PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2007-04-00
Metal Hammer 04/2007

Metal Hammer 04/2007

Machine Head, Porcupine Tree, Budgie, Tom Morello, Geezer Butler, Marillion, Saxon, Pain Of Salvation, Dark Tranquillity, TSA, UFO, Pro-Pain. Plakaty: Type O Negative, Paradise LostMachine Head, Porcupine Tree, Budgie, Tom Morello, Geezer Butler, Marillion, Saxon, Pain Of Salvation, Dark Tranquillity, TSA, UFO, Pro-Pain. Plakaty: Type O Negative, Paradise Lost

więcej...

Rob Flynn...

... to prawdziwy ekscentryk. Przygotowując kwietniowy numer Metal Hammera, aż osiem razy (sic!) ustawialiśmy z nim wywiad. Ani jeden się nie odbył, choć nasi dziennikarze czekali na telefon Roba w dzień i w nocy... Ostatecznie nasza frustracja osiągnęła taki poziom, że już, już, chcieliśmy zdjąć Machine Head z okładki. Przeważył fakt, że nowy album Amerykanów jest naprawdę wyśmienity i bardzo chcieliśmy zwrócić na niego Waszą uwagę. W numerze znajdziecie więc aż cztery strony poświęcone temu tematowi.

Oczywiście to tylko wstęp, bo poza Machine Head w numerze znalazło się miejsce dla rockowej klasyki (obszerny wywiad z legendą gitary basowej ? Geezerem Butlerem, rozmowa z Biffem z Saxon oraz, po raz pierwszy w historii naszego magazynu, z Burkiem Shelley?em z Budgie) dla cięższych brzmień (materiały o Daath, Pro-Pain, Dark Tranquillity czy wywiad z Six Feet Under) a także dla bardziej progresywnych dźwięków (wywiady z Marillion, Dominici i Pain Of Salvation). Zaś w naszej nowej rubryce ? Heaven & Hell ? tym razem zajęliśmy się Whitesnake. Chyba warto było dokonać lustracji Davida Coverdale?a ? wszak już niebawem trafi do sklepów nowa płyta jego zespołu...

Na zakończenie coś dla tych, którzy nie mogli uczestniczyć w ostatnich koncertach: w rubryce live przyglądamy się bliżej scenicznym dokonaniom UFO, TSA oraz Pain Of Salvation.

A już za miesiąc, w naszym specjalnym wydaniu, po raz pierwszy znajdziecie DVD z wieloma niepublikowanymi materiałami. Zapraszamy!

Darek Świtała

więcej...

?My, ludzie, jako gatunek, nie potrafimy stanąć twarzą twarz z problemami, których nie można rozwiązać w standardowy sposób - z poważnym wyrazem twarzy mówi Daniel - Zanieczyszczenie środowiska nie ma nic wspólnego z religią, nienawiścią i bronią, więc nie wiemy, jak sobie z nim poradzić. Dlatego je ignorujemy i wymyślamy sobie więc innych wrogów, takich z którymi potrafimy walczyć. Z tym, że jeśli nad kraj przyjdzie potężna nawałnica, nie zostawi ona swoich odcisków palców na granicy. Dla klęski żywiołowej najlepsze systemy kontroli nie będą miały znaczenia. I przegramy walkę, bo nie będziemy wiedzieli, jak do niej stanąć.?

- Daniel, czy ty przypadkiem nie za dużo myślisz?- pytam.
- O tak, niestety
- A czy nie przeszkadza ci to w cieszeniu się codziennością?
- O tak, stanowczo. Ale chyba przeszkadza to wszystkim ludziom. Zdaje się, że jesteśmy wystarczająco głupi, żeby uważać się za inteligentnych.

Oto i on, w całej swojej krasie, razem ze swoimi niekończącymi się rozmyślaniami. Daniel Gildenlöw, szwedzki muzyk. Jeden z najbardziej wszechstronnych wokalistów naszych czasów. Multiinstrumentalista, autor tekstów, filozof-hobbysta. Swój pierwszy zespół założył w wielu jedenastu lat, niedługo potem zaczął zdobywać uznanie w swojej ojczyźnie. Od kilkunastu lat stoi na czele Pain Of Salvation, jednej z najciekawszych grup prog-metalowych na świecie. Wysoki, szczupły, bez przerwy ma na twarzy delikatny uśmiech. Spokojny i zrelaksowany, robi wrażenie najszczęśliwszego człowieka na świecie. Ale za jego gładkim czołem kryje się rozedrgany umysł, pełen niespokojnych, niewygodnych a może i trochę niebezpiecznych myśli...

MH: Zostańmy jeszcze chwilę przy temacie walki z wyimaginowanymi wrogami. Czy nie sądzisz, że walczymy i bronimy się tak rozpaczliwie, bo mamy potrzebę odczuwania zagrożenia i nieustannego mu się przeciwstawiania we krwi? My, ludzie Zachodu, jesteśmy dość agresywni...
DG: Nie sądzę, żebyśmy to mieli we krwi. Ale fakt, że jesteśmy zależni od kontekstu społecznego. Trudno jest przyjąć jakąkolwiek inną postawę, skoro społeczeństwo kształtuje nas tak a nie inaczej. Do pewnego stopnia, rzeczywiście jesteśmy ?biologicznie zaprogramowani?. Ale możemy dać temu ujście na różne sposoby. Można uprawiać hazard, grać w futbol, można też zabijać ludzi. My, stojąc na scenie, dajemy ujście temu samemu rodzajowi energii, spełniamy te same biologiczne funkcje, co obrońcy narodów w mundurach.

