PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2016-06-22
Metal Hammer 6/2016

Metal Hammer 6/2016

MH Story, Katatonia, Michael Gira, Haken, Death Angel, Scream Maker, Devil Driver, Tides From Nebula, The Answer, Nervosa, Brian Johnson, Kuba Płucisz, Phil Campbell, Empatic, Ragehammer, Tank, Aborted, Jesus Chrysler Suicide, The Sixpounder, Wardruna


Metal Hammer 6/2016 

SPIS TREŚCI

Zgrzyt 3
Hard Fax 4
MH Story 7
30 Najlepszych Albumów Miesiąca    16
Katatonia 20
Michael Gira 22
Haken 24
Death Angel 26
Scream Maker 28
Devil Driver 30
Tides From Nebula 32
The Answer 34
Nervosa 36
Brian Johnson 38
Kuba Płucisz 40
Phil Campbell 42
Empatic 44
Book Zapłać 53
Mało Znane Mało Grane 54
Ragehammer 56
Tank 58
Aborted 60
Metalowe Nazwy 62
Mh Przewodnik 64
2 Cards Of 25 66
Jesus Chrysler Suicide 68
The Sixpounder 70
Wardruna 72
Na Zachód Od Metalu 74
Massacre Records 76
Album Miesiąca 79
Recenzje 80
Płyty Gorszego Sortu 88
Live 90
Out Of The Darkness 93
Die Young 94
 

ZGRZYT

Pamiętam doskonale...
 
...pewien ciepły, sierpniowy dzień w 1997 roku. Ulicę Szeligiewicza w Katowicach i duży, szary blok z wielkiej płyty. To tam wówczas zanosiłem na kartkach spisaną historię Whitesnake... No właśnie – w tamtych czasach teksty przysyłało się listem bądź osobiście zanosiło do redakcji Metal Hammera. Zresztą, redakcja to szumne słowo – ot grupa dziennikarzy rozsiana po Polsce, redaktor prowadzący i Bydlę – czyli grafik Michał Skruszewicz – który przez lata, po nocach, na ostatnią chwilę składał gazetę i wysyłał ją do naświetlarni... Pamiętam, że kiedy niedługo potem dołączyłem na stałe do tego towarzystwa, moim zadaniem stała się comiesięczna wycieczka do kościoła, gdzie „Siostry Naświetlarki” (tak, klisze z gotowym Metal Hammerem naświetlano wówczas tam gdzie powstawał „Gość Niedzielny”) przynosiły mi belę klisz, które ciąłem i segregowałem nieraz przy dźwiękach pierwszej porannej mszy. Te klisze (do dziś mogę wyliczyć: cyan, magenta, yellow, black) jechały potem pociągiem do drukarni, z której po tygodniu wracał gotowy Metal Hammer.
 
Od tamtego czasu minęło 19 lat... Internet zmienił wszystko, nie tylko sposób w jaki powstaje nasz magazyn ale i sam jego kształt. Siłą rzeczy musieliśmy się zmieniać; publikować teksty, których nie można znaleźć w sieci, poszerzyć spektrum zainteresowań o rock i klimaty progresywne, co kilka lat poddawać się graficznemu faceliftingowi...
 
W tym, trzysetnym już numerze (!!!), przypominamy Czytelnikom jak powstaliśmy i jak wygląda nasza historia. Naszych dziennikarzy zaprosiliśmy też do zabawy w wytypowanie trzydziestu najlepszych płyt spośród wszystkich Albumów Miesiąca. Oprócz tego  - jak zawsze – znajdziecie u nas aktualne wywiady (Katatonia, DevilDriver, Death Angel, Aborted, Haken, Tides From Nebula, Wardruna i wiele innych), kilkadziesiąt recenzji płytowych nowości i kilka innych niespodzianek.
Miłej lektury!
 
Darek Świtała

 

ALBUM MIESIĄCA

MONUMENT
Hair Of The Dog
(Rock of Angels Records)
 
