PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2006-05-00
Metal Hammer 05/2006

Metal Hammer 05/2006

Tool, Pearl Jam, Megadeth, Kat, U.D.O., Tiamat, Sodom, Tipton, Stonesour, Rob Zombie, Rage, The Flower Kings, Osi, Doro, Therapy?, Kyuss, Killing Joke, Venom, Celtic Frost, Kupczyk. Płyta CD: Opeth, Sepultura, Sklipknot, Machine Head, Type O Negative, King Diamond, Fear Factory, Trivium, Cradle Of Filth, Killswitch EngageTool, Pearl Jam, Megadeth, Kat, U.D.O., Tiamat, Sodom, Tipton, Stonesour, Rob Zombie, Rage, The Flower Kings, Osi, Doro, Therapy?, Kyuss, Killing Joke, Venom, Celtic Frost, Kupczyk. Płyta CD: Opeth, Sepultura, Sklipknot, Machine Head, Type O Negative, King Diamond, Fear Factory, Trivium, Cradle Of Filth, Killswitch Engage

więcej...

TOOL i PEARL JAM

... to dwie najbardziej oczekiwane płyty pierwszej połowy tego roku. No może poza nowymi albumami Metalliki, Ozzy?ego Osbourne?a i Slayer ? ale wszystko wskazuje na to, że akurat na te płyty będziemy musieli jeszcze trochę poczekać...
A wracając do  tematu - nikt w naszej redakcji nie miał wątpliwości, że wywiad z Tool i tekst o najnowszych poczynaniach Pearl Jam będą najważniejszymi historiami naszego majowego wydania. Wydania, w którym do całości nakładu dołączamy płytę CD przygotowaną we współpracy z firmą Roadrunner...

Przygotowując numer do druku, trzymaliśmy się jak zwykle dwóch zasad: po pierwsze piszemy o rzeczach jak najbardziej aktualnych, po drugie: chcemy być tak różnorodni jak różnorodne jest zjawisko powszechnie zwane rockiem.
Stąd ? obok muzyki niezwykle wysublimowanej, wręcz trudnej (Tool, The Flower Kings, Lizard) znajdziecie tutaj tematy związane z bardziej ekspresyjnym, wręcz ?siłowym? przekazem (Sick Of It All, Therapy?, The No-Mads).

Oczywiście staramy się wciąż promować rockową klasykę ? bez dokonań takich gigantów jak Kyuss, Megadeth, Rainbow czy Glenn Tipton ? współczesny rock i metal miałby inne, pewnie bardziej ubogie, oblicze.

Znaleźliśmy także miejsce by przypomnieć, czasem bardzo ekscytujące, tematy. O historii Kata i momencie, gdy zespół nagrywał ?Oddech Wymarłych Światów?, opowiedział nam Piotr Luczyk, zaś o swoich fascynacjach muzyką Deep Purple i Led Zeppelin inny guru polskiego metalu ? Grzegorz Kupczyk.

A co przed nami? Na horyzoncie już czerwiec ? prawdopodobnie najbardziej gorący koncertowo okres roku...

Darek Świtała

 

więcej...

IAN GILLAN
Gillan?s Inn
(Immergent/Kartel)

Podejrzewam, że artysta tej klasy i o takim dorobku co Ian Gillan mógłby bez problemu podsumować swój dorobek wydając po prostu album ze starymi przebojami. Czy muszę wymieniać? Wystarczyło wziąć kilka evergreenów Deep Purple, dorzucić jeden numer Black Sabbath, dodać rarytas w postaci utworu nagranego z greckim kompozytorem Rakintzisem, to wszystko podlać sosem dokonań grupy Gillan i... album gotowy. Tymczasem Ian zrobił coś czego nikt się nie spodziewał ? wybrał kilkanaście utworów ze swej kariery i postanowił nagrać je ponownie, tym razem zapraszając do studia wybitnych muzyków, z którymi zdarzało mu się pracować w ciągu ostatnich czterdziestu (sic!) lat.

