PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2014-08-31
Metal Hammer 09/2014

Metal Hammer 09/2014

Accept, Bullet, Alice in Chains, Crucified Barbara, Threshold, The-Haunted, Tim Bowness, CORIA, Lostbone, Steve Rothery, Exlibris - Studio Raport, Sanctuary, Clutch, Dragonforce, Decapitated, Ceti, Corruption

SPIS TREŚCI

Zgrzyt 3 Hard Fax 4 Accept 8 Bullet 12 Alice In Chains 14 Crucified Barbara 16 Threshold 18 The Haunted 20 Tehace 22 Tim Bowness 24 Coria 26 Rage Nucleaire 28 Lostbone 30 Steve Rothery 31 Exlibris Studio Raport 32 Book Zapłać 41 Unisonic 42 Sanctuary 44 Clutch 46 Dragonforce 49 Decapitated 50 Ceti 52 Album Miesiąca 55 Recenzje 56 Dark Fortress 62 John Garcia 64 Live Brutal Assault 66 Corruption 68 Out Of The Darkness 69 Die Young 70

ZGRZYT

Moda na klasyczny thrash... przyniosła za sobą także inny trend – ponowne zainteresowanie klasycznym heavy metalem. W to zjawisko doskonale wpisał się Accept, który od czasu swego powrotu na scenę, po prostu nie nagrał złej płyty. Począwszy od fenomenalnej „Blood Of The Nations”, przez tylko odrobinę mniej udany „Stalingrad”, na najnowszym ciosie w postaci „Blind Rage” kończąc. Zespół zagrał niedawno w Polsce, a jego występ na Przystanku Woodstock w Kostrzynie oglądało kilkadziesiąt tysięcy fanów. Zresztą by zdyskontować ten sukces Wolf Hoffmann i spółka nie musieli długo czekać – kilka dni potem całkowicie zawładnęli równie wielką publicznością na Wacken Open Air (na Youtube można w całości obejrzeć ten, profesjonalnie sfilmowany, występ). Nasza okładka tylko potwierdza, że ten odrodzony Accept, to, obok Iron Maiden i Judas Priest, jeden z trzech najlepszych heavy metalowych zespołów na świecie. Co jeszcze we wrześniowym, powakacyjnym numerze? Jak zwykle sporo wywiadów z różnych muzycznych szufladek; przed koncertem w Warszawie spotkaliśmy się z Alice In Chains, w studiu odwiedziliśmy Exlibris i Coria, o nowej trasie koncertowej Corruption poplotkowaliśmy z Aniołem oraz przeprowadziliśmy kilka interesujących telefonicznych rozmów (Threshold, Bullet, The Haunted, Sanctuary, Unisonic, John Garcia, Steve Rothery – by wymienić te najciekawsze.) Heavy metal? Może nie jest to już sposób na życie, ale siła tej muzyki dla wybranych wciąż jest porażająca. Niech bije w Was Metal Heart! Darek Świtała

ALBUM MIESIĄCA

DECAPITATED Blood Mantra (Nuclear Blast) Długą, cholernie długą drogę przebył Decapitated. Nie wiem, ilu fanów death metalu mieszkało w 1996 roku w niespełna pięćdziesięciotysięcznym Krośnie, ale rękę dam sobie odciąć – bo głowę, mimo nazwy zespołu, o którym piszę, jednak nie – że polski odpowiednik Tampy to nie był. Zwłaszcza osiemnaście lat temu, kiedy death metal dostawał już bardzo bolesne bęcki od blacku i kulił się w siole zamieszkiwanym wyłącznie przez oddanych maniaków. Nie była to jednak ani pierwsza, ani ostatnia, ani – co najważniejsze – najpoważniejsza przeszkoda, z jaką musiał zmagać się ten zespół. Wiadomo: najczarniejszymi zgłoskami w historii Decapitated zapisał się dwudziesty dziewiąty października 2007 roku. W porównaniu z tamtym dniem, śmiesznostkami wydają się inne komplikacje. Na przykład zmagania z opinią, jakoby o wczesnych sukcesach zespołu zadecydował wyłącznie szczenięcy wiek jego członków. Albo liczne zmiany składu, również te z ostatnich dwóch lat. A nawet lądowanie na pokładzie samolotu, który nie zdołał wypuścić podwozia. Tak, muzycy Decapitated podróżowali ze Stanów Boeingiem 767, który trzy lata temu krzesał na Okęciu iskry, szorując brzuchem płytę lotniska. O tym, że kwartetu łatwo nie da się powstrzymać, dobitnie świadczył już album „Carnival Is Forever” sprzed trzech lat. „Blood Mantra” to wrażenie nie tylko utrwala, ale i wzmaga. Jest przynajmniej kilka powodów, dla których szanujący się fan metalu powinien tej płyty posłuchać. Nie oszukujmy się… Dla metalu riff jest mniej więcej tym, czym drób dla rosołu albo silikon dla biustu Audrey Bitoni. No, nie da się bezeń ujechać. Metal z poślednich riffów prawdopodobnie da się ratować leczeniem objawowym, da się pozorować, ale za to metal z riffów szlachetnych bardzo trudno zepsuć. Wydaje mi się, że Vogg wie o tym dziś lepiej niż kiedykolwiek wcześniej, a początek „Blood Mantra” – prawie minuta z samą gitarą i hi-hatem, bez wokalu i sekcji rytmicznej – jest swoistą deklaracją. Deklaracją potęgi riffu. Tłustego i dobrze przyprawionego zarazem. Co decyduje o klasie albumu, to również pomyślunek w klejeniu tych riffów w konstrukcje. Kto kiedykolwiek dał się przekopać utworowi „God” Nun Slaughter, ten z pewnością wie, że maksyma „trzy akordy, darcie mordy” wcale nie musi mieć w death metalu pejoratywnej wymowy. Ale oczywiście może. Z drugiej strony, kto kiedykolwiek posłuchał Braindrill, ten wie, że dziesiątki riffów w jednym kawałku wcale nie muszą stymulować wyobraźni, a mogą uśpić. Znaleźć równowagę to klucz do sukcesu. Na „Blood Mantra” znalazło się kilka utworów, które mogą kandydować do tytułu najprostszych w całym dorobku Decapitated. Czy to ujma dla zespołu, który swego czasu niósł flagę technicznego death metalu? W żadnym wypadku. Zwłaszcza jeśli zawijasy struktur zastąpiono rzeczami takimi jak na przykład „The Blasphemous Psalm to the Dummy God Creation” – na dobrą sprawę trzy motywy, a energii więcej niż u osiemdziesięciu Braindrillów. Albo utwór tytułowy, który zaczyna się jak Pantera, kończy jak Slayer, a paradoksalnie ani przez chwilę nie przestaje być w stylu Decapitated. Albo „Nest” – godny kontynuator zapoczątkowanej przez „Spheres of Madness” tradycji utworów zbudowanych na rozszarpanych pauzami, niczym eksplozją szrapnela, riffach. Wreszcie „Blindness” – to już właściwie metal… impresjonistyczny. W takiej rozpiętości barw Rafał, na wysokości poprzedniego albumu określany przez malkontentów najsłabszym wokalistą w historii Decapitated, okazuje się dla kapeli prawdziwym błogosławieństwem. Jasne, nie jest to klasyczny deathmetalowy growler, ale muzyka kwartetu już dawno przestała być klasycznym death metalem. I dobrze. Maciej Krzywiński

powrót do listy