MH: Czy to miałeś na myśli mówiąc, że muzyka Pain Of Salvation ?przyniesie wam gniew bardziej inteligentny, niż uważaliście to za możliwe??
DG: To bardzo typowy sposób opisywania muzyki Pain Of Salvation. Jest w nas dużo gniewu, zwłaszcza na ostatniej płycie. Jesteśmy bardzo emocjonalni i ekspresjonistyczni. Ale zawsze zanim coś zrobimy, zastanawiamy się dwa razy... trzy razy... cztery, pięć, sześć, siedem, osiem, dziewięć razy... I nawet jeśli gniew wydaje się być poza wszelką kontrolą, mamy go w garści.

MH: Z płyty na płytę, konsekwentnie trzymacie się idei ?albumów konceptualnych?. Skąd taka wierność tej formie?
DG: Zawsze uważałem, że jeśli ktoś już decyduje się zajmować przestrzeń w mediach, powinien dobrze się zastanowić, co chce przekazać. Zwłaszcza biorąc pod uwagę dzisiejszy natłok informacji. Zbyt wielu ludzi ma gdzieś to, co mówi. Jeśli więc mam dorzucić swoje trzy grosze, wolę się upewnić, że mam coś do powiedzenia. Rozbudowane tematy zawsze wydawały mi się warte zachodu. Powieść jest lepsza niż opowiadanie, bo masz więcej przestrzeni do pracy nad fabułą. Możesz tworzyć historie równoległe, przedstawić kilka punktów widzenia. W muzyce możesz wykorzystywać powracające tematy, możesz wprowadzić bardzo radosną melodię, która później powróci jako część bardzo smutnego utworu. Tym samym stworzysz coś magicznego. Drugi wątek nada wcześniej usłyszanej melodii zupełnie inną kolorystykę i zmieni jego pierwotną wymowę...

MH: Tak, jak to się zdarza w ?prawdziwym? życiu...
DG: W umyśle słuchacza powstaje skojarzenie: ?ten temat ma radosny przekaz?. I kiedy wywodzisz wątek posępny z wątku radosnego, jego wymowa jest dużo potężniejsza.

MH: Nie wiem, czy widziałeś film zatytułowany Shadowlands, opowiadający historię z życia pisarza C.S. Lewisa. Żona bohatera jest bardzo poważnie chora i jest przesądzone, że wkrótce umrze. Razem udają się na wycieczkę w przepiękne miejsce. Stoją w strugach deszczu po środku cudownej doliny i są bardzo szczęśliwi- tym pełniej i boleśniej szczęśliwi, że wiedzą, jakie nieuniknione troski są przed nimi. Kobieta mówi wtedy coś w stylu: ? dzisiejsze szczęście jest częścią jutrzejszej rozpaczy?...
DG: Tak. Bardzo dobrze powiedziane.

MH: W internecie znalazłam kilka esejów twojego autorstwa. Jeden z nich opowiada o tym, jak twój ojciec niechcący potrącił psa. To, co mnie uderzyło, to sposób, w jaki opisałeś cały proces rozwijania się twoich emocji podczas tego wydarzenia. Jakbyś patrzył na siebie z zewnątrz i opisywał, co się z tobą dzieje. Wydawałeś się być zdruzgotany, choć niektórzy mogliby powiedzieć, że ?to tylko pies?, jeden z wielu, które giną na drogach każdego dnia.
DG: Łatwo mnie złamać na najbardziej podstawowym poziomie. Ale trudno złamać mnie całkowicie. Co w zasadzie jest bardzo głupie, bo zostawia to bardzo, bardzo szeroką skalę cierpienia pomiędzy jednym a drugim stanem. Bólu i cierpienia... ha ha ha!

MH: Cóż, w końcu ból jest kluczem do zbawienia, prawda? (ang. ?pain?- ból, ?salvation?- zbawienie, przyp T.C.) Ale skoro mowa o twojej wrażliwości na cierpienie zwierząt... otwarcie mówisz o swoim wegetarianizmie. Czy to kwestia diety, czy ideologii?
DG: Trudno mi będzie odpowiedzieć na to pytanie, bo... już nie jestem wegetarianinem. Ale byłem nim ze względów moralnych. I wciąż popieram tę postawę. Wciąż mam poczucie, że nie mam prawa jeść zwierząt. Po prostu dochodzę do wniosku, że to kolejna rzecz, której nie potrafię robić tak, jak powinienem. Na tej samej zasadzie przez długi czas paliłem papierosy. Nigdy nie powiedziałbym, że to dobre, nigdy nie poparłbym palenia i palaczy. Palę - jestem głupi. I nie widzę w tym nic dobrego. To samo dotyczy jedzenia mięsa. Byłem wegetarianinem przez około dziesięć lat i wciąż uważam, że świat byłby lepszy, gdyby wszyscy byli wegetarianami. Niestety ja juz do nich nie należę...

MH: Ale może jedzenie mięsa jest częścią naturalnej równowagi pomiędzy ludźmi i zwierzętami? My dostarczamy im pożywienia, dbamy o nie, po czym one dostarczają pożywienia nam. Owszem, musimy je zabić, ale to nie znaczy, że nie możemy podchodzić do nich z wdzięcznością i szacunkiem...
DG: Nie chodzi nawet o samo zabijanie i akt zjadania zwierząt. Dla mnie problem dotyczy przemysłu i tego, jak on funkcjonuje. Przemysł nie pozwala na jakąkolwiek formę wdzięczności. To nie jest uczciwa wymiana, dawanie i branie. To zimne, odczłowieczone, i plastikowe. To obrzydliwe widzieć na półkach setki owiniętych w plastikową folię kawałków mięsa ze zwierząt, których nigdy nie widziałeś. To prymitywne. Akceptujemy to tylko dlatego, że społeczeństwo nas tego nauczyło. Przy odrobinie refleksji nigdy byśmy się na to nie zgodzili...