Naturalne, że na liście zaproszonych znalazło się miejsce dla kolegów z Deep Purple ? w sesji udział wzięli Roger Glover, Ian Paice i Jon Lord, w trzech utworach słychać też gitarę Steve?a Morse?a. Szkoda, że zabrakło Blackmore?a, ale wtajemniczeni w ten muzyczny biznes wiedzą dobrze dlaczego współpraca na linii Gillan-Blackmore nigdy już nie będzie możliwa... Szkoda, że wytwórnia zdecydowała się uczynić z tego ewidentnego minusa atut ? rozpuściła plotki, że w sesji wziął udział tajemniczy gitarzysta, który ze względu na kontraktowe zobowiązania nie może ujawnić swoich personaliów. Niestety kilku dziennikarzy dało się na to nabrać...

A inni sławni goście? Joe Satriani zagrał porywające solówki w ?Unchain Your Brain?, ?Speed King? i ?Hang Me Out To Dry?, Janick Gers pojawił się w ?Bluesy Blue Sea? a Joe Elliot wsparł Gillana w ?Il Be Your Baby Tonight?. Jest jeszcze Tony Iommmi w ?Thrashed? (z repartuaru Black Sabbath) ? zresztą jednym z najciekawszych utworów na płycie... No i ta najpiękniejsza perła ? ?When A Blind Man Cries? w którym zagrali - niewidomy gitarzysta Jeff Healey oraz Jon Lord... Warto podkreślić, że doskonale zabrzmiały tu dwa utwory z najmniej chyba udanej płyty Gillana ? ?Dreamcatcher?. ?Sugar Plum? i ?A Day Late ?N? Dollar Short? w nowych aranżacjach i z udziałem takich gości jak Uli Jon Roth, Ronnie Dio czy Roger Glover nabrały nowego blasku.

Fakt - kontrowersje może wzbudzać wybór utworów ? choć z drugiej strony wybrać tych kilkanaście najlepszych z ogromnej listy dokonań czterdziestu lat, to niezwykle trudna sztuka... No bo dlaczego wybrano na przykład ?Speed King? a pominięto ?Perfect Strangers??
Zostawmy jednak te dywagacje. Najważniejsze, że na hardrockowym polu ukazał się album, który może zaintrygować.

Minusy? Oczywiście są... Dlaczego na płycie nie znalazł się żaden utwór z doskonałego ?Mr Universe?? Choćby przepiękny ?Fighting Man?... Zabrakło też czegoś z ulubionej płyty Gilllana ? ?Accidentaly On Purpose? a przecież ?Clouds And Rain? czy ?Evil Eye? świetnie sprawdziłyby się w tym towarzystwie.

Na zakończenie jeszcze jedna niespodzianka ? album ukazał się w formacie DualDisc ? z drugiej strony CD mamy wydawnictwo DVD. Znalazły się tam ciekawe fotki ze studia, fragmenty występów Deep Purple z Joe Satrianim, filmowe fragmenty obrazujące studyjną pracę nad Gillan?s Inn... Zresztą zobaczcie sami!
Darek Świtała

więcej...

ZGRZYT 3
HARD FAX 4
TOOL 8
RAGE 12
THEATRE OF TRAGEDY 13
PEARL JAM 14
THERAPY? 17
KUPCZYK 18
SCOTT STAPP 20
UDO 22
SICK OF IT ALL 23
MEGADETH 24
KILLING JOKE 26
IHSAHN 28
DORO 29
KAT 30
DRESDEN DOLLS 32
GLENN TIPTON 34
SODOM 35
TIAMAT 36
NIERDZEWNA STAL 45
JESUS CHRYSLER SUICIDE 45
MAŁO ZNANE MAŁO GRANE 46
THE NO-MADS 48
CEMETARY OF SCREAM 49
PŁYTA CD 50
MH CLASSIC: KYUSS 52
VANDEN PLAS 54
STONESOUR 55
B.E.T.H. 56
LIVE 57
OSI 58
VENOM 59
ROB ZOMBIE 60
CELTIC FROST 61
THE FLOWER KINGS 62
ALBUM MIESIĄCA 63
RECENZJE 64
ROCK PROGRESYWNY 73
LIVE: MECH 74
LIVE: RIVERSIDE 75
OUT OF THE DARKNESS 76
QUIZZ 77
CZYTELNICY PISZĄ 78

 

więcej...

