PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2006-07-00
Metal Hammer 07/2006

Metal Hammer 07/2006

2 TM 2,3, Apocalyptica, Stone Sour, Voivod, Arch Enemy, Vader, Behemoth, Schenker, Whitesnake, Kat, Glenn Hughes, Tommy Bolin, Ihsahn, Coma, Galahad, Lordi, Gov't Mule, Agressiva 69, Alice in Chains. Plakaty: TOOL, Iommi 2 TM 2,3, Apocalyptica, Stone Sour, Voivod, Arch Enemy, Vader, Behemoth, Schenker, Whitesnake, Kat, Glenn Hughes, Tommy Bolin, Ihsahn, Coma, Galahad, Lordi, Gov't Mule, Agressiva 69, Alice in Chains. Plakaty: TOOL, Iommi

więcej...

W powszechnej opinii...

...wakacje nie są dobrym momentem na lansowanie płytowych nowości. Tymczasem okazuje się, że to właśnie na lipiec i sierpień premiery swoich płyt zapowiedzieli 2 TM2,3, Stone Sour, The Cult a nawet Slayer. Wakacje zapowiadają się więc, przynajmniej w muzycznym światku, na bardzo gorące...

W lipcowym wydaniu wyróżniliśmy na okładce 2 TM2,3 ? na nowy, studyjny album Tymoteusza fani musieli czekać aż 6 lat, a o tym jak i dlaczego powstała nowa płyta opowiedzieli nam trzej liderzy grupy ? Litza, Budzy i Maleo.

Zresztą wydarzenia polskiej sceny muzycznej są zdecydowanie mocnym akcentem naszego lipcowego numeru ? o swojej nowej, fenomenalnie ocenianej płycie, opowiedzieli nam muzycy Coma, ale zachęcamy także do lektury wywiadów z Wu-Hae, Agressiva 69, Ciryam, Killjoy czy legendami polskiej rockowej sceny lat 70. i 80.? Kwadratem i Omni.

Z kolei dla tych, którzy nie mogli zobaczyć na żywo koncertu zmartwychwstałej legendy Alice In Chains przygotowaliśmy obszerną relację z tego wydarzenia, relację tym bardziej interesującą, że kilka stron wcześniej publikujemy wywiad ze Stone Sour ? zespołem, który tego dnia poprzedzał w Spodku występ Alice. Występ oceniony zresztą przez wielu jako lepszy i ciekawszy niż koncert samej gwiazdy... O trasie z Alice In Chains, o nowej płycie Stone Sour a także o tym dlaczego w Slipknot panuje duszna atmosfera opowiada nam Corey Taylor.

Co jeszcze znajdziecie w numerze? Sympatykom hard rockowej klasyki polecamy wywiad z gitarzystą Michaelem Schenkerem a także obszerne teksty o Whitesnake, Gov?t Mule, Tommym Bolinie i Glennie Hughesie.
Na zakończenie zaś proponujemy specjalny przegląd piosenek z hasłem ?leper? w tytule oraz nasz coroczny konkurs ? ?Wakacje z Metal Hammerem?.

Darek Świtała

więcej...

Niepublikowana część wywiadu (MH 7/2006)

MH: Wygląda na to, że to Stone Sour pozwala funkcjonować ci w Slipknot przez tyle lat.
Corey Taylor: O tak. Uwierz mi, gdyby nie Stone Sour, rzuciłbym Slipknot dawno temu. I nie ze względu na ludzi, nie ze względu na muzykę, ale ze względu na wszystko co się dzieje wokół zespołu. Mam wspaniałych przyjaciół w Slipknot, tworzymy fajną muzykę, ale to niekompletny ja. To jest tylko jakiś wycinek mojej osoby. Gdybym miał tylko to, pewnie bym zwariował, rzucił to w cholerę, wziął akustyczną gitarę i grał gdzieś na rogu za drobne. W muzyce chodzi o spełnienie, jeśli tego nie masz, to prędzej czy później się wypalisz. Ja zawsze podchodziłem do muzyki od strony filozoficznej, a nie biznesowej. Owszem mam zespół, ale nie zbijam na tym kokosów. Wystarcz mi na tyle, by utrzymać rodzinę, mieć dom i normalnie funkcjonować. Nie jestem bogaty, w popularnym tego słowa znaczeniu. Robię to wszystko, by czynić moją muzykę coraz lepszą i tym albumem niemal udało mi się sięgnąć ideału. Trochę to przerażające, bo wyobrażałem sobie, że nawet za milion lat, nie będę mógł tego powiedzieć.

MH: OK, rozumiem twój entuzjazm, ale czy to nie jest tak, że każdy lub prawie każdy artysta po nagraniu krążka twierdzi, że właśnie ten jest najlepszy?
CT: Owszem, jest tak, ale tym razem naprawdę tak myślę. Zresztą nie muszę szukać daleko przykładu ? po wydaniu ?Vol.3: The Subliminal Verses?, również byłem przekonany, że to jest to, do czego dążyłem w trakcie mojej kariery muzycznej, Ale po czasie pojawiły się myśli, że niektóre elementy można było zrobić lepiej. Ale wtedy byłem zachwycony tym krążkiem, bo był tak inny od poprzednich płyt. Podjęliśmy duże ryzyko nagrywając tę płytę, ale o to chodzi w tym zespole. Slipknot chyba za każdym razem ryzykował. Nasz debiut jest inny niż ?Iowa?, a ta z kolei zupełnie inna niż ?Vol.3...? Nie obawiamy się ryzykować. ?Iowa? wbrew temu, co wielu sądzi nie był zbyt popularnym krążkiem, ?Slipknot? tak, ?Vol. 3...? również.
Podobnie dzieje się w Stone Sour, tylko w inny sposób. Nasza pierwsza płyta zawierała się w pewnych kanonach, w pewnym okręgu, wewnątrz którego poruszaliśmy się. Z ?May What(ever) Come? wyszliśmy poza obręb tego okręgu, muzycznie, testowo i brzmieniowo.

