PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2015-11-24
Metal Hammer 11/2015

Metal Hammer 11/2015

Armia, Deep Purple, Cochise, Killing Joke, Ddenner / Shermann, Monster Magnet, Children Of Bodom, Incarnal, Beuthen, OCN, For today, Tsjuder, Graveyard, Grave digger, Closterkeller, Grave, Belzebong, Death Denied, The Dillinger Escape Plan

Metal Hammer 11/2015 

SPIS TREŚCI

Zgrzyt 3
Hard Fax 4
Armia 8
Deep Purple 12
Cochise 18
Killing Joke 20
Denner / Shermann 22
Monster Magnet 25
Children Of Bodom 26
Incarnal 28
Beuthen 29
OCN 30
For Today 32
Book Zapłać 41
Tsjuder 42
Graveyard 44
Na Zachód Od Metalu 46
Rocknroll z kega 47
Grave Digger 48
Closterkeller 50
Grave 52
Belzebong 54
Album Miesiąca 55
Recenzje 56
Death Denied 64
Live Ensiferum 66
The Dillinger Escape Plan 68
Out Of The Darkness 69
Die Young 70
 

ZGRZYT

Legenda...
 
to słowo jak mało które pasuje do Armii. Grupa działa przecież na rodzimym rynku ponad trzydzieści lat i ma na koncie wiele docenionych przez fanów i recenzentów płyt. Dobrze mieć świadomość, że najnowszy armijny album - „Toń” - to powrót do zdecydowanie rockowego (by nie rzec metalowego) i zarazem lekko niepokojącego brzmienia Armii. Jestem przekonany, że ta płyta już niedługo będzie wymieniana jednym tchem obok „Ducha”, „Triodante” czy „Legendy”. Mocna rzecz.
 
W numerze sporo miejsca poświęcamy też Deep Purple. Dlaczego? Bo już niebawem grupa kolejny raz odwiedzi nasz kraj to raz, a dwa; Roger Glover udzielił nam długiego wywiadu, w którym opowiada nie tylko o nowej płycie zespołu (która ma się ukazać w przyszłym roku) ale zdradza także wiele nieznanych dotąd faktów z historii Deep Purple.
 
Co jeszcze proponujemy na ten jesienny czas? Wywiady z Killing Joke, Cochise, Monster Magnet, OCN, Tsjuder, Graveyard, Children Of Bodom czy Closterkeller. Mało? Jest dużo więcej – ale to sprawdźcie już sami.
 
Darek Świtała

 

ALBUM MIESIĄCA

ARMIA
Toń
(Metal Mind Productions)
 
Armia jest już dzisiaj Legendą, której Duch obecny jest w wielu sercach a długa Droga doprowadziła ją do Procesu, który groził jej za to, że została „Freak’iem”. Być może ta wyliczanka jest głupia, ale układa mi się w najlogiczniejsze wyjaśnienie, dlaczego ten zespół zajmuje tak wysokie miejsce w panteonie największych objawień polskiej piosenki. Tom Budzyński, wierny swojemu językowi i miejscu, w którym się urodził, stanowi ciężki orzech do zgryzienia dla co bardziej twardogłowych scenersów, mainstream może mieć problem z przekonaniami i raczej mało kompromisową postawą, delikatne uszy nie zniosą gitarowego zgiełku.  Zatem, wiadomo, na czym stoimy.
 
Z drugiej strony, pokręcona droga artystyczna budzi wiele pytań. Szczytowy – zdaniem podpisanego – moment, czyli „Der Prozess”, z dzisiejszej perspektywy jawi się jako jedyny, kiedy Tomek Budzyński lekko odpuścił i pozwolił ponieść się pomysłom swoich ówczesnych kolegów. W efekcie otrzymaliśmy najlepszy w nowym milenium krążek studyjny i kontynuację w postaci szalonego i kompletnie „nie-armijnego” „Freak’a”. Te płyty w pewnym sensie są też wyjaśnieniem dalszych poczynań zespołu, który po 2009 roku zaliczył kilka lat dość, hmmm, dziwnych, kiedy wyraźnie szukał wyjścia z zaułka, w którym się znalazł. Skierowanie Armii w stronę improwizowanego szlaku było ciekawym zabiegiem, ale wypaczyło ideę zespołu. Pół biedy, gdyby przetrwał ówczesny skład. Być może mielibyśmy do czynienia z jeszcze bardziej  pokręconymi dźwiękami. Wiadomo jednak jak się stało; zespół borykał się przez jakiś czas z dużymi problemami kadrowymi co odbiło się nieco na koncertowej formie, wreszcie jednak wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Tomek swoje eksperymentalne zapędy skierował na drogę dokonań solowych – czego najlepszym przykładem jest projekt Rimbaud – zaś Armia skupiła się na tym co robi najlepiej, czyli czadach.
 
„Toń” to odpowiedź na powyższe dywagacje, swego rodzaju zespołowy statement, dający gwarancję formy i powrotu na stare, sprawdzone ścieżki. Z tymi „starymi” może przesadzam, bo znajdziemy tu nadal sporo eksperymentalnych fragmentów, jak chociażby leciutko jazzowo poprowadzony „Cud”, ciekawy, choć króciutki przerywnik w środku „Duszo wróć”, mocno „Procesowy” trans „Urkoloseum” czy kompletny, drone’owy odjazd w „Tam, gdzie kończy się kraj”. Dzisiaj są to jednak smaczki, które wzbogacają muzykę będącą konglomeratem potężnych rytmów i gitarowej mielonki. W tym towarzystwie wprawne ucho bez problemu wychwyci fragmenty, będące ukłonem w stronę starych czasów. Głównie za sprawą gitarowego rzemiosła, łączącego „popcornowe” riffowanie („Duszo wróć”) z przejrzystymi aranżacjami. Dawnego „Ducha” jest tu więcej. Posłuchajcie „Ukamienowania”, piosenki, która mogłaby znaleźć się chociażby na „Drodze”, z kolei „Grzech” to nawiązanie do nerwowych aranżacji „Triodante”. Swoistym comeback’iem jest dla mnie pieśń „Ostatnia chwila”, którą pozwoliłem sobie - z namaszczeniem Toma - nazwać „Opowieścią zimową XXI wieku”. Do szufladki z napisem „Legenda” dorzucam jeszcze czadowy, osadzony na d-beato’wym drajwie utwór „Puste okno”.
 
Pomijając jednak wszystkie te porównania, które przy zespole z tam bogatym dorobkiem są chyba nieuniknione, Armia z nowymi i utalentowanymi muzykami na pokładzie ponownie dała radę, tworząc muzykę świeżą, ciekawą i w fajny sposób zachowującą charakterystyczny dla tego zespołu klimat. W zasadzie wszystko się zgadza, teksty jak zawsze stanowią odrębny temat do dyskusji, waltornia kładzie swoje monumentalne frazy... Pozostaje tylko zanurzyć się w „Toń”...
 
Arek Lerch
 
powrót do listy