Niepublikowana część wywiadu z zespołem The No-Mads, którego całość znajdziecie w tradycyjnym wydaniu Metal Hammera (5/2006)
 
MH: Swoją drogą wiecie jak zaciekawić słuchacza. Choćby arią operową i cytatami z muzyki klasycznej w ?The Caprice?... Macie słabość do acceptowego ?Metal Heart??

Przemek: Zawsze inspirowała mnie muzyka klasyczna ? swego czasu rozpoczynaliśmy koncerty przełożonym na metalowe riffy utworem Wojciecha Kilara. W tym moim zboczeniu sekundował mi zawsze Jędrzej i Jacek gdy jeszcze był w kapeli i to oni zaczęli pogrywać kaprys Paganiniego jako wprawkę. Umieszczając ten kawałek na płycie, patrzyliśmy raczej nie na Accept, a w stronę naszego debiutu ?No Hush...?, gdzie z kolei zrobiliśmy na metalowo ?Yesterday? Beatlesów. Też cover z innej bajki, a jaki ma w sobie metalowy potencjał! Wokalnie w ?The Caprice? wspomógł nas baryton Sławek Kamieński, wieńcząc dzieło zniszczenia!
 
MH: Macie za sobą występ na małej scenie Metalmanii. Jak wrażenia?

Sylwia: Jesteśmy zadowoleni przede wszystkim z tego, że dzięki temu na deski Spodka powrócił thrash metal!

Przemek: A od strony technicznej - przede wszystkim miłe zaskoczenie ? mała scena w tym roku była świetnie przygotowana. Dobry akustyk zrobił co do niego należało ? przy okazji - dzięki chłopie! Na scenie porządny backline, no i mieliśmy też szczęście, że podczas naszego występu nikt na dużej scenie nie grał, więc my mieliśmy komplet. A kto był, ten wie, co się działo! Pozostał niedosyt. Pogralibyśmy jeszcze przynajmniej dwa razy dłużej! Aha, zapomniałbym o światłach ? dzięki zaciemnieniu korytarza mała scena prezentowała się naprawdę ekstra.
 
MH: W waszej muzyce słychać oczywiście inspirację klasycznym amerykańskim thrashem, ale mam wrażenie, że muzyka The No-Mads ma coś jeszcze. Nie wiem jak to określić ? jakieś radosny, pozytywny pierwiastek? Zgodzicie się z tą opinią?

Przemek: Wspólne granie sprawia nam radość! A że jak twierdzisz, słychać to w muzyce, to znaczy, że jesteśmy sobą i kwita! Nie silimy się na jakiś wydumany przekaz, najważniejsza jest muzyka i maksymalna energia!

Sylwia: Wynika to chyba z tego, ze inspiruje nas bardzo silnie niemiecka scena. Takie kapele jak Sodom, czy Tankard zawsze wywoływały w fanach pozytywne wibracje i ochotę do zabawy? a my bawimy się muzyką. Pozostaje tylko cieszyć się, że ten duch siedzi gdzieś w naszej twórczości.

Przemek: I jeszcze Destruction! A co do porównań szkół thrashu ? amerykańskiej i europejskiej, to zwyczajnie, wyciągamy z obu to co najlepsze i przerabiamy na nomadsowe!
 
MH: W momencie gdy ?Deranged? jest już na rynku ? jak zapowiadają się kolejne miesiące dla The No-Mads?

Przemek: Oczywiście koncerty! Jak na razie nie mogę podać szczegółów, bo jeszcze nie mam potwierdzeń, ale zapowiada się ciekawie ? jak dobrze pójdzie, to do końca roku będziemy mieli co robić! Na razie zapraszamy 20 maja do Kościana k/Poznania na Metal Hades Fest ? będzie tam kręcone DVD. Rysują się plany powstania teledysku do ?The Day After? Dodam jeszcze, że świerzbią nas paluchy i mamy już gotowe pół trzeciej płyty. Będzie jeszcze ciężej i szybciej!
 
Rozmawiał: Darek Świtała

więcej...

