

A w naszym czerwcowym numerze – stare miesza się z nowym, a mainstream z undergroundem. Na naszych łamach Judas Priest znalazł miejsce obok Death Has Spoken, Alice Cooper obok Midnight a UDO obok debiutantów ze Scrüda. Wspólny mianownik jest jeden – po prostu dobra muzyka!

Darek Świtała

 

ALBUM MIESIĄCA

RAMMSTEIN

Zeit

(Universal)

Szczerze mówiąc, nie czekałem na nową płytę Rammstein z wypiekami na twarzy. Bez wypieków w sumie ani tyle. Powodów było kilka, ten najbardziej powierzchowny taki, że w porównaniu do powrotnego, hajpowanego miesiącami „Rammstein” zapowiedzi „Zeit” wydawały się mówione półgębkiem i po prostu trochę nijakie. Poza tym, nawet jeżeli doceniam, że Rammstein na stadionach nie wzięli się znikąd i że efektowna otoczka może zaistnieć tylko wtedy, jeżeli stoi za nią jakaś wartość merytoryczna, niekoniecznie miałem ochotę przekonywać się o tym po raz kolejny – a takim przekonaniem się byłaby konstatacja, że nowa płyta nie schodzi poniżej pewnego, wysokiego poziomu, ale też nie zaskakuje. Posłuchałem i dokładnie tak myślę. Czy żałuję? Nie, bo mimo wszystko „Zeit” broni się czysto muzycznie, no i ustanawia kilka ciekawych kontekstów. „Rammstein” sporo skorzystała na swoim statusie studyjnego powrotu po latach, to znaczy z jednej strony zawiesiła sobie tym statusem wysoko poprzeczkę, ale później bez problemu ją przeskoczyła. Jednocześnie fakt powrotu stał się całym kontekstem i celem samym w sobie, po trzech latach pamiętam z tej płyty bardzo niewiele, może poza hiciarskimi „Ausländer” i „Radio” czy majestatycznym teledyskiem do „Deutschland”. „Zeit” obyła się takiego bez hajpu i bez bagażu oczekiwań, ostatecznie bardzo dobrze na tym wychodząc. Przede wszystkim, o ile nie spodziewam się, żeby pandemia w większym stopniu przewartościowała zespołowe priorytety (zresztą kuriozalne „Dicke Titten” rozwiewa wszelkie wątpliwości co do tego, czy Rammstein spoważnieli, jeżeli ktoś takowe by miał), to „Zeit” – może bardziej mimowolnie – okazuje się najbardziej spójną i sensownie złożoną płytą Niemców od czasu „Reise, Reise”. Taką bez wielkich hitów i oczywistych kandydatów do zasilenia na koncertowej setlisty, chociaż „Zick Zack” albo „Giftig” pewnie i tak ją zasilą, przynajmniej na jakiś czas. Pod względem atmosfery, a przede wszystkim przedłożenia tej atmosfery nad same piosenki, nowa płyta trochę przypomina „Mutter”, zwłaszcza w numerze tytułowym, „Angst” czy „Schwarz”. Jasne, wszystkie te utwory ani myślą wychylać nosa poza dobrze znaną formułę, ale różnią się od poprzedniej płyty nie tym, co w sobie mają, tylko z czego rezygnują. Odrzucenie gęstego podszycia z elektroniki kosztem powrotu do bardziej gitarowych form, w których przebojowość łączy się z typowym dla zespołu monumentalizmem, na papierze może wyglądać trochę asekurancko, ale w praktyce działa odwrotnie i mam wrażenie, że u paru osób może ożywić dawno wygasły sentyment. Oczywiście „Zeit” nie jest wycieczką w przeszłość sensu stricto, czego dowodzą chociażby eksperymenty z Autotune’m w „Lügen”. Na pewno nie jest też płytą nowatorską, ale dla mnie ten lekki kompozytorski skręt, który skutkuje wzgardzeniem tanią przebojowością, to naprawdę odważny i udany ruch. Płyta kończy się wymownie zatytułowanym „Adieu”, a w nim – powracającym jak mantra „adieu, goodbye, auf wiedersehen”, i tak sobie myślę, że gdyby miało to być pożegnanie nie „do następnego”, tylko na dobre, to ciężko o odejście w lepszym stylu.

Adam Gościniak

 

powrót do listy