MH: Jesteś tak entuzjastyczny tą płytą, że to czekanie na premierę, jest chyba dla ciebie utrapieniem.
CT: Dokładnie, dlatego też gramy tak dużo nowych utworów na tej trasie. To w sumie jedyna możliwości by nasi fani, a także inni którzy przychodzą nas obejrzeć usłyszeli i mogli zadecydować czy sięgnąć po nowy Stone Sour. Na radio nie ma co liczyć, bo stacje grają to co chcą grać, a nie to co artyści chcieliby by było grane. A w ten sposób budujemy napięcie, tworzymy sytuacje, w której ludzie nie mogą się doczekać by usłyszeć ?May What(ever) Come? w całości...

Artur Cymara

więcej...

Niepublikowana część wywiadu z Apocalyptica (MH 7/2006)

M.H.: Spójrzmy teraz na scenę muzyczną. Jak bardzo w ciągu dziesięciu lat się zmieniła?
P.L.: Gdy patrzę na scenę muzyczną z punktu widzenia fińskiego muzyka, jestem pod ogromnym wrażeniem postępu, jaki dokonał się w ostatnich latach na rodzimej scenie. Spójrz, ile zespołów odniosło popularność za granicą! Dziesięć lat temu to było nie do pomyślenia. Oczywiście, nic nie bierze się bez pracy ? wszystkie zespoły, które dziś są popularne ciężko pracowały na swój sukces i przeszły naprawdę długą drogę wzlotów i upadków. Wiele kapel harowało i nikt ich nie zauważał. Dziś jest inaczej, są perspektywy, są szanse. To zmiana, jaka najbardziej mnie uderza.

M.H.: Co sądzisz o twoim rodzimym Lordi, który został zwycięzcą tegorocznej Eurowizji? 
P.L.: Oh, no wiesz? Lordi jest COOL!

M.H.: COOL powiadasz? (obustronny, bardzo porozumiewawczy śmiech). Podobają ci się ich stroje?
P.L.: Tak, oczywiście, jakże mógłbym ich nie lubić? To z pewnością nie jest moja ulubiona muzyka, ale podoba mi się ten pomysł.

M.H.: Wiesz, wiele ludzi się śmieje, ale coś w tym jednak jest. Ich piosenka to z pewnością najostrzejszy kawałek, jaki kiedykolwiek wygrał w tym konkursie.
P.L.: Eurowizja zawsze była gównem, przez wiele, wiele lat. Sądzę, że Lordi pokazał tym wszystkim fanatykom eurowizyjnym środkowy palec i wypiął się na nich bardzo obficie. To powinna być ostatnia Eurowizja. Jestem za zniesieniem tego konkursu.

M.H.: Potwory wszystko pożrą?
P.L.: Mam głęboką nadzieję. Naprawdę!

M.H.: W jaki sposób mamy rozumieć tę tytułową re-inwencję waszej muzyki?
P.L.: Chodziło nam o wiolonczele. Weźmy np.: brzmienie naszego ostatniego albumu. W ogóle nie brzmi jak krążek klasyczny.

M.H.: Oczywiście, że nie!
P.L.: No właśnie. Jasne, są tam też klasyczne momenty. Przeważają jednak mocne, rozproszone dźwięki wiolonczeli, bardzo zbliżone do brzmienia gitar i basów. Myślę, że na tym polega ta re-inwencja. Chcieliśmy poszerzyć limity tego instrumentu.

M.H.: Okładki waszych albumów zawsze głęboko mnie poruszały. Tymczasem, na najnowszym krążku widać wysoce zmechanizowaną, techniczną wiolonczelę. Przyznam szczerze, że trochę się zdołowałam takim zdjęciem. Czy to znaczy, że te kochane wiolonczele uległy przeobrażeniom ery industrializacji i już nie są tak niewinne i dziewicze jak dawniej?
P.L.: (śmiech). Ale my myśleliśmy, że to zdjęcie jest takie fajowe, że po prostu musi znaleźć się na okładce. Pomyśl o tym tak ? że dzisiejsza wiolonczela jest wysoce zmechanizowana, ale mimo wszystko kryje w sobie głęboką duszę. Ja przynajmniej tak myślę. To, że jest tam tyle kabelków i pstryczków wcale nie znaczy, że ona jest bezduszna. Nie można mówić w ogóle o zatraceniu duszy. Wyznajemy w Apocalyptice zasadę, że muzyka i wszystko, co tworzymy zawsze musi mieć swojego niepowtarzalnego ducha. Składa się na niego między innymi pierwiastek prawdziwego życia. Nie ma miejsca na plastik, sztuczne, wygenerowane emocje. Jeśli w tego typie muzyki nie słyszysz iskry rzeczywistości, to nie warto w ogóle tracić czasu na słuchanie.

M.H.: Powiedz, w jaki sposób kompletuje się piosnki na taką kompilację. Nagrywaliście je jeszcze raz?
P.L.: To są wszystko oryginalne wersje utworów. Zebraliśmy te kawałki, które uważaliśmy, że najlepiej sumują Apocalyptikę. Znajdziesz tam reprezentantów z każdej płyty, bo każdy album nas kształtował i każdy jest bardzo ważnym punktem w naszej karierze. Numery wybieraliśmy według własnego uznania. To, co słychać na nowym albumie, to, według nas, najlepsze nasze dokonania.