MH: Wydajesz się bardzo przejmować tym, w jakim stanie jest świat i w jakim kierunku zmierza społeczeństwo. Wyraźnie słychać to w tekstach, które piszesz. Ale w waszej muzyce nie brakuje poczucia humoru. Jak to jest, śmiejesz się, żeby odreagować niepokoje, czy również te niepokoje traktujesz z przymrużeniem oka?
DG: Byłem klasowym clownem, odkąd skończyłem siedem lat. Humor to coś dla mnie naturalnego. Szczególnie czarny humor. Poza tym w twórczości potrzebna jest równowaga. Powaga jest tak samo niezbędna, jak i śmiech. Jeśli ze ?Scarsick? usuniesz utwory takie, jak ?America? czy ?Disco Queen?, album straci na wartości. W muzyce, która jest dobijająca, potrzebny jest kontrast. Jeśli nie dodasz czegoś pozytywnego dla przeciwwagi, negatywne nie będzie negatywnym, będzie zaledwie normą. Musisz mieć punkt odniesienia. Z drugiej strony, w dziele powinno się użyć jak najwięcej możliwych kolorów z dostępnej palety.

MH: Dzieło powinno być uniwersalną całością? Wszechświatem w miniaturze?
DG: Chyba tak. Przynajmniej do tego powinno się dążyć. Mnie nigdy nie udało się stworzyć czegoś, co byłoby zamkniętą całością. Ale z drugiej strony coraz częściej myślę, że jedną z podstawowych lekcji, których musimy się w życiu nauczyć jest świadomość, że w pojedynkę nie jesteśmy kompletni. Że jesteśmy zależni od innych. I dlatego musimy się uczyć rozumieć siebie nawzajem. Każdy z nas osobno - to za mało. Nie chodzi o to, by stać się tak silnym, żeby nie potrzebować nikogo. Trzeba być na tyle silnym, żeby zdać sobie sprawę, jak bardzo inni ludzie są ci potrzebni. W pojedynkę, człowiek jest mało wart. Jeśli to pojmiesz, to znaczy, że dokądś doszedłeś.

MH: Chyba czytasz w moich myślach. Właśnie miałam cię spytać, czy z twoim talentem, uniwersalnością i samowystarczalnością- masz tyle umiejętności, że mógłbyś nagrywać swoje płyty w pojedynkę- nie czujesz się czasem okropnie samotny?
DG: O, tak.

MH: Johan (tu zwracam się do siedzącego do tej pory cicho uśmiechniętego gitarzysty, Johana Hallgrena) jak to jest pracować z takim człowiekiem-orkiestrą?
JH: Dość miło. Widzisz, jak zabiera się za przesuwanie wielkiego kamienia, podczas gdy ty spokojnie stoisz z tyłu. I myślisz sobie. ?Oj, chyba mu ciężko, oj, robi się coraz ciężej... Cóż, jego problem!? Dobra, żartuję. Tak poważnie, lubię pracować z Danielem, jest zabawny, trochę jak Joker z Batmana. Rzeczywiście potrzeba mu mnóstwa humoru, inaczej byłby destruktywny. Wszyscy go lubimy. Podczas tras koncertowych świetnie się bawimy. Oczywiście, mieliśmy trudne momenty. Ale nie toczymy wielkich bitew. A nawet jeśli, robimy to sami ze sobą, w swoich głowach. Tak jak mówił Daniel, uczymy się polegać na sobie nawzajem. Gdybyśmy tego nie robili, każdy z nas musiałby zarzynać swoje własne jagnię. Dopiero zespół to kompletna jednostka.

MH: A czym jest dla was talent? Czy to dodatkowa odpowiedzialność?
DG: Dla mnie tak. Czasem myślę sobie, że talent to błąd w programowaniu. Jeśli masz zbyt duży talent, stajesz się autystyczny. Masz jeden bardzo, bardzo wielki talent i nic więcej. Nie wiem, czy to coś dobrego, czy złego. Dobrze, jeśli jesteś w stanie jakoś to wykorzystać. A odpowiedzialnym jest się o tyle, że stajesz się dla ludzi wzorcem. I musisz się z tym liczyć, dawać odpowiedni przykład. To trochę jak bycie rodzicem. Żaden rodzic nie powie: ?Kiedy byłem młody dużo piłem, więc pozwolę moim dzieciom pić na umór, żeby pozostać w zgodzie ze sobą?. Jako rodzic musisz być dla dzieci punktem pomiarowym. I postępować roztropnie, bo dzieci będą robiły to, co robisz, nie to, co mówisz. Jeśli wybierasz zawód taki, jak my, to tak, jakbyś był rodzicem wielu młodych ludzi. Pain Of Salvation nie ułatwia swoim ?podopiecznym? sprawy. Poruszamy trudne tematy, zadajemy pytania o istotę bycia człowiekiem. To tak, jakby podczas rodzinnego obiadu rozmawiać o sensie istnienia... to niełatwe, ale być może konieczne. Ja zawsze pozwalam sobie rozmyślać o dosłownie wszystkim, bo dzięki temu mogę pojąć, kim jestem. Ale myśleć o czymś i robić coś, to dwie zupełnie różne sprawy. Jeśli dobrze i uczciwie wszystko sobie przemyślisz, jest szansa, że będziesz wiedział, co zrobić, żeby zrobić dobrze. Co może zaoszczędzić ci kilku kłopotów po drodze.

więcej...