Niepublikowana część wywiadu ze Scottem Stappem (ex Creed), którego całość znajdziecie w tradycyjnym wydaniu Metal Hammera (5/2006)

To dzięki tak emocjonalnemu podejściu do muzyki Scott Stapp jest w stanie zjednać sobie rzesze słuchaczy. Oni zawsze wyczują autentyzm, a każde oszustwo potępią po stokroć. Artysta wie, że tylko prawda jest jego jedynym orężem.

?Zawsze stawiałem na szczerość. Zawsze pisałem to, co wypływało prosto z mojego serca. Wszystko, co powstaje, jest jakby wypadkową tego, co czuję, jak myślę, co mnie inspiruje i co mnie otacza. Nie potrafię tego zmienić, to jedyny sposób jaki znam, by komponować. W swojej muzyce mówię prawdę i zawsze powtarzam to w wywiadach. Nie boję się przyznać światu, że mam na koncie kilka spraw, które naprawdę mi się nie udały, albo w których po prostu popełniłem błąd. Ten album jest dokładnym odzwierciedleniem ostatnich czterech lat mojego życia i chwili, w jakiej znajduję się dzisiaj. Muszę przypominać sobie, że jestem dobrym człowiekiem. To mi pomaga zdać sobie sprawę, że nie mogę się cofnąć, a muszę patrzeć naprzód. Gdy rano wstaję zawsze staram się medytować chociaż chwilkę. Mówię do siebie - daleko ci do perfekcji, musisz jeszcze dużo się nauczyć, by pojąć rzeczy, które cię otaczają. Jesteś złamany, musisz się naprawić. W mojej muzyce i w życiu, które zdecydowałem się prowadzić staram się to wszystko wypełniać?.

Jeśli zaś chodzi o brzmienie, Scott przyznaje, że: ?Markowi zawsze zależało na tym, by albumy brzmiały bardzo melodyjnie i gładko. Na solowym albumie zrobiłem krok w tył. Chciałem, by utwory były chropowate i przestrzenne. Wynikało to głównie z faktu, że doskonale pamiętam, jak nie raz po koncercie podchodzili do nas fani i chwalili, że brzmimy o wiele lepiej na żywo niż w studiu. Chciałem wykorzystać tę zaletę na moim albumie?. ?Podczas pisania tekstów na ?The Great Divide? przeżyłem najbardziej niesamowite chwile twórcze mojego życia. Ja wtedy nie myślałem ? po prostu zamykałem oczy i dawałem się ponieść strumieniowi świadomości. Gdy wracałem na ziemię, byłem w szoku i tylko pytałem chłopaków ? czy to się nagrało? Na pewno mamy to na taśmie? To zdarzyło się w przypadku trzech utworów" ? nic dodać nic ująć.

Scott zawsze był szczery. Teksty często były przepełnione faktami z jego prywatnego życia, odnosił się do tego, co dotykało go bezpośrednio. By zrozumieć ?The Great Divide? musimy zatem wgłębić się w warstwę liryczną. Podczas wywiadu zwróciłam uwagę na utwór zatytułowany ?Justify?. To tan Scott śpiewa, że nie musi niczego nikomu usprawiedliwiać. Tekst wydaje się być manifestacją niezależności, pieśnią o wolności. ?Wiele osób odczytuje ten tekst w taki sposób, że chodzi tutaj np.: o media, które non stop wtrącają się w moje życie. Jeśli wczytasz się głębiej w słowa twoja interpretacja ulegnie zmianie. Słowa te mają wymiar głębszy, nie dotyczą tak przyziemnej kwestii. W pierwszej zwrotce tej piosenki odnoszę się do zła. Opowiadam o mężczyźnie w dżinsach, który mruga do mnie całkiem miło. Ale to tylko złudzenie. W drugiej części, natomiast, odnoszę się do materii bardziej pozytywnej, do dobrego ducha. Gdy w refrenie mówię, że nie muszę się usprawiedliwiać z tego, w jaki sposób wypełniam swoje życie, mam na myśli moją własną duchowość. Ludzie mają tendencje do nazywania rzeczy bez zastanowienia. Wystarczy przypomnieć, że Creed ciągle postrzegany był jako chrześcijański zespół! A my przecież w życiu nie mieliśmy najmniejszego zamiaru być taką kapelą i powtarzaliśmy to milion razy! Mam swoje własne życie duchowe, pełne sprzeczności i zawirowań, ale nie muszę nikomu wyjaśniać, na czym ono polega. Ludzie dookoła zawsze chcą wydawać sądy i opinie, wiecznie mówią o moim chrześcijaństwie. Ale ja nie muszę się usprawiedliwiać z tego, co mam w duszy! Staram się być dobrym człowiekiem, dobrą istotą ludzką, dobrym ojcem i mężem. Nie muszę tego udowadniać całemu światu, niechaj czyny mówią same za siebie.?