M.H.: "Kaamos" to jeden z waszych najlepszych utworów. Gdy pierwszy raz słuchałam albumu "Cult" pomyślałam, że może został trefnie nagrany ? ten kawałek kończy się nagle, chaotycznie i destrukcyjnie. Teraz wiem, że to celowy zabieg. Dlaczego? O co chodzi?
P.L.: To zakończenie ma metaforyczne znacznie. Chodzi o to, że życie może się skończyć w każdej chwili, w najmniej oczekiwanym momencie. Musimy o tym pamiętać. Nigdy nie wiesz, co się stanie. Jesteś zakochany, właśnie zdałeś egzamin, wiesz, przeżywasz dużo radości, wracasz do domu, przechodzisz przez ulicę i nagle wjeżdża w ciebie rozpędzony samochód. Taka historia wydarzyła się naprawdę ? w '98 nasz inżynier dźwięku stał na ulicy i wjechało w niego auto. Zginął na miejscu. Nie było nas przy tym, ale ta tragedia bardzo nami wstrząsnęła? (Paavo załamał się głos). Ludzie powinni korzystać z życia tak bardzo, jak można, bo nigdy nie wiesz co się wydarzy.

M.H.: Czy ta sytuacja natchnęła was jakoś do napisania tej piosenki w taki sposób?
P.L.: Nie, opowiadałem ci o tym jako o przykładzie. Muzyka jest inspirowana wieloma sytuacjami, wypływa z mnóstwa rzeczy, które przytrafiły się w życiu. Nie można określić, że konkretna piosenka inspirowana była tym i tym. To o wiele bardziej skomplikowany i złożony proces.

M.H.: Pierwsza część albumu jest instrumentalna, na drugiej śpiewają soliści. Kto pisze teksty, gdy z nimi nagrywacie?
P.L.: Słowa piszą wokaliści. Jedyny wyjątek stanowi "Repressed", najnowszy kawałek. Oparty jest na tekście Eicci. Max Cavalera i Matt Tuck wprowadzili kilka poprawek. To wokaliści prezentują przekaz tekstowy, ja nie mam w tej sprawie nic do gadania. Moim zadaniem jest tworzenie i granie muzy.

M.H.: No ale chyba możesz mieć wpływ na tekst? Wokalista może sobie w końcu śpiewać o słoniach albo o tym, że nie lubi myć zębów?
P.L.: Wiesz, nie za bardzo. To są ich słowa, oni musi muszą się z nimi identyfikować. Pozostawiamy wokalistom wolną rękę. No ale wiesz? nikt nie będzie śpiewał o myciu zębów do piosenek Apocalyptiki? Mam nadzieję przynajmniej, że do tego nie dojdzie!

M.H.: Wspomniałeś o nowym singlu "Repressed". Za wokale odpowiedzialni są Max Cavalera i Matt Tuck z Bullet For My Valentine. Skąd pomysł na taki kawałek?
P.L.: Gramy mnóstwo kawałków Sepultury, także na koncertach. Praca z Maxem to zawsze było marzenie, dążyliśmy do tego długi czas. Matta i Bullet For My Valentine poznaliśmy w tamtym roku, podczas trasy w Niemczech. Oni nas supportowali, zaprosili do współpracy i tak się zaczęło.

M.H.: No właśnie, zagraliście piękne intro na ich debiutanckiej płycie, pt.: "The Poison". To chyba najlepszy numer na tym krążku, heh.
P.L.: To fakt, udało się. W zamian oni, a właściwie wokalista Matt, wziął gościnny udział w naszym nagraniu.

M.H.: Bardzo lubicie Sepulturę, ale to Metallica jest zespołem, który kochacie ponad życie. Jak sądzisz, skoro marzenie wspólnych nagrań z Maxem się ziściło, to może na następnej waszej płycie usłyszymy Hetfielda?
P.L.: Tak, oczywiście. W przyszłym roku nagramy z nim wszystkie numery i on jedzie z nami w trasę.

M.H.: Yyyy?
P.L.: No? żartuję! Ha, ha! Jasne, to byłoby maksymalne spełnienie marzeń. Nie wierzę jednak, by kiedykolwiek udało nam się z nim cokolwiek nagrać.

M.H.: No wiesz, ale z Maxem się udało. Może nie warto tracić nadziei?
P.L.: Max jest Brazylijczykiem, a James to Amerykanin. Wystarczy, że zauważysz tę różnicę i nie potrzeba więcej komentarzy?

M.H.: Rozumiem, o co ci chodzi? Jakie plany na przyszłość? Teraz jesteście w trasie, a co potem?
P.L.: Pod koniec lata wchodzimy do studia i będziemy nagrywać nowy album. Dajemy sobie na to całą jesień i zimę. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. W każdym razie, w następnym roku ukaże się nowy krążek, nie potrafię sprecyzować kiedy. Wtedy też na stówę przyjedziemy do Polski.

M.H.: Jaki będzie nowy album? Opowiedz coś. Cięższy niż ostatni?
P.L.: Ah, nie sądzę, bym powinienem o tym już mówić. To tak, jak chwalenie dziecka zanim się jeszcze narodzi. Trudno powiedzieć?My tylko gramy muzykę. Cały efekt będzie widoczny dopiero po zrobieniu miksów i masteringu. Nie wiem dokładnie, jakie nasze dziecko będzie. Ale na pewno będzie bardzo ładne, heh!

M.H.: To na pewno będzie przepiękne dzieciątko!
P.L.: O tak, przepiękne, bardzo grzeczne i odniesie wielki sukces!