Biały blues JOHNA MAYALL'a

To nie była zwykła rozmowa. Czułem się, jakbym dosłownie dotknął historii rocka. John Mayall to Ojciec: białego bluesa, blues-rocka, jazz-rocka? po prostu rocka. Siedemdziesięciotrzyletni już dzisiaj muzyk, który nadal nagrywa świetne płyty, a koncerty grywa średnio co trzeci dzień.

MH: Często zdarza ci się udzielać wywiadów dla metalowych magazynów?
John Mayall: (śmiech) No cóż, to zależy od tego, jak często proszą.

MH: Twój najnowszy album, ?In The Palace Of The King?, poświęcony jest pamięci Freddiego Kinga?
J: Zgadza się.

MH: Rozumiem, że miał być uhonorowaniem trzydziestej rocznicy jego śmierci?
J: Wiesz, The Bluesbreakers zawsze byli pod dużym wpływem muzyki Freddiego Kinga. Już od najwcześniejszych lat, kiedy zwykliśmy grać ?Hideaway? z Claptonem. Jest to zatem część naszej tradycji. Pomyślałem sobie, że jest okazja, żeby uczynić Freddiego tematem przewodnim naszej nowej płyty.

MH: Czy mógłbyś uściślić, jak duży wpływ na The Bluesbreakers miał Freddie King?
J: Zwykle to gitarzyści byli nim najbardziej zainteresowani.

MH: Masz na myśli Claptona, Petera Greena??
J: Wszyscy w jednakowym stopniu. Wydaje mi się zresztą, że każdy gitarzysta bluesowy w mniejszym czy większym stopniu był nim zafascynowany.

MH: A co ciebie najbardziej ujęło w jego muzyce?
J: Jego styl, dobór akordów, sposób, w jaki grał. I oczywiście jego śpiew. Jego śpiew robił na mnie, na wokaliście, niesamowite wrażenie.

MH: Zaledwie przed godziną wysłuchałem sześciu utworów z twojej nowej płyty, które zostały udostępnione dziennikarzom i wszystkimi jestem urzeczony. Szczególnie spodobał mi się sposób, w jaki wprowadziłeś dęciaki w niektórych utworach, jak w ?You Know That You Love Me??
J: Dziękuję. Zgadzam się z tobą. To Lon Price był odpowiedzialny za aranżacje dęciaków. Nigdy wcześniej nie pracowaliśmy ze sobą, ale znaliśmy się od dawna. Jest świetnym aranżerem, napisał wszystkie partie.

MH: Z drugiej strony, Buddy Whittington chyba nigdy wcześniej nie grał w The Bluesbreakers tak ciężko, jak w ?Going Down??
J: Absolutnie tak. ?Going Down? to jedna z najsłynniejszych melodii Freddiego.

MH: Dlaczego zdecydowałeś się nagrać ?Some Other Day, Some Other Time? po raz kolejny?
J: Utwory, które wybrałem na album, miały przede wszystkim różnić się między sobą, każdy miał mieć swoje unikalne brzmienie. Kiedy nagrywam płytę, nie lubię mieć na niej choćby dwóch utworów, które brzmią podobnie do siebie. Każdy musi się bronić jednakowo dobrze.

MH: Perkusista Joe Yuele jest jednym z Bluesbreakerów od 22 lat, gitarzysta Buddy Whittington ? od 14. Czy czujesz się lepiej w otoczeniu jednych i tych samych muzyków w porównaniu do lat sześćdziesiątych, kiedy jeden odchodził, a drugi przychodził?
J: Bardzo odpowiada mi obecna sytuacja, a fakt, że muzycy, których wymieniłeś, są ze mną tak długo, może to tylko potwierdzić. Jest to najlepszy skład, jaki kiedykolwiek mieli The Bluesbreakers. Nie ma w nim ani śladu stagnacji. Stale próbujemy innych, nowych rzeczy. To idealny wręcz skład. Hank Van Sickle również jest jednym z Bluesbreakerów od 6 lat. Dłużej, niż jakikolwiek basista kiedykolwiek zagrzał miejsce w The Bluesbreakers.

MH: Co twoim zdaniem miało wpływ na to, że na początku działalności The Bluesbreakers skład zmieniał się tak często, podczas gdy ostatnio jest tak bardzo stabilny?
J: Myślę, że w tamtych czasach muzycy, z którymi współpracowałem ? zwykle dużo młodsi ode mnie ? dopiero szukali swojego stylu, rozwijali się. Szczególnie dotyczy to gitarzystów. Byli jeszcze nastolatkami. Nie byli jeszcze zdecydowani, w którą stronę chcą pójść.

MH: Ale także teraz Bluesbreakersi są młodsi od ciebie. Hank, przypuszczam, jest najmłodszy?
J: Taak (śmiech). Wiesz, jestem starszy od większości bluesowych muzyków. Freddie King to dla mnie legenda, a przecież był rok młodszy ode mnie. Jeszcze młodszy był Buddy Guy? A mówi się o nich teraz: ?stara szkoła? (śmiech).

Rozmawiał: Michał Stencel

 

więcej...

Steven Wilson ? Porcupine Tree 22.02.2007 Warszawa

Zapewne wielu z was przyzna mi rację, że Porcupine Tree przyzwyczaił nas do tego, że każda kolejna płyta jest sporym zaskoczeniem. Jakież więc było moje zdziwienie gdy po przesłuchaniu nowej studyjnej płyty ?Fear Of The Blank Planet? okazało się, że tym razem brakuje elementu zaskoczenia. Muzycznie nowa płyta za bardzo przypomina mi ich poprzedni krążek ? ?Deadwing?. Aby jednak rozwiać wszelkie wątpliwości dodam, że mimo to, czy też może właśnie dlatego, nowa płyta Brytyjczyków tak bardzo mi się podoba. Zanim przystąpiliśmy do wywiadu Steven zapytał mnie: ?a czego Ty Agnieszko jeszcze o mnie nie wiesz??. Ta rozmowa udowodniła, że jest jeszcze sporo nowych tematów do omówienia. Ale zacznijmy od początku....

