PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2008-03-00
Metal Hammer 03/2008

Metal Hammer 03/2008

Ich Troje: Mustaine, Anselmo, Tankian. Meshuggah, Beatallica, Rage, Dismember, Rob Halford, Hate, Nick Cave, Homo Twist, Chimaira, Genesis, Lukhater, Hate Eternal, Tank.Ich Troje: Mustaine, Anselmo, Tankian. Meshuggah, Beatallica, Rage, Dismember, Rob Halford, Hate, Nick Cave, Homo Twist, Chimaira, Genesis, Lukhater, Hate Eternal, Tank.

więcej...

Marcowe wydanie zdominowały wyraźnie mocne, agresywne brzmienia. Choć ci, którzy słyszeli już najnowszą produkcję Mesuggah wiedzą doskonale, że ten zespół w swojej muzyce potrafi tą agresję doskonale okiełznać. Tak pokręconej, ciężkiej i naprawdę trudnej dla odbiory płyty dawno już nikt nie nagrał.

W numerze staraliśmy się również zachować proporcje pomiędzy klasyką o tym co obecnie dzieje się na scenie. Ten klasyczny okres w historii rocka na pewno reprezentuje tym razem Rob Halford, Tank, Dismember czy Rage ? wywiady z tymi artystami polecamy Waszej szczególnej uwadze.

Na zakończenie chcielibyśmy podziękować za wszystkie urodzinowe życzenia, które od Was Czytelnicy otrzymaliśmy. 200 numer zobowiązuje! Dzięki Waszym życzeniom, jeszcze bardziej!

Darek Świtała

więcej...

Także ostatnia Sepultuta ? obojętnie jak na nią reagować ? to kawał porządnego, siarczystego łojenia i na pewno jest to najlepsze dokonanie ery post - maxowej. Jeśli dodać do tego fakt, że w czerwcu 2006 roku Igor odszedł z Sepultury, ewentualna współpraca braci była tylko kwestią czasu. Pojawiały się oczywiście absurdalne plotki o reaktywacji Sepultury pod przywództwem klanu C, jednak ? na szczęście - do takiej paranoi nie doszło. Stało się za to coś, co fani metalu będą błogosławić. Nie siląc się na zbytnie kombinacje, podając sobie dłonie, Max i Igor (a właściwie Iggor ? czyżby problemy z uwolnieniem się od kontraktu z SPV?) zaszyli się w studiu Logana Madera i powrócili do swojego dzieciństwa, do pierwotnych, muzycznych fascynacji, nagrywając muzykę, jaka tkwiła w nich od zawsze. Trudno jednoznacznie nazwać te dźwięki. Bo nie jest to death metal, choć i tak można na ?Inflikted? patrzeć. Nie jest to także czysty thrash ani hard core. To muzyka duszy, jak zapewne powiedzieliby sami zainteresowani. Najważniejsze, że płyta kipi taką agresją, że człowiek ugina się pod nawałem dźwięków. Dodajmy ? dźwięków prostych, naturalnych i dosadnie postawionych, jak kropka nad ?i?...

Pierwotna surowość tej muzyki opiera się na ewidentnie thrash metalowym rdzeniu. Takie kawałki jak ?Inflikted?, ?The Doom Of All Fires?, ?Blood Brawl? czy kojarzący się ze starą Metalliką ?Must Kill? atakują średnimi tempami, prostą konstrukcją opartą o rytmicznie zacinające się riffy i prostą, łomoczącą perkusję. Dodatkowo przywiązanie do klasyki heavy metalu zdradzają rzewne miejscami solówki, świetnie jednak wpisujące się w poszczególne kompozycje. Widać, że gadanie o tym, co w młodości infekowało umysły Brazylijczyków nie było tylko pustym kokietowaniem publiczności. Oczywiście intensywność tych utworów, wypełnienie aranżacji zwartą tkanką hałasu i gęstym bębnieniem wyraźnie wskazuje, że w edukacji braci Cavalera bardzo duży udział miał death metal. Jest także sporo bardzo szybkich ciosów w twarz ? tu przewodzi brutalny, hard core?owy atak ?Hex?, pełniący rolę niemal manifestu ?Never Trust? czy ?Sanctuary?. Dla przeciwwagi mamy pachnące Sepą doły ?Ultra ? Violent? z charakterystycznie pracującymi bębnami, miażdżący, niemal death?owy ?Terrorize?, rozwijający się od wolnego wstępu przez marszowe zwrotki aż do dynamicznego sola, granego na podkładzie szybkiej, punkowej perkusji czy ?Hearts Of Darkness?. Ciekawie zbudowany jest ?Black Ark?, w którym muzykanci wyraźnie dłużej pogrzebali, bo znalazło się sporo miejsca na drobne eksperymenty. Rzecz jasna, obok prostych, dosadnych konstrukcji numerów, każdy z muzyków przemyca tu swoje patenty. Igor od czasu do czasu kombinuje z bębnami, wprowadzając typowe dla siebie przebicia na półkotłach, Max wrzeszczy jak za starych, dobrych czasów, dławiąc się wściekłością. Trzeba jednak przyznać, że te ozdobniki są tylko dodatkiem do podstawowych szkieletów kompozycji. Wyraźnie czuć, że muzycy w większości przypadków nagrywali pierwotne wersje utworów, stawiając na intuicję i spontan. Uniknęli w ten sposób błędu, jakim byłoby ?przeprodukowanie? płyty. Ta muzyka nie wymaga przecież koronkowych zabiegów studyjnych a raczej mikrofony powinny łapać ?na setkę? wkurwienie muzyków.

O zaproszonych do muzykowania gościach wspominać nie muszę ? Marc Rizzo, znany z Soulfly wspomaga Maxa w krzesaniu odpowiednio ciężkich riffów. Szkoda jednak, że konwencja nie pozwoliła szerzej wypowiedzieć się basiście ? Joe Duplantier z zespołu Gorija jest raczej na obrazkach, bo w muzyce go nie słychać. Zresztą, kto by tam przejmował się basistą ? bracia w wywiadach podkreślają, że na koncertach na pewno pojawią się oni, zaś co do reszty - się zobaczy...

Zawsze zastanawiam się, czy jest w tym miejscu sens na jakieś wnioski. Że nagrali doskonałą płytę? Oczywiście, pomijając fakt, że już czuję w kościach te wszystkie zjadliwe komentarze. Że na koncertach wszyscy będą chcieli usłyszeć ?Roots Bloody Roots?? To mogę zagwarantować. Najważniejsze jest jednak chyba to, że po raz kolejny, pomijając wszystkie zakulisowe i biznesowe sprawy, muzyka zatriumfowała nad waśniami, dając fanom metalu bardzo głośny powód do świętowania...

Tekst: Arek Lerch
Foto: Roadrunner

powrót do listy