PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2012-02-00
Metal Hammer 02/2012

Metal Hammer 02/2012

Lacuna Coil, Biohazard, Asphyx, Hogarth/Barbieri, Sick Of It All, Caliban, Venom, Opeth, La Paz, Throneum, Aborted, The Man Eating Tree, Kazik Na Żywo, Orange Goblin, Nickelback, PandemoniumLacuna Coil, Biohazard, Asphyx, Hogarth/Barbieri, Sick Of It All, Caliban, Venom, Opeth, La Paz, Throneum, Aborted, The Man Eating Tree, Kazik Na Żywo, Orange Goblin, Nickelback, Pandemonium

SPIS TREŚCI

Zgrzyt 3
Hard Fax 4
Lacuna Coil 8
Biohazard 12
Asphyx 14
Hogarth/Barbieri 15
Eluveitie 16
Sick Of It All 18
Caliban 20
Venom 21
Opeth 22
La Paz 24
Throneum 25
Mh Przewodnik 26
Voidhanger 28
Aborted 29
The Man Eating Tree 30
Nierdzewna Stal 39
Deathstars 40
Rage 42
Kazik Na Żywo 44
Mało Znane Mało Grane 46
Album Miesiąca 47
Recenzje 48
Rhapsody 56
Orange Goblin 57
Nickelback 58
Pandemonium 60
Live: Blind Guardian 62
Live: Thrashfest 63
Night In Gales 64
Out Of The Darkness 65
Die Young 66

 

ZGRZYT

Kobiety i rock...

? ten temat zawsze pobudzał wyobraźnię. I wciąż pobudza, biorąc pod uwagę aktualne sukcesy takich zespołów jak Nightwish, Arch Enemy, Epica (której nowa płyta już wkrótce) czy prezentowana dziś na naszej okładce Lacuna Coil. O najnowszym albumie, powrocie do klasycznego, bardziej gotyckiego brzmienia i kilku innych sprawach opowie Wam w środku numeru Christina Scabbia.

Swoje nowe wydawnictwa przygotowało na początek roku także kilka innych zacnych zespołów ? z nowym, doskonałym albumem powraca Biohazard, mocny (21 w dyskografii!) krążek wydał właśnie Rage, ale z pewnością nie są Wam obce również dokonania Orange Goblin (o nowej płycie więcej na stronie 57), Sick Of It All, Asphyx, Caliban czy Aborted.

W numerze nie zabrakło również koncertowych relacji, recenzji najnowszych płyt oraz naszych stałych rubryk ? przewodnika Metal Hammera (w nim kolejna część historii festiwalu Metalmania), Nierdzewnej Stali czy Mało Znane Mało Grane.

Zapraszamy też do oddania głosu w naszej ankiecie podsumowującej rok 2011. Więcej szczegółów w hard faksie, to już ostatni dzwonek!

Darek Świtała

 

ALBUM MIESIĄCA

MECH
ZWO
(Metal Mind Productions 2012)

Być może są wśród Was i tacy, którzy - podobnie jak autor niniejszej recenzji - nazwę Mech, na zasadzie odruchu bezwarunkowego, kojarzą z telerankowymi popisami długowłosego faceta w spódnicy. Wbijający małoletnim do głowy zasady ortografii szlagier "Żółta żaba żarła żur", w którym Maciej Januszko do spółki z Jackiem Skubikowskim nieśli PRL-owskim maluchom kaganiec oświaty, bez dwóch zdań robił wrażenie. Jednak siedmiolatek, dla którego szczytem ekstremy były emitowane w TVP szlagiery Lady Pank i Kombi - mimo posiadania starszego brata dysponującego aparaturą w postaci adaptera Unitra i kolekcji winylowych klasyków polskiego rocka i bluesa - był zbyt mało ogarnięty, by sięgnąć po wydane w 1983 roku dwa krążki, stanowiące cały dorobek fonograficzny pierwszej inkarnacji zespołu działającego pierwotnie jako Zjednoczone Siły Natury "Mech".