MH: Po raz pierwszy w historii zespołu nowy album mnie nie zaskoczył. Czy to dlatego, że udało Wam się znaleźć właściwe brzmienie?
SW: (mocno zaskoczony) Nie zaskakuje? No dobrze...

Nie znajduję na krążku zbyt wielu nowych elementów, wszystko już gdzieś słyszałam na poprzednich albumach.
A słyszałaś abyśmy wcześniej nagrali takie nagranie jak zamykający płytę ?Sleep Together?, coś w stylu Nine Inch Nails czy też Massive Attack?

Być może ale to dla mnie nadal brzmi bardzo w Waszym stylu. To po prostu muzyka Porcupine Tree, ?obce? dźwięki, inspiracje idealnie wtapiają się w całość.
Wszystko co do tej pory nagraliśmy brzmi jak Porcupine Tree. Wracając do początkowego pytania ? nie, nie znaleźliśmy jeszcze właściwego brzmienia. Ale to właśnie umiejętność wykorzystywania różnych gatunków cenię najbardziej w muzyce. Dajmy na to zespól The Beatles. Grali właściwie wszystko począwszy od muzyki pop, przez klasykę czy psychodelię ale nadal brzmieli jak The Beatles. Nie porównuję Porcupine Tree do The Beatles, ale myślę, że potrafimy zintegrować różne elementy w jedną całość i będzie ona brzmiała właśnie jak Porcupine Tree.

Mimo to nagranie otwierające płytę można by śmiało umieścić na płycie ?Deadwing? przynajmniej w kontekście brzmieniowym...
Prawdopodobnie tak. Na pewno nie ze względu na teksty ale w kontekście muzyki zdecydowanie tak.

Kiedy powstał materiał na nową płytę?
Cały materiał napisałem pomiędzy styczniem a lipcem 2006, a zarejestrowaliśmy go pod koniec roku.

Czy mając tak wiele różnych projektów muzycznych nie czułeś presji związanej z terminem oddania nowej płyty?
Zawsze odczuwam presję, ale szczerze mówiąc sam ją w sobie generuję. Nie odczuwam nacisków zewnętrznych tylko właśnie te wewnątrz mnie. Związane jest to z dwoma faktami, po pierwsze chce stworzyć materiał, z którego będę naprawdę zadowolony, a po drugie ma być on lepszy niż cokolwiek do tej pory napisałem i nagrałem. Tego typu presja jest zawsze auto-destrukcyjna bo przez to cały proces powstawania płyty jest o wiele mniej przyjemny. Tworzenie muzyki powinno stanowić doskonałą zabawę! I zapewne tak jest, ale w przypadku Porcupine Tree za każdym razem chcę poczuć, że nagrałem coś znacznie  lepszego. ?Deadwing? był pierwszym album kiedy nie odniosłem takiego wrażenia. Wydaje mi się, że ?In Absentia? była znacznie lepszą płytą. Kiedy przystępowałem więc do nagrywania ?Fear Of The Blank Planet? presja była więc o wiele większa. Jednocześnie chciałem nagrać coś zupełnie innego. W założeniach miało to być jedno 50. minutowe nagranie. Nie interesowały mnie krótkie, chwytliwe melodie. Również temat moich tekstów był o wiele bardziej poważny.... 

O czym jest nowa płyta?
?Fear Of The Blank Planet? opowiada o tym jak wygląda obecnie młode pokolenie, ?pusta? młodzież, która całymi dniami ogląda telewizję, gra na komputerze, faszeruje się antydepresantami, ściąga muzykę z internetu, przeżywa inicjację seksualną zanim zrozumie czym jest sex, i równocześnie jest tym śmiertelnie znudzona. To generacja, która zanim skończy wiek nastoletni zdąży poznać wszystkie aspekty życia, i te dobre i te złe, zobaczy wszystko co jest do zobaczenia w życiu za pomocą internetu. I nie mówię tu o podróżach dookoła świata bo to nadal jest możliwe, problem jest w tym czy oni będą chcieli jeszcze podróżować. To mnie najbardziej martwi. Dzieciństwo jest drugim z tematów przewodnich płyty, ale wpisuje się idealnie w koncept ?Fear Of The...?. Wszystko co piszę wiąże się w pośredni sposób z tym co sam w życiu przeżyłem.  Kiedy zaczynam o czymś pisać to na koniec okazuje się, że w mniejszym lub większym stopniu piszę o sobie, bez względu na to czy tego chcę czy nie. Bo przecież musimy czerpać ze swoich doświadczeń aby to co stworzymy brzmiało prawdziwie. Na nowej płycie znalazły się więc także obrazy z mojego dzieciństwa.

Teksty pisane w pierwszej osobie rzeczywiście mogą wskazywać, że to Ty jesteś wzorcem głównego bohatera....
Tak, ten 10-letni chłopiec, a potem dorastający w kolejnych utworach młody mężczyzna, ma w sobie z pewnością sporo ze mnie, ale to on opowiada historię, to on żałuje, że jego dzieciństwo nie wygląda tak jakby sobie tego życzył, i to on na końcu odnajduje sposób ucieczki od problemów. Ale ponieważ piszę w pierwszej osobie łatwo jest tu odnaleźć odnośniki do moich własnych odczuć. W nagraniach takich jak ?My Ashes? czy ?Sentimental? można znaleźć rzeczywiście dość sporo fragmentów wziętych bezpośrednio z mojego dzieciństwa.

