PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2020-11-17
Metal Hammer 11/2020

Metal Hammer 11/2020

Marilyn Manson, Necrophobic, Narrenwind, Enslaved, Venomous Concept, Psychotype, Uerberos, Skeletal Remains, KAT, SÓLSTAFIR, Martwa Aura, Gaerea, Vicious Rumors, Destroyers


MH 11/2020_1 MH 11/2020_2

SPIS TREŚCI

ZGRZYT 3

HARD FAX 4

MARILYN MANSON 8

NECROPHOBIC 12

RAFAŁ KSIĘŻYK 14

NARRENWIND 18

ENSLAVED 20

VENOMOUS CONCEPT 22

WATERTANK 23

PSYCHOTYPE 24

UERBEROS 26

REALIZE 28

SKELETAL REMAINS 30

NA ZACHÓD OD METALU 32

 

KAT 69

SOLSTAFIR 65

MARTWA AURA 63

YEAR OF THE KNIFE 61

GAEREA 59

VICIOUS RUMORS 57

DESTROYERS 55

LOVE GLOVE 53

KONCERTY W CZASACH ZARAZY 52

ALBUM MIESIĄCA 51

RECENZJE 50

EPICENTRUM 46

ZA PROGIEM 45

BOOK ZAPŁAĆ 44

ZAFOCENI 43

ODGRUZOWANI 42

DIE YOUNG 41

 

ZGRZYT

„We Are Chaos”, nowy album Marilyna Mansona brzmi niczym przewrotny soundtrack dla roku 2020... Choć sam artysta opowiada, że absolutnie nie miał takiego zamiaru i w momencie gdy kończył album światowa pandemia zaledwie majaczyła na horyzoncie. Trudno jednak, gdy Marilyn w tytułowym utworze śpiewa: „We are sick, fucked up and complicated We are chaos, we can't be cured”, nie odnosić tego do obecnych czasów. Nowa płyta Mansona jest doskonała, kto wie czy nie najlepsza w jego karierze i dlatego poświęcamy jej okładkę i nasze główne story.

W numerze znajdziecie także inne wywiady, najczęściej związane z premierowymi wydawnictwami – jest więc Enslaved, jest Solstafir, Necrophobic, Venomous Concept, Vicious Rumors i Destroyers. Dodatkowo w numerze wywiad z Rafałem Księżykiem, który wspomina bardzo ciekawe dla polskiej muzyki czasy. Warto poświęcić tej rozmowie więcej uwagi.

Dużo zdrowia!

Darek Świtała

 

ALBUM MIESIĄCA

DEFTONES

Ohms (Reprise Records)

Dwadzieścia lat – tyle w tym roku stuknęło albumowi „White Pony” Deftones. Krążkowi kapeli, do której na długo przylgnęła metka nu-metalowej. I chociaż na debiutanckim „Adrenaline” oraz następnym „Around the Fur” dobitnie słychać fascynacje tym nurtem, to już na wspomnianym Białym Kucyku panowie udowodnili, że owa przegródka to nie miejsce dla nich. Brzmienie kapeli ewoluowało, ponieważ Chino i spółka odważnie sobie poczynali pod względem eksperymentatorskim. Początkowo chłopaki kombinowali z shoegaze’ingowymi dźwiękami zasłyszanymi na albumach Mazzy Star lub Ride, aby następnie poszerzyć swoje inspiracje o post-metal oraz post-rock (takie „U, U, D, D, L, R, L, R, A, B, Select, Start” mogłoby się znaleźć na płycie Mogwai albo Do Make Say Think). Co więcej, ekipa z Sacramento świetnie czuje się w tych muzycznych rejonach oraz – co słychać na najnowszym krążku – doskonale łączy ciężkie, a także pełne agresji brzmienia z typowo dream popowymi klimatami. A wszystko to przy akompaniamencie elektroniki i klawiszy.

Co tu dużo mówić, na „Ohms” sporą rolę odgrywają partie, za które odpowiedzialny jest Frank Delgado. Słychać to już w otwierającym płytkę „Genesis”. Numer rozpoczynają klimatyczne klawisze, tylko po to, aby przygotować słuchacza na potężne gitary Stephena Carpentera oraz wściekły wokal Chino Moreno. I pomimo tej sonicznej nawałnicy rozpętanej przez resztę instrumentów, syntezatory wciąż są wyraźnie słyszalne, doskonale budują atmosferę piosenki, zarazem dodając jej odrobinę lekkości. A skoro już o lekkości mowa, to można tu napomknąć o kolejnym kawałku – „Ceremony”, którego – w zestawieniu z openerem – można umieścić na drugim końcu muzycznego spektrum. To niesłychanie szybko wpadająca w ucho, melodyjna kompozycja, perfekcyjnie nadająca się do puszczania w komercyjnych stacjach radiowych. Przy tej ścieżce można wygodnie rozsiąść się w fotelu i na chwilę wyluzować, mimo iż również tutaj Carpenter odrobinę szarżuje… Przyjemnie słucha się także nieco ostrzejszego „Urantia”, kawałka mogącego pochwalić się czadowym riffem oraz naprawdę świetnym refrenem. To samo można powiedzieć o „Error”, numerze który chyba bardziej „deftonesowy” być nie może. Jeżeli ktoś poprosiłby mnie o scharakteryzowanie brzmienia Deftones, to na „Ohms” wytypowałbym tę piosenkę właśnie. Nie miałbym również jakichkolwiek problemów z wyborem osobistego faworyta, którym bez dwóch zdań jest „The Spell Of Mathematics” (chociaż z matematyki nigdy orłem nie byłem…). Genialny numer zaczynający się ostrymi, niemal djentowymi gitarami, w refrenie skręcający mocno w dream popowe lub shoegaze’ingowe rejony (nasuwają się tu nieodparte skojarzenia z Catherine Wheel). Na uwagę zasługuje także duet „Pompeji” oraz „The Link is Dead” – jakby połączyć obie piosenki to wyszłaby z nich naprawdę kapitalna post-metalowa kompozycja, która z powodzeniem mogłaby się znaleźć na płycie ISIS. Nie zapominajmy też o zamykającym krążek, kapitalnym utworze tytułowym, będącym równocześnie pierwszym singlem promującym „Ohms”. To kolejny, szybko wpadający w ucho numer, doskonale dopinający całą płytę.

W trakcie swojej przygody z „Ohms” nie mogłem wyjść z podziwu nie tylko dla umiejętności Chino i spółki, którzy zaserwowali fanom perfekcyjną płytę, ale również dla człowieka odpowiedzialnego za poskładanie tego materiału – Terry’ego Date’a. Wcale mnie nie dziwi, że chłopaki zaprosili do współpracy właśnie tego producenta, z którym nagrali „White Pony” lub „Deftones”. Najnowsze dzieło Kalifornijczyków to ich najlepsza płyta od tamtych czasów właśnie i zarazem mój osobisty pretendent do listy najlepszych albumów 2020 roku.

Piotr Stypka

 

powrót do listy