Scott Stapp przyjedzie na koncerty do Europy w maju. Na razie potwierdzone są daty w Niemczech. Wiadomo, że z występów w Stanach muzyk jest bardzo zadowolony: ?Muszę ci powiedzieć, że każdy show, który zagrałem tutaj w Stanach był po prostu niesamowity! Wszyscy śpiewali i stare przeboje i nowe utwory, znali słowa na pamięć. Z tych tłumów wypływało tyle miłości!? Myślę, że Stary Kontynent też go nie zawiedzie.

Rozmawiała: Ewelina Potocka

więcej...

Niepublikowana część wywiadu z zespołem Cemetary Of Scream, którego całość znajdziecie w tradycyjnym wydaniu Metal Hammera (5/2006)

MH: Czy możecie opowiedzieć o kolejnych utworach z waszej nowej płyty?

COS: Paradoksalnie ? są bardzo zróżnicowane, a jednak tworzą spójną całość. Zawarte na nowym krążku kompozycje pozostają brzmieniowo gęste, mocne i monumentalne, ale nie brakuje przeróżnych odstępstw od ich generalnego charakteru ? pojawiają się np. nawiązania orientalne, są też smaczki gotyckie, nie zabraknie również bardzo ciężkich rytmów, a w niektórych fragmentach z kolei słychać echa przeszłości ? np. klasztorne, czy wręcz świątynne brzmienia. Mamy także w zanadrzu zaskakującą opowieść o czasach dekadenckich, przesyconych oparami opium i absyntu, w których upojna kreatywność przybiera surrealistyczne formy. Znajdzie się i utwór o dosyć lekkiej konstrukcji w porównaniu do reszty. Atmosfera płyty zmienia się płynnie z ciemnej na pełną ognia, czasem zakrada się arktyczny chłód, czasem słyszalne jest zderzenie z kosmosem ? z jego niepoznanymi obszarami, gdzie nie mają zastosowania prawa fizyki, zaś jedynym opisem tej nierzeczywistości okazują się metafizyka, mistycyzm i świat astralny. Dużo tutaj niebanalnych impresji. Nad całokształtem albumu, jego produkcją i finalnym masteringiem czuwa jak zawsze ojciec i mistrz zespołu Piotr Łabuzek ? zatem jesteśmy spokojni o przyszłość i ostateczną wersję płyty.

MH: Kiedy konkretnie album trafi na rynek?

COS: Przy sprzyjających okolicznościach mamy nadzieję, że już niebawem. Nie podajemy dokładniejszego terminu, gdyż cały cykl wydawniczy rządzi się własnymi prawami. Termin ostateczny nie zależy zawsze od samego zespołu, lecz zapewniamy, że dołożymy wszelkich, aby nasze najświeższe wydawnictwo jak najrychlej pojawiło się na rynku. Tymczasem prosimy naszych fanów, aby uzbroili się w tę odrobinę cierpliwości i nie tracili wiary. Serdecznie ich pozdrawiamy, podobnie jak wszystkich czytelników!

Darek Świtała

wiecej...