Podobno nie należy wchodzić dwa razy do tej samej rzeki… Co jednak, jeżeli dotyczy to wejścia po kimś, kto pozostawił właśnie wypłukane przez nurt ogromne samorodki w postaci melodyjnych solówek i pasaży? Pasaży i solówek. Klasycznych riffów. I wysokich niczym Alpy zaśpiewów… Wchodzić? Nie wchodzić? Jasne że wchodzić, a to tym bardziej, gdy stateczni już panowie z Iron Maiden nurt rwącego strumienia zamienili na bezpieczną sadzawkę (w której zresztą ostatnimi czasy również wypłukali całkiem okazałe złote grudki zebrane w „Księdze Dusz”). Czas więc na młodzież, której niestraszne bystrzyny pasaży, wodospady riffów i kaskady solówek. Tak jest, Monument to młody stażem, bo działający raptem sześć lat zespół muzyków parających się nieco już staromodną muzyką, ale z energią należną młodzieży.
Tutaj może paść pytanie, czy ma sens odgrzewanie kotletów… Cóż nim jednak nie jest w muzyce? Stylistyczne kombinacje weszły ostatnio w fazę wrzenia, gdyby jednak rozebrać dźwięki na czynniki pierwsze, to od lat nie dzieje się w muzycznym świecie nic nowego, ani tym bardziej rewolucyjnego. Na szczęście, balansując na pograniczu materii i duchowości, muzyka nie podlega procesom gnicia. Tu wolno wszystko, łącznie z czerpaniem pełnymi garściami ze spuścizny klasyków.
I dokładnie to czyni Monument, niczym młody kochanek zapatrzony we wdzięki Żelaznej Dziewicy. A właściwie w stare jej zdjęcia, mniej więcej do czasu „Powerslave”. No może z jednym drobnym wyjątkiem, ale o nim za chwilę. Rdzeniem, osnową i centrum „Hair Of The Dog” jest klasyczny aż do bólu, gatunkowo czysty heavy metal. Rześki, żwawy, porywający, energiczny, chwytliwy, drapieżny, melodyjny, dynamiczny heavy metal bazujący na jednym wielkim niekończącym się gitarowym pasażu. Gęsto upstrzony błyskotliwymi solówkami, basowymi pochodami i ciętymi riffami. I dośpiewany w sposób bardzo bliski – a jakże! – manierze Bruce'a Dickinsona. W poszczególnych kompozycjach można doszukać się odniesień do konkretnych numerów Iron Maiden, jak choćby w instrumentalnym „Olympus” do „Transilvania”, w rozpędzonym utworze tytułowym do „Aces High”, a w drapieżnym „Streets Of Rage” do „Invaders”. Tym niemniej iście zabójczy poziom energii sprawia, że tenże drugi w dorobku Monument album prezentuje się cholernie świeżo, zachwycając przy tym witalnością. Pierwsze trzy numery, tytułowy, „Blood Red Sky” i „Streets Of Rage” pędzą na heavymetalowe złamanie karku. Na ich tle otwarty przez uroczysty chór i bardziej powściągliwy „Imhotep (The High Priest)” wypada dość blado… ale do czasu! Delikatne wyciszenie z refleksyjną solówką w tle daje bowiem początek rewelacyjnemu basowemu przejściu, a to z kolei przepięknemu melodyjnemu pasażowi, coś pięknego! Za moment Monument pędzi jednak dalej w „Crobar”, by zdecydowanie wyhamować w umiarkowanym w tempie „Emily”. Umiarkowanym, ale czy słabszym od reszty? Absolutnie nie! W „Olympus” muzycy troszeczkę się popisują i jest to niewątpliwie efektowny wstęp do jednego z najlepszych na krążku „A Bridge Too Far”, który prócz energii zachwyca chwytliwością i przebojowością. „Heart Of Stone” rozpoczyna się balladowo i delikatnie. Peter Ellis do pewnego momentu śpiewa tak sugestywnie, że aż zabawnie, ale gdy utwór nabiera dynamiki, przestaje być śmiesznie, robi się za to hymnicznie w stylu – i to właśnie wyjątek, o którym wspomniałem wcześniej – bardziej współczesnego Maiden. No i pozostał jeszcze wielki finał w postaci „Lionheart”, w którym to utworze niewierny Monument momentami wyrywa się z objęć Żelaznej Dziewicy, by poromansować z Running Wild, wycinając riffy, z których przechodzący poważny kryzys Kasparek byłby naprawdę dumny, a całość ozdabiając fenomenalną solówką. Ktokolwiek łudzi się, że nowoczesność w muzyce jest jedynym warunkiem jej dalszej egzystencji, niech da sobie spokój z Monument. Kto jednak ma ochotę na pełną muzycznych wrażeń podróż wehikułem czasu wprost w ekscytujące lata 80., gdy klasyczny heavy metal święcił największe triumfy, nie powinien wahać się ani chwili. To dla was Monument nagrał „Hair Of The Dog”!
 
Rafał Monastyrski
 
powrót do listy