M.H.: Jak zwykle w przypadku Apocalyptiki!
P.L.: Coś czuję, że już chcesz skończyć, a ja chciałem tobie jeszcze przypomnieć, że w maju ukazało się nasze DVD, "The Life Burns Tour". Nagrywaliśmy je podczas jednego z niemieckich koncertów, jakoś pod koniec roku. Nie pamiętam dokładnie miasta ? Dortmund albo Dusseldorf, tam wszystkie miejsca są takie same, heh. Muszę przyznać, że to jedna z najlepszych rzeczy, jakie kiedykolwiek zrobiliśmy. Siła Apocalyptiki tkwi w jej występach na żywo. Wreszcie, teraz na całym świecie, wszyscy będą mogli poznać tę moc. Oprócz koncertów, zobaczycie tam m.in. nasze teledyski. Sądzę, że film ten powstał w idealnym momencie, doskonale obrazuje zespół w tej chwili kariery.

M.H.: Obiecuję, że poinformuję o tym Czytelników! To co? Pożegnamy się po fińsku? Näkemiin!
P.L.: Näkemiin! Mam nadzieję zobaczyć już wkrótce naszych polskich fanów! Pozdrawiam!

Rozmawiała : Ewelina Potocka

więcej...

Niepublikowana część wywiadu z Liv Kristine (MH 7/2006)

MH: Czy to , że przy tworzeniu albumu pomagało Ci tak wielu kompozytorów miało wpływ na dość duże zróżnicowanie stylistyczne płyty?
LK: Z całą pewnością. Ale takie było między innymi założenie - na "Enter My Religion" nie istnieją żadne limity. Są delikatne ballady, jest ambitniejszy pop, są rzeczy inspirowane flamenco, są utwory rockowe ale także i bliskie stylistyce dance, np. "You Take Me Higher" gdzie możesz usłyszeć taneczne bity. Ale to jest album o moim życiu - to jestem cała ja. Każdy utwór to osobna cząstka mojego życia. Tytuł "Enter My Religion" należy interpretować jako zaproszenie do mojego prywatnego świata. Moje życie to otwarta księga...

MH: Na albumie znalazła się Twoja interpretacja wielkiego przeboju Bruce'a Springsteen'a - "Streets Of Philadelphia." Twoja wersja bardzo mi się podoba, bowiem nadałaś temu utworowi swój własny szlif - mimo iż jest to cover, w dodatku bardzo znany utwór to słychać tam Ciebie. Dalczego Twój wybór padł akurat na ten kawałek?
LK: Dziękuję za miłe słowa. Ludzie oczekiwali ode mnie nagrania jakiegoś utworu Ozzy?ego lub Madonny. Ja zdecydowałam się jednak na Bruce'a Springsteena. Utwór wydaje się być stosunkowo prosty, jednak jak zaczynasz go śpiewać , okazuje się , że tak nie jest. Ten kawałek należy zaśpiewać z uczuciem - tak jak to robił Bruce. Wykreował on tam tak niesamowitą atmosferę, która w połączeniu z filmem "Filadelfia" tworzy coś absolutnie magicznego. To bardzo mnie dotyka. I też chciałam doświadczyć czegoś magicznego nagrywając ten utwór. Na album trafiła ostatecznie wersja demo, mój mąż Alex stwierdził bowiem, że zaśpiewałam to z o wiele większym uczuciem po raz pierwszy niż potem, nagrywając wokale po raz drugi. Zostawiliśmy więc wersję pierwotną. Chodziło mi głównie o te emocje - dlatego wybrałam ten utwór. Chciałabym również nagrać kiedyś muzykę do filmu. To moje marzenie. Na ?Vinland Saga" Leave's Eyes usłyszysz kilka takich fragmentów. Myślę, że kiedyś spróbuję zrobić cały album w takim klimacie. To będzie naprawdę duże wyzwanie. Chciałabym jeszcze zrobić coś wspólnie z Lisą Gerrard z Dead Can Dance. To moje drugie marzenie! (śmiech)

MH: Na koniec zapytam Cię o Theatre Of Tragedy. Nie rozstaliście się w miłych okolicznościach. Choć dla większości jesteś dziś Liv Kristine a nie ex-wolistką Theatre Of Tragedy, to nie da się ukryć, że ten zespół to bardzo ważny etap w Twoim życiu. Co sądzisz dziś o tamtych utworach , czy wykonujesz je na żywo np. z Leave's Eyes?
LK: Najpierw opowiem Ci pewną historię. Otóż graliśmy jakiś czas temu koncert w Argentynie, przed nami jakiś lokalny band i nagle słyszę a oni grają "Tanz Der Schatten" Myślę sobie: Do licha, znam ten kawałek! Nie skojarzyłam od razu, że to mój stary utwór. Wzruszona wbiegłam na scenę, przytuliłam wokalistkę, ludzie byli szczęśliwi...To był bardzo wyjątkowy moment. Uwielbiam trzy pierwsze albumy Theatre Of Tragedy. Te bardziej elektroniczne również nie były złe ponieważ pozwoliły mi się sprawdzić w zupełnie innej stylistyce muzycznej. Ale trzy pierwsze darzę największa sympatią. Te utwory zawsze będą bliskie mojemu sercu - nowy skład Theatre Of Tragedy ich nie wykonuje, mi też na to nie pozwalają. Na pewno jednak sięgnę po nie w przyszłości bo to ważna część mojego życia i nie chcę, żeby te utwory najzwyczajniej na świecie przepadły.