Jak powinniśmy więc odczytywać tytuł albumu?
Dosłownie. Ja naprawdę martwię się tym, że młode pokolenie staje się coraz bardziej puste, zdemotywowane do jakiegokolwiek działania, że nie korzysta z inspiracji, możliwości, które są przecież na wyciągnięcie ręki. Oczywiście uogólniam sprawę ale w większości przypadków właśnie tak wygląda obecna młodzież. Żyjemy w dobie programów typu ?reality show?, w społeczeństwie, które wzoruje się na tzw. ?celibrities?, opętanym żądzą sukcesu. Dostęp do informacji w dobie internetu jest teraz tak prosty, że absolutnie tego nie doceniamy. Kiedy byłem dzieckiem nie miałem tylu wspaniałych możliwości i do tej pory szanuję wszystko co zdołałem się wtedy nauczyć. Muzyka jest przykładem najbliższym mojemu sercu. Kiedy byłem nastolatkiem i chciałem zdobyć informacje o jakimś odkrytym przeze mnie zespole, musiałem oszczędzać pieniądze na płytę, odszukać ją w sklepie, co często trwało miesiącami, a potem słuchałem jej w domu na okrągło. To była dla mnie wielka inwestycja pod względem czasu, pieniędzy, zaangażowanej w poszukiwania energii. Mogłem wtedy słuchać tej płyty bez końca do czasu aż ją zrozumiałem. Dzisiaj muzyka jest dostępna za dotknięciem jednego przycisku i to za darmo. Dzieciaki ją konsumują tak szybko jak czekoladowy batonik. Takie warunki nie sprzyjają docenieniu kreatywności, która według mnie jest sercem i duszą muzyki. Ten przykład można porównać z każdym innym aspektem życia. Myślę, że współczesne dzieciaki nie czytają książek. Ja je kiedyś pochłaniałem! Pomiędzy 12 i 18 rokiem życia bez przerwy czytałem jakaś książkę! Ale po co dzieciaki mają czytać skoro jest internet? Być może wyda się to staroświeckie, ale uważam, że takie sprawy jak właśnie czytanie są podstawą do budowania własnej osobowości.

No i nie można tu zapomnieć, że przesiadywanie godzinami przed ekranem jest po prostu niezdrowe...
Oczywiście. I wszyscy o tym wiedzą tylko niestety wypuściliśmy już gina z butelki i nie wiemy jak ten proces odwrócić. Ty pewnie też będziesz mieć ten problem ze swoimi dziećmi. Ile lat ma Twój najstarszy syn?
5.

I pewnie wie już co to jest internet?

Oczywiście...
Starasz się ograniczać jego czas przed komputerem do przykładowo jednej godzinny dziennie czy też pozwalasz mu korzystać z internetu ile chce? 

Staram się ograniczać, z różnym skutkiem....
Przypuszczam, że już teraz jako rodzic martwisz się, że Twoje dzieci nie będą doceniać tego co Ty tak cenisz. Ja jeszcze nie mam dzieci ale właśnie ta kwestia martwi mnie najbardziej. Kiedy miałem 15 lat idea, że moi rodzice mogliby sprezentować mi mój własny telewizor, wieżę hi-fi, dvd, komputer, i-poda, telefon komórkowy, samochód była po prostu absurdem, kompletną bzdurą. Oszczędzałem swoje kieszonkowe aby kupić sobie mały magnetofon! A dzisiejszy 15-latek wręcz oczekuje takich prezentów i nie możesz mu tego odmówić, bo przecież wszyscy jego przyjaciele już je mają. Gdzie tu jest miejsce na inspirację, wyobraźnię? I choć to może wydać się nieco frywolne ale jest jednak niezwykle istotne, to kiedy miałem 14 lat nie miałem pojęcia jak wygląda naga kobieta! I to byłe wspaniałe kiedy za jakiś czas mogłem odkryć swoją seksualność. Teraz nawet Twoje dziecko może za pomocą internetu odkryć pornografię, a nawet gorzej, niezwykle wyrafinowaną pornografię.

Są na szczęście filtry...

Wiesz jakie są dzieciaki, znajdą sposób aby je obejść. Ja też bym go znalazł. Niestety puszka Pandory z informacjami wszelkiego rodzaju została otwarta i nie możemy jej na powrót zamknąć. Nie pozostawiono tu miejsca na samodzielne odkrycia, przeżycia...

Tak, zabrakło miejsca na wyobraźnię.
Oczywiście zdarzają się również wyjątki, że 18-latki postanawiają wyrzucić komputer i wyjechać do Indii, Maroka czy gdziekolwiek indziej, co moim zdaniem jest świetnym sposobem na poznanie samego siebie, ale jest przecież wiele innych fantastycznych sposobów na rozwój osobowości. Dla mnie były to kiedyś właśnie książki czy muzyka. Internet, te wszystkie nowoczesne gadżety pozbawiły nas tego. Nawet telefony komórkowe są doskonałym przykładem na odciąganie dzieci od tego co ważne.