Dziś nadrabiam, ale reaktywowany w 2004 roku Mech to już inny zespół. A skalę zmiany pozwala usłyszeć porównanie nagranych ponownie na potrzeby krążka "Mech" numerów z "Bluffmanii" i "Tasmanii" z oryginałami. Zresztą "ZWO" też zawiera przeróbkę wiekowego numeru. "Popłoch" AD 2012 to ciężar gitarowego buldożera i masywny riff. Oryginał sprzed niemal dwóch dekad lokuje się gdzieś w okolicach Perfectu. Za sprawą albumu z 2005 roku Mech rozgościł się w lidze grających hard'n'heavy. Racjonalnym wytłumaczeniem - prócz upływa czasu - jest fakt, że z oryginalnego składu ostał się jedynie Januszko. Kolejny album to kolejne roszady w tej ekipie. Sekcję rytmiczną Najman/Posejdon zastąpiła dwójka wyjadaczy, którzy w niejednym vanie wąchali skarpetki kompanów. Basowy podkład do pieca dorzuca były muzyk Pabiedy i Armagedon Tomasz Solnica, a bęben okłada Paweł "Rekin" Jurkowski, który terminował m.in. w Rootwater. I są to transfery udane. Spójrzmy więc "ZWU" prosto w twarz. Odlicza hi-hat, w tle dudni bas i z otchłani wjeżdża gitarowy riff noszący wyraźne piętno szkoły Zakka Wylde'a. Takie skojarzenie będzie nam towarzyszyć częściej. Podobnie, jak od czasu do czasu czyni to mentor brodatego herosa gitary, Januszko na wokal nałożył "megafonowy" efekt. Uczciwie wypada przyznać, że człowiek, który z Diabłem jest na ty, brzmi jak rodzimy bliźniak genetyczny Księcia Ciemności. Wrażenie potęguje tekst. - A kiedy grzeszę, dobrze mi z tym. Strach mnie nie budzi, dobrze mi z tym - wyznaje lider grupy w "Grzech Wiara Lęk". Tak mógłby śpiewać Ozzy...

Gdy już jesteśmy przy tekstach, to przyznam szczerze, że nie do końca zrozumiały jest dla mnie zabieg umieszczenia na płycie liryków w językach: Mickiewicza, Shakespeare'a i Moliera - zakręcony, hip-hopowy i opatrzony niewybrednym tytułem "Baise Toi". Być może to tylko moje subiektywne odczucie, ale ta tekstowa dwoistość nie znajduje uzasadnienia w warstwie muzycznej. Nie sądzę także, by w grę wchodziły względy biznesowe. Bo plan ekspansji zagranicznej - o ile ktokolwiek się z takim nosi - wymagałby raczej rejestracji krążka w dwóch wersjach językowych. Ale to drobiazg. Bo najważniejsza jest muzyka. A ta tutaj to rasowy, hamerykański hard rock. "Twój Morderca", "Barry Warry" czy też "Doctor" z wirtuozowskimi popisami Piotra "Dzikiego?  Chancewicza to numery, których zapewne nie powstydziłby się sam Zakk. Kolega ma czuja do takiego grania. Miłośników gitarowych fajerwerków odsyłam też do G-6 - przebili G-3. Z informacji, jakie posiadam wprost to nie wynika, ale mam wrażenie, że to właśnie w tym numerze swoje gościnne nutki wciskają niektórzy ze znamienitych gości, których obecność czyni "ZWO" bardziej spektakularnym. Na liście gości znaleźli się bowiem: Jerzy Styczyński i Adam Otręba (Dżem), Andrzej Nowak (TSA), Wojciech Hoffmann (Turbo), Karim Martusewicz (Voo Voo), Tomasz Kasprzyk, Tomasz Pierzchalski i Marek Raduli. Robi wrażenie. Balladowy "Wciąż od nowa" z delikatnymi akustykami to chwila oddechu po ciężkim uderzeniu. Gitarki plumkają tu jak nie przymierzając w takim "Every Rosse has It's Thorn". Tym, co jest jednym z największych atutów dwunastu numerów Mechu jest ich chwytliwość. Przebojowe melodie, choć nieodkrywcze i znajomo pobrzmiewające w uszach tych, którzy podążają ścieżką SDFM, wpadną w ucho fanom ostatnich krążków Osbourne'a. Wyjątkiem jest "Kocie Kochamcię" muzyczny żart, który niestety nie śmieszy. Przydałyby się korepetycje u Tymona Tymańskiego. Lepiej wypada finałowy ?Noise bREKINg? psychominiaturka z apocalypticowym soundem.

Nie sądziłem, że Mech będzie w stanie wywołać tyle miłych wrażeń. Gdy redaktor Świtała zlecił mi zadanie podzielenia się z Szanownymi Czytelnikami opinią na temat "ZWO" w rubryce płyta miesiąca, nie oszalałem z radości. Przełamałem opory i nie żałuję. Dobry album!

Maciej Miśkiewicz

powrót do listy