MH: Śledzisz ostatnie poczynania Theatre Of Tragedy?
LK: Bardzo cenię sobie ich nową wokalistkę. Jesteś zaskoczony, ale tak właśnie jest. Kiedyś z Leave's Eyes graliśmy koncert w Norwegii. Zaprosiłam na ten występ członków Theatre Of Tragedy. Niestety nikt nie przyszedł. Nikt, za wyjątkiem ich nowej wokalistki. Bardzo lubię tą dziewczynę , to nie jej wina że jest tak jak jest. Życzyłam jej powodzenia i naprawdę miło wspominam to spotkanie. Było mi jednak bardzo smutno, że reszta nie skorzystała z mojego zaproszenia. Widzę, że oni cały czas mają do mnie żal. Tylko o co? Poinformowali mnie że muszę odejść a ja do dnia dzisiejszego nie wiem co było powodem ich decyzji. Theatre Of Tragedy jako zespół to ważny ale zamknięty już rozdział w moim życiu. Mam Leave's Eyes i kontynuuję w tej grupie to, co robiłam w Theatre Of Tragedy. I jestem z tego powodu bardzo szczęśliwa.

Rozmawiał: Adam Brzeziński

więcej...

Agressiva 69 ? niepublikowana część wywiadu z MH 7/2006

MH: W przypadku waszego zespołu pojawiają się określenia industrial. Jednak dla mnie synonimem tego określenia są słowa ? twardy, ekstremalny, mechaniczny, zgrzytliwy, dysonansowy, kontrowersyjny. Tymczasem wasze nowe utwory to chwytliwe piosenki, najbliżej mające do ?Ultra? Depeche Mode. Nie jest to oczywiście zarzut, ale zdefiniuj, jak określiłbyś dzisiejszy obraz Agressivy?
Sławek: Urbanistyczno - technologiczny rock z domieszką zimnej fali... Tak bym to zdefiniował...
Bodek: Industrialne mamy tylko naleciałości produkcyjne, przetwarzanie dźwięków. Forma to konwencjonalna piosenka. Owa ?piosenkowość? i chwytliwość jest robiona z premedytacją, choć część wychodzi całkiem naturalnie. A i tak dla niektórych muzyka będzie niestrawna i nie ?do przejścia?.

MH: Zawsze interesowało mnie, jak przebiegają nagrania takiego zespołu jak Agressiva. Jak pracujecie w studiu?
Sławek: Tą płytę robiliśmy z Bodkiem we dwóch. Zaczynamy od rytmu, od ?zajawki?, czegoś, co pociągnie dany utwór. Następnie świadome dopasowywanie, zbieranie śladów, selekcjonowanie dźwięków i tworzenie formy. Dyskutujemy, uruchamiamy chłopaków, po czym następuje korespondencja mailowa, przesyłanie plików, to trwa tak długo aż się nabuduje tyle dźwięków, że trzeba pomyśleć o wokalu. Zaczynają się tzw ?rybki? wokalowe. Na tej bazie szukamy tekstu. Z reguły zamykamy w ten sposób demo. Potem szukamy ostatecznego kształtu.  Poprawki, szlifowanie, miksy, w przypadku ostatniej płyty wykonał je Adam Toczko i Piotr Zygo. W ten sposób przedstawiłem ci w skrócie trzy lata...

MH: Najbardziej kontrowersyjna jest okładka płyty ? coś o niej?
Sławek: Szukaliśmy długo okładki jak i tytułu. Okładkę znaleźliśmy całkiem przypadkowo. W pomieszczeniu, gdzie odbywała się sesja fotograficzna do nowej płyty, wisiał kalendarz z tym zdjęciem, na którym oprócz dziewczyny był jeszcze facet. Jego wycięliśmy i w taki sposób otrzymaliśmy obraz, który znalazł się na ?IN?. Na pewno prowokujący. Jest w nim pewna ?lajtowość?, aczkolwiek można jego wymowę zrozumieć zupełnie inaczej...

MH: Słowo na temat promocji płyty?
Sławek: Promocja już się zaczęła. Gramy festiwale ? Węgorzewo, Olecko, Castle Party, Radio Bis w Łebie, w Kłodzku. Myślę, że jeszcze zagramy ze dwa trzy koncerty, potem wakacje a po wakacjach jesienna trasa...

Rozmawiał Arek Lerch

więcej...

Kwadrat ? niepublikowana część wywiadu z numeru 7/2006

MH: Pomówmy teraz o płycie, która właśnie trafia na rynek. Na początku chciałbym porozmawiać o różnych znanych nazwiskach, które tam się pojawiły ? pierwsze to Irek Dudek...
TD: Z Irkiem to mieliśmy bardzo fajną rzecz. Przez prawie cały rok jeździliśmy razem w trasy. Sytuacja była tego typu, że Irek rozstał się ze swoim dotychczasowym gitarzystą i postanowił z nami współpracować. Ale to była inna niż zwykle współpraca. Zrobiliśmy to tak. Graliśmy nasz koncert ok. półtorej godziny. W jego trakcie na scenie pojawiał się Dudek z półgodzinnym swoim programem. Oczywiście myśmy mu cały czas akompaniowali. I tak przejechaliśmy całą Polskę. To było kapitalne przeżycie. Zaczynał Kwadrat, potem wchodził Irek Dudek i na końcu znowu Kwadrat. Ludzie bardzo dobrze to przyjęli. Pamiętam też pierwszą Rawę Blues. Odbywała się ona w klubie Akant (klub studencki w Katowicach ? przyp. red.) i tam nie występowaliśmy jako grupa Kwadrat tylko jako kapela, która gra z tyłu razem z Irkiem Dudkiem. On cały czas mówił o pomyśle, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Wtedy jeszcze nie spodziewał się, że to tak się rozrośnie, ale miał pomysł, siłę i dar przekonywania.

MH: Jacek Gazda...
TD: Wspaniały człowiek, zawodowiec, strasznie nerwowy, ale profesjonalista pełną gębą, dużo wniósł do zespołu. Kocham go bardzo.