Czasem jednak komórka jest jedynym środkiem komunikacji między rodzicem a dzieckiem...
Oczywiście, mogłabyś mi podać setki przykładów dlaczego posiadanie komórki czy internetu jest pożyteczne, i nie będę w stanie się temu sprzeciwić. Internet jest fantastycznym wynalazkiem. Staram się jednak powiedzieć, że nie uważam aby dzięki temu świat stał się lepszy. Być może jest bezpieczniejszy ale ludzie nie mają przez to większej wrażliwości, głębi, duszy. Internet jest wspaniałą sprawą ale równocześnie obserwuję, że ma bardzo negatywny wpływ na intelekt. Dzieciaki potrafią robić niezwykłe rzeczy przy pomocy komputerów ale nie są w stanie przeprowadzić rozmowy z drugim człowiekiem! Jestem świadomy, że prawdopodobnie każde pokolenie myśli podobnie o następnym, młodszym pokoleniu.  Zapewne moi rodzice myśleli w podobny sposób o wpływie telewizji, która w latach 80. miała dla nich zapewnie nieco demoniczny wymiar ? było to coś co opętuje ich dzieciaka. I pewnie ich rodzice a moi dziadkowie myśleli w podobny sposób o radiu czy tez innym wynalazku. Zdaje sobie sprawę, że nie różnię się od moich rodziców w posądzaniu młodszego pokolenia o zaniedbywanie intelektualnego rozwoju.

Czy to jest więc twoje ostrzeżenie dla świata?
Nie nazwał bym tego ostrzeżeniem, to bardziej obserwacja. Nie chciałbym pouczać ludzi jak mieli by żyć. Jest wiele aspektów dzisiejszej kultury, które mnie bardzo drażnią. Chociażby te wszystkie programy ?reality-show?, obsesja na punkcie gwiazd, większość tego co wiąże się z kulturą hip-hop....Bez względu na to czy lubię pop czy nie, większość wartości stojącej za nią uważam po prostu za płytką, nic nie wartą....

Mówiąc o muzyce hip-hopie. Public Enemy nagrał swego czasu album o podobnym tytule ? Fear Of The Black Planet. Czy zbieżność jest celowa?
To była świetny album, jedna z najważniejszych hip-hopowych płyt lat 80. Powodem, dla którego lekko sparafrazowałem ten tytuł był fakt, że w latach 80. dla młodych ludzi najważniejszym problemem były relacje związane z różnicami rasowymi. Dążenie do harmonii, anty-rasism i tego typu sprawy były wtedy w centrum uwagi młodych ludzi. Album Public Enemy był częścią zeitgeist tamtych czasów. A jaki dziś mielibyśmy ekwiwalent, co jest obecnie najbardziej spieprzoną sprawą w skali całego świata? To już nie jest kwestia rasy, to jest właśnie ta wszechobecna bezmyślność, apatia, brak zainteresowania otaczającym światem. I to świetnie widać na przykładzie przemysłu muzycznego, gdzie ściąganie plików z internetu stało się normą. Kiedyś muzyka definiowała człowieka. Kiedy byliśmy mali określała naszą osobowość. Dzięki temu mogłeś odróżnić się od swoich rodziców, powiedzieć im - to jest moja muzyka! A teraz, po raz pierwszy w historii, mamy pokolenie dzieciaków, których muzyczne upodobania są o wiele bardziej konserwatywne niż ich rodziców. Na przestrzeni lat mieliśmy hippisów buntujących się przeciwko rock?n?rollowcom, punkowców stawiających opór hippisom. Dziś rodzice słuchają o wiele bardziej eksperymentalnej muzyki niż ich dzieci! To nie jest dobry znak, ponieważ bunt wobec rodziców jest według mnie elementem koniecznym w procesie określania własnej osobowości. Twoje dzieci też w pewnym momencie powinny się zbuntować przeciwko Tobie ? i jest to będzie jak najbardziej normalne. Obecnie ten bunt jest właściwe niemożliwy, ponieważ muzyka dzisiejszych dzieciaków jest de facto kopią muzyki, której słuchali ich rodzice, bez względu czy jest to Marilyn Manson grający kiepską imitację Davida Bowie, Green Day naśladujący Sex Pistols czy Wolf Mother muzyków Black Sabbath. Rodzice stali się o wiele bardziej radykalni niż ich dzieci i jest to kolejny symptom pustej generacji. Mamy dostęp do niezliczonej ilości wiadomości, ale wylatują one natychmiast z głowy bo przecież kolejne czekają! Obserwujemy zachowania typu: o, ściągnąłem sobie za darmo cały katalog The Beatles, posłuchajmy po 30 sekund z każdego nagrania a potem je skasujmy. I to jest właśnie okropne, że ta ogromna praca, która wpłynęła swego czasu na miliony ludzi, zostanie w 5 minut odrzucona przez jakiegoś fana Green Day! To jest przygnębiające. Nie sugeruję żadnego rozwiązania bo nie wiem czy ono istnieje. Jest to moja obserwacja i właśnie o tym opowiada album ?Fear Of The Blank Planet?.

A jak tym razem wyglądał proces nagrywania nowej płyty?
Pracowaliśmy głównie w domowym zaciszu. Każdy z nas ma własne studio, tak więc Gavin nagrał perksuję u siebie w domu, Richard klawisze w swoim studio itd. Tak to z grubsza wyglądało...

A więc to nie była zespołowa praca w studio?
Nie. Ale mieliśmy możliwość przećwiczenia całego materiału podczas jesiennej trasy koncertowej. W ciągu miesiąca przetestowaliśmy nowe nagrania, zanim więc przystąpiliśmy do nagrania płyty wiedzieliśmy dokładnie jaki efekt chcemy uzyskać. Był to więc proces  niezwykle szybki, prawie bezbłędny. W ciągu zaledwie trzech miesięcy nowy materiał był gotowy.

