PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2021-04-20
Metal Hammer 4/2021

Metal Hammer 4/2021

THE PRETTY RECKLESS, THERION, EVANESCENCE, MILCZ, EYEHATEGOD, HEDONE, DEMON HEAD, THE BODY, LOATHE, THE VINTAGE CARAVAN, SKOV, DREAD SOVEREIGN, ALTERED DEAD, IT FOLLOWS, DEEDS OF FLESH, SUNSTORM, DIRA MORTIS, WNYKI, ATROCIOUS FILTH, YOTH IRIA, CONAN, SHAME, ODIUM HUMANI GENERIS


Metal Hammer 4/2021

SPIS TREŚCI

ZGRZYT 3
HARD FAX 4
THE PRETTY RECKLESS 6
THERION 10
EVANESCENCE 12
MILCZ 14
EYEHATEGOD 16
HEDONE 18
DEMON HEAD 20
THE BODY 22
LOATHE 24
THE VINTAGE CARAVAN 26
SKOV 28
DREAD SOVEREIGN 30
NA ZACHÓD OD METALU 32
ALTERED DEAD 41
IT FOLLOWS 42
DEEDS OF FLESH 44
SUNSTORM 46
DIRA MORTIS 48
WNYKI 50
ATROCIOUS FILTH 52
YOTH IRIA 54
CONAN 56
SHAME 57
ODIUM HUMANI GENERIS 58
RECENZJE 60
ZA PROGIEM 65
EPICENTRUM 66
BOOK ZAPŁAĆ 67
ZAFOCENI 68
ODGRUZOWANI 69
DIE YOUNG 70

 

ZGRZYT

Taylor Momsen to intrygująca osoba. Ma zaledwie dwadzieścia siedem lat ale na koncie już kilka płyt wydanych na całym świecie i nie – nie jest jakąś tam celebrytką czy pop gwiazdką – to pewna swoich racji kobieta, która rock i metal ma po prostu we krwi. Najnowszy album dowodzonego przez nią zespołu The Pretty Reckless to na ten moment jego szczytowe artystyczne osiągnięcie, ale patrząc na talent, determinację i ambicję Momsen, można podejrzewać, że to tylko preludium przed osiągnięciem rockowego Olimpu. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej zapraszamy do lektury wywiadu z artystką.

Tak się złożyło, że numer kwietniowy zdominowały mocne, bezkompromisowe tematy. Wybraliśmy jednak taki a nie inny zestaw, bo nie można nie zauważyć tak udanych płyt jak nowe albumy: Atrocious Filth, Sk?v, Eyehategod, Hedone, Milcz czy The Body. Z resztą – to tylko wstęp do tego, co jeszcze znajdziecie w środku numeru. Muzyka naprawdę może być lekarstwem na całe zło tego świata!

Darek Świtała

 

ALBUM MIESIĄCA

ATROCIOUS FILTH

„OVV”

(Moans Music)

Płyta „OVV” to ważny argument w dyskusji o sensie muzycznego wstawania z grobu. Zazwyczaj powroty są sentymentalną próbą nawiązania do chwalebnej przeszłości, szczególnie scena metalowa ulega magii nostalgii, stąd wskrzeszanie umarłych cieszy się niezmiennym powodzeniem. W przypadku AF trzeba mówić o kilku zmartwychwstaniach. Wydana 27 lat temu płyta „100% Jesus” obrosła legendą, dlatego reunionowy „Moans” sprzed pięciu lat wyostrzył apetyt, po czym zespół ponownie zszedł do krypty. Przyznam, postawiłem na nim krzyżyk, za co dzisiaj, odszczekuję to co sobie myślałem. Mamy nowy, materiał, gwiazdorski skład, czyli obok Andrzeja Choromańskiego (git) jest wokalista Tomasz Bardęga (ex Nyia), jest perkusista Gerard Niemczyk (od niżej podpisanego WIELKI szacun za 3Metry) i wreszcie, z mroku cały na biało wjeżdża Leszek Rakowski, czyli Shambo, zjawiskowy wizualnie były basista Vadera. To duży zaskok, bo o ile pozostali muzycy są instrumentalną ekstraklasą, o tyle nie spodziewałem się tak dobrego basowania, zresztą, mam wrażenie, że Shambo ma dla AF duże znaczenie. Tyle lista płac, czas na danie główne, bo „OVV” to płyta, która wstrząśnie w tym roku sceną… no właśnie, jaką? Zespół zrywa z przeszłością, zrywa z industrialem. Ba, zrywa z metalem jako takim, udając się w nieznane. Wolę użyć słowa „nieznane”, bo przylepiana AF łatka „progresywnego metalu” jest zwyczajnie krzywdząca. Ok, progresywna jest na pewno siła zmian, jest bardzo otwarte spojrzenie na kompozycję, jednak przede wszystkim jest radykalizm w badaniu świata dźwięków. Efektem jest zestaw siedmiu prób stworzenia muzyki na nowo i wtłoczenia jej w kilkuminutowe, szamańskie pochody. „OVV” to kopalnia pomysłów brzmieniowych (Bartek Kuźniak – szacunek), do odkrycia których potrzebne jest wielokrotne przebywanie z płytą, poświęcenie czasu, zanurzenie w duszny świat, który z seansu na seans staje się coraz bardziej klarowny, uwodzi pulsem i odkrywa niebanalne harminie. To nie jest muzyka radiowa, nie wiem, czy będzie „koncertowa”, bo siłą płyty są właśnie perfekcyjne niuanse poupychanie gdzieś na obrzeżach dźwiękowej świadomości. Na razie polecam lekturę płyty z dobrymi słuchawkami na uszach (broń panie Boże słuchania na głośniczkach telefonu komórkowego!), bo wtedy uwodzi finezją instrumentalną i pomysłami rodem z kosmosu. AF udało się to, co nie wyszło – moim oczywiście zdaniem – Tenebris. Ci ostatni przy całym szacunku, nie potrafili sprzedać kosmicznego odlotu przypadkowemu słuchaczowi. Zaś z „OVV” może zaprzyjaźnić się ktoś zdecydowanie „spoza” metalowej, czy ogólnie gitarowo – eksperymentalnej niszy. Owa komunikatywność ma jednak swoją cenę: jest nią czas. Obyście go znaleźli.

Rekomendacje: „F” za trans Falarka na ciężkim kwasie, „N” za nu metal po złotym strzale, „L” za trochę Swans’a w całym mieście oraz „D” za chocholi taniec Kobonga.

Arek Lerch

 

powrót do listy