MH: Adam Otręba...
TD: Muzyk doskonały, spokojny, ale pięknie grający. To zresztą słychać na płycie.

MH: Andrzej Zaucha...
TD: Świetny muzyk, wokalista. Pamiętam, że było to w grudniu. Podkłady były już gotowe, kiedy pojawił się w studio, nagrał bardzo sprawnie wokale. Planowaliśmy wspólną trasę, ale cenzura teksty wycięła, zaraz potem wprowadzono stan wojenny i było po imprezie, a materiał odstawiono na półkę. Kilka naszych piosenek ukazało się w zeszłym roku na antologii Zauchy. Teraz na płycie Kwadratu pojawią się także dwa nagrania z tej sesji.

MH: W jaki sposób dobrałeś piosenki. Jaki był klucz?
TD: Na wydanej właśnie płycie nie mówimy o jakiejś chronologii. W wyborze zależało mi bardziej na oddaniu pewnych emocji związanych z tymi nagraniami. Od razu muszę stwierdzić, że nie wszystko udało się zmieścić na tej płycie. Także pozostało trochę nagrań i to jak i z pierwszych, najstarszych sesji jak i z tych ostatnich. Może kiedyś to także zostanie wydane... Na płycie mamy nowszą wersję ?Polowania? . Jak już wcześniej wspomniałem na najstarszej grał na skrzypcach Suswał, na tej, którą teraz możemy posłuchać na jednej z dwóch gitar gra Adama Otręby, nie ma w niej skrzypiec. Dlatego uważałem, że dobrze będzie pokazać w tym momencie także tę drugą wersję.

MH: Jaki jest uczucie, kiedy po latach wreszcie po raz pierwszy ukazuje się materiał na płycie a nie na singlu czy kasecie magnetofonowej?
TD: Miałem już wcześniej kilka propozycji wydania ale były to propozycje od prywatnych osób, znajomych, które miały pieniądze. Uważam jednak, że do tego powinna być profesjonalna firma a taką jest Metal Mind i to jest bardzo ważne. I cieszę się, że tak się stało.

MH: Czy nie zastanawiałeś się na tym, żeby po wydaniu teraz płyty i przypomnieniu się starym fanom, aby skrzyknąć chłopaków i pojechać znowu w trasę, choćby taką jedną wspomnieniową? Ostatnio byliśmy światkami kilku powrotów ? TSA, Mech...
TD: Bardzo często ostatnio zadawano mi to pytanie. Nie wiem, czy byłbym jeszcze w stanie siąść za klawiszami. Oczywiście mam w domu pianino i gitarę, ale nie wiem czy nasza muzyka trafiłaby teraz do dzisiejszej publiczności. Choć kiedy ostatnio byłem w Irlandii, spotkałem tam 28-letniego chłopaka, któremu bardzo podobała się nasza muzyka i który miał nasz pierwszy singiel. Był bardzo zaskoczony, kiedy dowiedział się, że jestem człowiekiem, który grał w zespole Kwadrat. To było bardzo dla mnie miłe, że młodzi ludzie znają nasze piosenki. A wracając do koncertów, czy są możliwe? Ja mam jedno podstawowe pytanie. Czy jest sens powrotu? Czy jest takie zapotrzebowanie? Mówisz o TSA, ale oni mieli wyższą pozycję niż my. Choć przypominam sobie nasz wspólny przed laty koncert z nimi. Na jednej sali spotkały się jakby dwie publiczności, które potrafiły zgotować gorącą atmosferę dla naszych zespołów, żadnych różnic czy kwasów.

MH: Jak pozostali muzycy przyjęli wiadomość, że już niedługo w sklepach pojawi się płyta z ich nagraniami?
TD: Adaś Otręba był bardzo zadowolony i od razu wyraził gotowość udziału w ewentualnych koncertach. Zadzwoniłem też do Ryśka Węgrzyna, który od paru lat pracuje w Wielkiej Brytanii. Był mile zaskoczony i od razu stwierdził, że wystarczy jeden telefon i przyjeżdża na ewentualne koncerty. Giercuszkiewicz też ostatnio zadał mi pytanie czy może coś zrobilibyśmy dzisiaj. I najpiękniejsze jest także to, że ci ludzie, którzy tworzyli wtedy Kwadrat cały czas wracają do tego okresu w ich życiu. I że są to naprawdę miłe wspomnienia

MH: Nasz śląski region był i chyba dalej jest wielkim muzycznym zagłębiem. Wy też tworzyliście tę interesującą historię...
TD: Pamiętaj, ze tu na Śląsku był jeden wielki muzyczny kocioł. W tamtym czasie Warszawa bardzo zazdrościła nam, że cztery największe kapele pochodzą z naszego regionu. To był cały ten blues, rock czy jazz-rock. A zaraz potem pojawiły się następne. Mam tu na myśli choćby Dżem. Pamiętaj, początki Dżemu związane są z Kwadratem. Oni ćwiczyli na naszym sprzęcie, to byli i są nasi koledzy. Przecież Adaś grał z nami i Giercuszkiewicz też. Myśmy tworzyli tutaj razem pewien klimat w klubie Kwadrat. Trzeba też podkreślić ogromną rolę Józefa Skrzeka i SBB. Zawsze byli otwarci na wszelką pomoc. Gdy zwróciłeś się do niego o pomoc to nie było problemów. Kiedyś dostaliśmy pół godziny przed ich występem. I po mimo, że publiczność czekała na SBB to przyjęła nas bardzo serdecznie. Józek powiedział ?Posłuchajcie ich? i oni to zrobili. Skrzek pomagał wszystkim kapelom i to była jego wielka zasługa dla naszej kultury śląskiej. Niektórzy o tym już nie pamiętają, ale na pewno kiedyś o tym sobie przypomną.