Wokal, harmonie są niezwykle mocnym elementem nowej płyty. Czy bardzo się mylę, że zmieniłeś nieco manierę wokalną?
Zapewne przyczyniły się do tego dwa fakty. Po pierwsze materiał graliśmy wcześniej na trasie, przystępując więc do nagrania partie wokalne przychodziły mi o wiele spokojniej, naturalniej niż poprzednim razem. A po drugie wszystkie teksty śpiewane są w pierwszej osobie, na moment staje się tym 10. letnim chłopcem, główną postacią płyty. I z pewnością wpływa to na sposób w jaki śpiewam.

Kiedy rozmawialiśmy jesienią byłeś bardzo zadowolony ze współpracy z Roadrunner Records. Teraz jednak nastąpiła fuzja z Warner Record, nie czujesz się więc nieco zawiedziony? Czy to nie ironiczne, że po ucieczce z Warnera, z którego byliście tak niezadowoleni znów do niego wracacie?
Tak, to bardzo ironiczne. Na szczęście w praktyce ta zmiana nie wiele zmieniła. Warner ma oczywiście udziały w RR ale pracują tam nadal ci sami ludzie, w ostatecznym efekcie nic się więc nie zmieniło. Jestem nadal z nich bardzo zadowolony ponieważ zrobili dla nas więcej w ciągu miesiąca niż Warner w ciągu 3-4 miesięcy. Mamy teraz więcej wywiadów, interakcji z fanami, promocja prowadzona jest na o wiele większa skalę. Odbyły się dwa specjalnie przesłuchania naszej nowej płyty ? jedno w Nowym Jorku, drugie w Londynie, na którym zaprezentowano dziennikarzom nową płytę. Warner nigdy tego nie robił. Mamy poczucie, że Roadrunner rzeczywiście nas wspiera poprzez tego typu wydarzenia. To jest bardzo odświeżające  uczucie, bardzo mi go brakowało.

Na nowej płycie macie gości...
Tak, Roberta Frippa znam od lat, zagrał przecież w 1994 roku na płycie zespołu No-Man -?Flowermouth?. W czasie trasy ?Deadwing? otwierał część naszych występów w Stanach Zjednoczonych. W ubiegłym roku podobnie stało się w Japonii i Europie. Mieliśmy okazje odnowić, wzmocnić nasza przyjaźń i w rezultacie zaprosiłem go do współpracy. Zagrał w dwóch nagraniach, z których jedno nie znalazło się na płycie. Ale na pewno wydamy je wcześniej czy później, bowiem zagrał w nim niezwykle piękną solówkę. Zaproszenie Roberta było niezwykłe proste, o przysługę poprosiliśmy przecież przyjaciela. Na płycie Również zagrał Alex z zespołu Rush. To też było niezwykle miłe, byłem kiedyś ich wielkim fanem.

Jakie są Wasze najbliższe plany?
Na początku kwietnia rozpoczynamy próby przed trasą koncertową. Zagramy w Wielkiej Brytanii, w maju jedziemy do Stanów a w czerwcu wracamy do Europy.

Czy zobaczymy Was ponownie w Polsce?
Mam ogromną nadzieję. Ponieważ nie odwiedziliśmy Was podczas poprzedniej trasy, wierzę, że tym razem się uda. Spodziewajcie się nas w czerwcu!

A jakie są plany związane z No-Man? Kiedy możemy spodziewać się nowej płyty?
Raczej nie w tym roku. Za dużo się dzieje. Być może w 2008 roku, kiedy odstawię na bok Porcupine Tree, Blackfield znajdę czas na inne projekty, a także czas dla siebie....

A propos wolnego czasu ? często bywasz w Izraelu.  Czy nie odczuwasz tam zagrożenia?
Powiem szczerze, nie. Oczywiście są miejsca takie jak Strefa Gazy, Ramallah, gdzie może być czasem niebezpiecznie. Tel Awiw jest na szczęście oddalony. W tym mieście nigdy nie czułem się zagrożony. Byłem tam wiele razu, nawet mieszkałem tam przez pół roku i czułem się tam niezwykle komfortowo. Od czasu kiedy zacząłem tam jeździć samobójcze ataki miały miejsce jakieś 3-4 razy, i to zawsze wtedy kiedy mnie tam nie było. A w tym samym czasie zdarzyły się ataki w Londynie, Nowym Jorku czy Hiszpanii. I były one o wiele gorsze niż te w Tel Awiwie. Dlatego nie rozumiem tej paranoi, lęku związanego z Izraelem.  Ale odpowiada mi to bo bywa czasem tak, że jestem jedynym obcym na ulicy. Jestem niezwykle szczęśliwy będąc jedynym turystą. Świetnie się tam bawię.

Dziękuję za rozmowę!
To zawsze przyjemność...

I tym optymistycznym akcentem zakończyła się nasza pogawędka. 

Agnieszka Świątnicka-Kulpińska

więcej...

ZGRZYT 3
HARD FAX 4
MACHINE HEAD 8
GEEZER BUTLER 12
SAXON 14
DYING FETUS 15
PORCUPINE TREE 16
DOUGIE WHITE 18
GOTTHARD 19
DARK TRANQUILLITY 20
PRO-PAIN 21
DAATH 22
AFTER FOREVER 23
BUDGIE 24
TOM MORELLO 26
SANCTITY 27
SIX FEET UNDER 28
NIERDZEWNA STAL 37
JOHN MAYALL 37
CALIBAN 38
DOMINICI 39
HIRAX 40
HEAVEN & HELL 42
MARILLION 44
WEDNESDAY 13 46
ALBUM MIESIĄCA 47
RECENZJE 48
LIVE UFO 57
PAIN OF SALVATION 58
LIVE PAIN OF SALVATION 59
OUT OF THE DARKNESS 60
QUIZZ 61
LIVE TSA 61
CZYTELNICY PISZĄ 62
powrót do listy