David Gilmour ? któż nie zna tego nazwiska? To przecież jemu los dał trzykrotnie okazję zadecydować o historii Pink Floyd. To przecież on skutecznie zastąpił pierwszego lidera grupy Syda Barretta. To przecież On nie złożył broni, kiedy Roger Waters stwierdził: Pink Floyd to ja, kończąc, jak mu się wydawało, historię grupy. To właśnie jego uporowi w tym momencie zawdzięczamy następne albumy Floydów ?A Momentary Lapse Of Reason? i ?The Division Bell?. I czy właśnie teraz, po raz trzeci, dalsza ich wspólna droga nie zależy właśnie od Gilmoura? Tak długo każdy z nas czekał na ten moment, nie wierząc, że kiedyś nastąpi... Ale w muzyce, i nie tylko, nie ma rzeczy niemożliwych. Opętany ciemną stroną mocy Waters powrócił ostatecznie na ścieżkę dobra, myśląc o ponownej współpracy. Czy aby jednak nie za późno? Teraz ruch jest w ręku Davida. A ten właśnie wydał swoją nową płytę...

Solowa kariera gitarzysty Pink Floyd przebiegała bardzo cicho i spokojnie. David na pierwszym miejscu stawiał dobro Pink Floyd. Choć gdy tylko nadarzała się wolna chwila, starał się nagrać coś, na co miał w danym momencie ochotę. Po raz pierwszy zrealizował swój solowy projekt po nagraniu ?Animals?. Kryzys, jaki w tym momencie dotknął Pink Floyd wydawał się nie do przezwyciężenia. Muzycy zajęli się swoimi pomysłami. Gitarzysta postanowił zaprosić w tym momencie do współpracy swoich starych kolegów Ricka Willsa i Johna Wilsona. To właśnie z nimi nagrał swój pierwszy solowy album nazwany po prostu ?David Gilmour?, który jednak nie odniósł wielkiego sukcesu. Warto w tym momencie przypomnieć, że właśnie podczas tej sesji Gilmour stworzył utwór, który świat już nie długo pozna jako ?Comfortably Numb?...
Na drugi solowy projekt wielbiciele musieli poczekać do roku 1984. Kolejny kryzys w macierzystej kapeli ponownie postawił dalsze losy zespołu pod znakiem zapytania. Wydawało się, że drogi muzyków po wydaniu ?The Final Cut? rozeszły się ostatecznie. Każdy z nich w tym czasie pracował już nad własnym projektem. Pierwszy zakończył pracę Gilmour. ?About Face? zaskoczył wszystkich i to jak najbardziej pozytywnie, przynosząc bardzo ciekawą muzykę, oczywiście w wielu momentach nawiązującą do twórczości Floydów, ale udowadniając, że David potrafi nie gorzej komponować niż Waters. Tym bardziej, że jego gitara, tak charakterystyczna dla stylu Pink Floyd już w tym momencie była nie do podrobienia, udowadniając już nie długo, że stanowi jeden z niepodważalnych pink floydowych filarów. Cóż, można się obejść od wszechwładnego w tym momencie Watersa, ale ten głos i charakterystyczna gitara.... To jest to coś, co musi cały czas trwać...

Po wydaniu ?The Division Bell? i świetnie przyjętej trasie, nastąpiła wielka cisza. Muzycy ponownie zajęli się swoimi, nie koniecznie, muzycznymi sprawami...

Przerwa trwała bardzo długo. Zawsze zazdrościłem wielkim tego, że kiedy mieli ochotę, to wyłączali się i nie patrząc na swoich wielbicieli i zajmowali się zupełnie innymi sprawami. W wypadku Davida trwało to aż do początków XXI wieku. Wreszcie w pierwszej połowie 2002 roku ukazało się nowe wydawnictwo Gilmour?a ?In Concert?. To bardzo udana płyta DVD przypomniała nam, że David jeszcze żyje i nie ma zamiaru składać broni. Choć w najważniejszym temacie związanym z powrotem Floydów wypowiadał się bardzo oględnie.
Tym, który przywrócił nadzieję był sir Bob Geldof, odtwórca głównej roli w filmie ?The Wall?. On to przecież położył ogromne zasługi w organizacji słynnego ?Live Aid? (to właśnie za to otrzymał przed nazwiskiem dopisek ?sir?), i właśnie na początku XXI wieku postanowił ponownie zorganizować pomoc dla potrzebujących pod szyldem ?Live 8?.

A ponieważ wymyślił sobie, że w trakcie tego koncertu wystąpi Pink Floyd w czteroosobowym składzie, rozpoczął ?cichą? wojnę podjazdową... Jaki był tego efekt wszyscy wiemy. Sobota, 2 lipca 2005 roku, Hyde Park i te tak długo wyczekiwane, prawie dwadzieścia pięć minut, które na zawsze utkwiły nam w pamięci, niosąc przy tym pewną nadzieję...