MH: Krzak, Kasa Chorych, Exodus i wy stworzyliście coś, co przeszło do historii jako Muzyka Młodej Generacji. Czy możesz przypomnieć czytelnikom Metal Hammera co to było za zjawisko?

TD: Jacek Sylwin, Walter Chełstowski to był tandem, który tak naprawdę wszystko to zorganizował i uruchomili tą ideę. Walter, jako dziennikarz telewizyjny, jak dobrze pamiętam Programu 2, przyczynił się do wylansowania bardzo wielu zespołów Muzyki Młodej Generacji. Jego praca była wspaniała dlatego, że to nie tylko była praca organizacyjna np. koncertów takich jak w Sopocie, ale także potrafił zorganizować występy na żywo w telewizji w Studio 2. Myśmy mieli taką sesję właśnie dzięki Walterowi razem z Józefem Skrzekiem, nie wiem czy ta rejestracja zachowała się w archiwach telewizji. Jeśli chodzi o promocję to Walter robił kawał dobrej roboty. I co jest bardzo istotne nie zostawiał później zespołów bez pomocy czy wsparcia. Młoda generacja była ruchem dla zespołów, które grało w różnych piwnicach, małych klubach. I teraz pojawiła się dla nich szansa profesjonalnych występów. Wyjścia z podziemia. I to nie tylko dla kapel ze Śląska, także dla Warszawy i innych regionów. Było to też oddziaływanie na młodzież, która oczekiwała właśnie takiej muzyki, różnej muzyki od Mechu po Kwadrat.

MH: Jak doszło do Twojej współpracy z Tomaszem Dziubińskim i Metal Mind Productions?
TD: Odpowiem bardzo krótko. Przyjechał do mnie nie dawno mój dawny manager Zbyszek Gocek i powiedział do mnie ?Ted, jest okazja wydać całą płytę Kwadratu, której nie udało się wydać kiedyś? (z powodu zresztą wprowadzenia stanu wojennego). I ja wyraziłem na to zgodę. Dlaczego nie? Jeżeli jest ktoś, kto to chce wydać. Proszę bardzo! Zdaję sobie sprawę, że te nagrania brzmią trochę staro, że nie jest to brzmienie, jakie jest teraz, ale dlaczego nie.

MH: Dziękuję za wywiad i do zobaczenia na koncertach
TD: Dziękuję bardzo. Pozdrowienia dla czytelników Metal Hammera.

Witek Terlecki

więcej...

Już wkrótce premiera drugiej płyty zespołu Wu-Hae zatytułowanej ?Życie Na Raty?. Poniekąd nawiązując do tytułu my również na raty publikujemy wywiad z filarami zespołu ? Bzykiem i Biedroną. Poniżej zamieszczamy pierwszy fragment ? natomiast całość znajdziecie w lipcowym numerze Metal Hammera.

MH: Kiedy słucham waszej płyty słyszę echa twórczości Kazika Na Żywo ? zespołu, który już nie funkcjonuje. Czy ?Życie Na Raty? to próba wypełnienia pewnej muzycznej luki?
Wu-Hae: Nein! Niet! NO! Nie wypełniamy żadnej luki, bo się na tym nie znamy (Kazika też nie znam osobiście) - twórczość pana Staszewskiego nie jest nam obca, ale obojętna - To właśnie jest Wolność. Wolność to możliwość nie wypełniania luki, jesteśmy sobą mamy własne poglądy, które prezentujemy i gramy to, na co mamy ochotę.

MH: Czy fani będą mieli możliwość dotrzeć do waszej pierwszej płyty? Podobno szansa na to by do niej dotrzeć graniczy z cudem...
Wu-Hae: Graniczy z cudem, to prawda. Pierwszy materiał zrealizowaliśmy przy współpracy z Musice Office Hagen w 2000 roku. Po powrocie z pierwszej trasy do Niemiec nagraliśmy materiał, a strona niemiecka pokryła większą część kosztów produkcji. Jest jeszcze kilkanaście sztuk płyty, która nie ukazała się w żadnym oficjalnym wydawnictwie. Jeżeli ktoś ma ochotę zapraszam do kontaktu z zespołem poprzez stronę internetową www.wu-hae.com

MH: Jak myślicie czy jest szansa, że wasza muzyka, wasze teksty, wasz przekaz zaistnieje w mediach? Mediach, które podlegają obostrzeniom bardziej niż kiedykolwiek wcześniej przez ostatnich 16 lat?
Wu-Hae: Dlatego zależy nam na promocji, która umożliwi nam granie koncertów, które umożliwią nam spłatę zadłużenia - przy założeniu, że zadłużenie nie podrożeje - musimy się sprężać. Myślę, że stacje o największym zasięgu w kraju nie będą nas grały chyba, że stanie się cud i jakiś dyrektor przejrzy na oczy...

MH: ?Krzaki? to taki numer, który trochę odstaje od reszty płyty... Przynajmniej tekstowo. Na swój prywatny użytek nazywam go przypowieścią... Skąd pomysł na taki numer?
Wu-Hae: Bo to jest utwór do prywatnego użytku, każdy słyszy w nim to co chce usłyszeć i to co go dotyczy. To celowa technika, której nauczyliśmy się załatwiając swoje osobiste sprawy w lokalnych urzędach - bo urząd to noc, las, krzaki i drzewa...

MH: Na zakończenie jeszcze jedno pytanie ? czy świat na trzeźwo jest do przyjęcia?
Wu-Hae: Nie, nie jest łatwo żyć na trzeźwo, jeszcze trudniej, żyć, kiedy cały czas jesteś pijany, masz kaca lub kombinujesz kasę na dalsze picie. Dlatego lepszą opcją - choć nie idealną jest życie w abstynencji w kraju, gdzie alkohol spożywa się przy każdej możliwej okazji. Nie jest tak, że jesteśmy wrogami alkoholu (mówię tu o sobie i Guziku, bo cała reszta chłopaków za kołnierz nie wylewa), my po prostu nie znamy umiaru w piciu, dlatego nie pijemy. Nie jesteśmy również, strait adge, jemy mięso i zaręczam Ci, że napilibyśmy się równie chętnie jak dawniej, tylko jednak nam to szkodzi i uniemożliwia nam naszą pracę - a do roboty chodzić nie chcemy. To, że przestaliśmy pić alkohol jest naszym świadomym wyborem i to, że przestaliśmy pić nie odbyło się bezboleśnie dla nas. Zaręczam Ci, że jeżeli dalej piłbym alkohol nie byłoby tego wywiadu. Znam kilka osób, które mają problem alkoholowy, tylko nie potrafią sobie same pomóc, a na pomoc ze strony państwa nie ma, co liczyć. Faszerowanie ludzi lekarstwami i pranie mózgu na odwyku nie jest dobrym rozwiązaniem - tą drogą otrzymujemy wiązkę warzyw po leczeniu, z którymi nie ma, co zrobić. Poza tym alkoholicy - którym ja też jestem, mają pod górkę w momencie, kiedy po odwyku próbują na powrót wskoczyć do społeczeństwa. Wszyscy piją i kółko się zamyka. A wystarczyłoby, dać tym ludziom jakieś zajęcie i od razu lepiej by się im funkcjonowało. Ciężko mówić o daniu zajęcia lub pracy alkoholikowi po odwyku, skoro dla ludzi, którzy mają dzieci i dom na utrzymaniu pracy nie ma...
Najgorsze jednak jest to, że państwo, które przejmuje systematycznie kontrole nad społeczeństwem i czerpie zyski z monopolu, pijaków traktuje jak święte krowy a ludzi, którzy starają się żyć w abstynencji, traktują delikatnie mówiąc - gorzej.

Darek Świtała

więcej...

Niepublikowana część wywiadu z Killjoy (MH 7/2006)

MH: Zaintrygował mnie wasz teledysk. O co chodzi ? gracie przed Stalińską w teatrze..?
Wojtek Bujoczek.: Nas też zaintrygował... (śmiech)... szczególnie, że efekt jest inny od pierwotnej wizji. Postać grana przez Dorotę Stalińską to ktoś w stylu ?łowcy talentów? z wytwórni płytowej w wielkiej limuzynie. A my gramy siebie... czyli biedną kapelę jadącą starym maluchem na przesłuchanie. Tak jak na całym albumie (okładka, tytuł, teksty) chodziło nam o pokazanie różnego rodzaju kontrastów. Jest to podane  z dużym przymrużeniem oka. Od początku chodziło nam o lekko jajcarski, ale widowiskowy klip. Oczywiście w ramach skromnego budżetu.

MH: Zauważyłem, że swoje utwory lubicie przeplatać melodyjnymi, często balladowymi fragmentami... Skąd to upodobanie?
Adam Rogowicz: Chodzi o to, żeby mieć czas na krótki oddech w czasie koncertów... A na poważnie - to jak wcześniej wspomniałem - nie lubimy trzymać się jednego stylu. Lubimy łączyć szybsze, agresywniejsze fragmenty z właśnie melodyjnymi, czy nawet balladowymi. Chociaż nie udało nam się na razie nagrać takiej typowej ballady, bo obecny na płycie numer ?Change Me? to raczej ?wolny numer z fragmentami zagranymi na czystych gitarach?. Oczywiście nie robimy tego na siłę. Można powiedzieć, że wychodzi nam to naturalnie. Jakby na to szerzej spojrzeć to można to podciągnąć pod concept płyty związany z kontrastami. Szybko ? wolno, agresywnie ? melodyjnie. Tylko, że nie jest to pomysł u nas nowy. Na wcześniejszych materiałach też stosowaliśmy takie elementy.

MH: Widać pewne ożywienie na polskiej scenie thrash metalu. Jak myślicie skąd to zamieszanie?
A.R.: Ludzie chyba znudzili się ostatnio ?modnymi? gatunkami i wracają do starszych, sprawdzonych rzeczy. Zresztą można zaobserwować co kilka lat nawroty popularności mocniejszej muzyki, oczywiście z pewnymi zmianami, unowocześnieniami. Rozwinęło skrzydła kilka dobrych kapel grających thrash na naprawdę wysokim poziomie, co na pewno zwiększyło jeszcze zainteresowanie tym gatunkiem u nas. Nie bez znaczenia jest też popularność takiej muzyki na Zachodzie. Czy to czystego thrashu jak i bardzo zbliżonego do tego gatunku - metal core?a. Ogólnie mówiąc to mamy nadzieję, że ten trend się utrzyma dłużej.

MH: Gdzie można Was zobaczyć na koncertach?
W.B.: Oczywiście na jesień i początek przyszłego roku planowanych jest sporo koncertów w Polsce a pracujemy także nad osobistą promocją płyty za granicą. Co do konkretnych terminów to zapraszamy na stronę internetową zespołu www.killjoy.metal.pl, gdzie informacje o koncertach są na bieżąco uaktualniane. Zapraszamy więc wszystkich na najbliższe koncerty i gorąco pozdrawiamy czytelników.

Rozmawiał: Darek Świtała

powrót do listy