David miał jednak w tym momencie inne plany. Już od dłuższego czasu pracował nad swoim trzecim albumem solowym i nie miał zamiaru przerywać tej pracy. Na jego premierę czekali wszyscy. I ci, którzy marzyli o jego solowym projekcie i ci, którzy mieli nadzieję, że nazwa Pink Floyd znowu pojawi się na afiszach. Niestety ci drudzy muszą jeszcze trochę poczekać...

Płyta, która ukazała się na początku marca przyniosła muzykę bardzo spokojną, wręcz kameralną, taką jaką Gilmour czuje chyba najlepiej. Dziesięć nagrań, prawie pięćdziesiąt dwie minuty muzyki pozwoli nam odbyć piękną podróż po falach spokojnego oceanu dźwięków gitary, charakterystycznego śpiewu i Floydowych wspomnień. A tych ostatnich będzie trochę...

Już otwierający, instrumentalny ?Castellorizon? pozwoli nam we fragmentach powrócić do pierwszego, psychodelicznego okresu grupy. Zresztą uważny słuchacz w każdym nagraniu doszuka się innych znanych mu elementów czy to z ?Dark Side On The Moon? czy ?Wish You Were Here? czy z innych, wielkich płyt grupy. No, ale gdy jest się tym, który tak mocno na czymś odciska piętno, czyż nie będziemy ciągle doszukiwać się pierwowzorów? Gdy pierwszy raz usłyszałem początek ?Take A Breath? myślałem, że słyszę wersje ?Astronomy Domine? AD 2006. Ale dość już tych sensacyjnych poszukiwań! Najważniejsza jest muzyka! A ta jest, wierzcie mi, bardzo piękna i przy tym urozmaicona. Bo przecież oprócz floydowych klimatów pojawią się także inne ciekawe tematy. Jakże inaczej brzmi gitara w ?Then I Close My Eyes?, a czyż muzyka w ?Smile? nie pozwala nam na chwilę powrócić do The Beatles i tych niezapomnianych lat 60? A co powiedzieć w tym momencie o kończącym płytę ?Where We Start?? Na płycie gościnnie wystąpiło wielu muzyków. W tytułowym ?On An Island? możemy usłyszeć śpiew słynnych Davida Crosby?ego i Grahama Nasha, w innych zagrają Robert Wyatt, Phil Manzanera czy Willy Wilson. Duży wkład będą mieli także muzycy związani z Pink Floyd jak sam Richard Wright czy gitarzysta basowy Guy Pratt. Zabrakło tym razem perkusisty Nicka Mansona. Jak wróbelki ćwierkają David obraził się na niego, gdy ten odnowił swoją najstarszą przyjaźń ? tę z Rogerem Watersem. Trzeba także w tym momencie podkreślić udział w realizacji albumu dwóch Polaków. Zbigniew Preisner zajął się sprawami orkiestry, a Leszek Możdżer zagrał na pianinie w ?Take A Breath? i ?A Pocketful Of Stones?. I na koniec należy także wspomnieć o towarzyszce życia Gilmoura Polly Samson, która napisała kilka tekstów, zagrała na pianinie i zaśpiewała.

Długo czekaliśmy na nowe produkcje członków Pink Floyd. W ciągu ostatniego pół roku dostaliśmy oprócz albumu Davida także operę Watersa ?Ça Ira?. Dwie jakże różne płyty... Obu na początku towarzyszyło duże zainteresowanie, ale jak się szybko okazało tylko na początku (chociaż album Davida sprzedaje się w Polsce bardzo dobrze, to np we Francji i Hiszpanii już nie). Po ?Live Aid? wszyscy mówią tylko teraz o jednym. Kiedy Pink Floyd wróci na scenę? Gilmour już niedługo rozpocznie trasę promującą album. Co będzie potem - czas pokaże. Ale kiedy nie wszystko będzie się układać tak jak powinno, czy wreszcie znowu będą razem? Gilmour i reszta?

Witek Terlecki

powrót do listy