PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2006-02-00
Metal Hammer 02/2006

Metal Hammer 02/2006

Therion, Panzer X, Nevermore, P.O.D., Life of Agony, King Diamond, Emperor, Devin Townsend, Children of Bodom, Moonspell, Amorphis, In Flames, Ozzy Osbourne, Winger, Proto Kaw, Tuner, Pete Townshend, Uriah Heep, Lacuna Coil, wkładka o Metalmanii 2006Therion, Panzer X, Nevermore, P.O.D., Life of Agony, King Diamond, Emperor, Devin Townsend, Children of Bodom, Moonspell, Amorphis, In Flames, Ozzy Osbourne, Winger, Proto Kaw, Tuner, Pete Townshend, Uriah Heep, Lacuna Coil, wkładka o Metalmanii 2006

więcej...

Therion, Moonspell i Nevermore ...

to zespoły, które zagrają w finale tegorocznej Metalmanii. Oprócz nich na deskach Spodka pojawi się kilka innych uznanych nazw. Także tak zwana Mała Scena wygląda w tym roku chyba bardziej interesująco niż dotychczas...

Nie jest przypadkiem, że akurat te grupy pojawiły się w składzie rocznicowej, dwudziestej już Metalmanii. Przecież i Therion i Moonspell i Anathema a nawet Acid Drinkers to zespoły, które przed laty zdobywały muzyczne ostrogi właśnie na scenie tego festiwalu.

To właśnie o swoich wspomnieniach z Polski, ale też nowych płytach i oczywiście planach na przyszłość opowiedzieli nam muzycy Therion, Nevermore i Moonspell. Zaś nasza redakcja, by niejako podsumować temat Metalmanii, przygotowała specjalną wkładkę poświęconą festiwalowi ? więcej szczegółów znajdziecie na stronie 30.

Oczywiście zawartość tego numeru nie ogranicza się tylko do Metalmanii ? dla fanów bardziej eksperymentalnego brzmienia przygotowaliśmy wywiady z Devinem Townsendem, Porcupine Tree i Tuner a także obszerny tekst o zespole Proto-Kaw, który po 30 latach trwania w muzycznym letargu nagle mocno zaakcentował swoją obecność na progresywnej scenie.

Ci, których bardziej interesuje metalowa klasyka, na pewno przychylnie spojrzą na teksty o Emperor, Ozzym Osbournie, Winger, Uriah Heep czy prześledzą zapis naszej rozmowy z Kingiem Diamondem.

Na zakończenie chcielibyśmy zwrócić Waszą uwagę na relację z Nowego Jorku ? nasz specjalny wysłannik był gościem na urodzinowym koncercie firmy Roadrunner, który zgromadził na jednej scenie dwa pokolenia najwybitniejszych artystów związanych z tą wytwórnią. Zdjęcia i obszerna relacja z tej imprezy ? na stronie 12. Zapraszamy do lektury!

Darek Świtała

więcej...

UDO
 
 
Na poważnie zainteresowałem się muzyką już w wieku dziesięciu lat i im dłużej ją poznawałem, im większa ilość nazw i nazwisk stawała się dla mnie nie tylko mniej lub bardziej znajomo brzmiącymi wyrazami, tym bardziej nabierałem przekonania, że począwszy od lat sześćdziesiątych, prawie wszystko w muzyce zaczyna się od The Beatles. Dlatego, po przeczytaniu biografii Udo Dirkschneidera, wcale się nie zdziwiłem, że w jego przypadku było podobnie.
 
Udo stwierdził, że w wieku 12 lat, otrzymał w prezencie od swoich rodziców, płytkę Beatlesów ?I?m down? i w taki oto sposób rozpoczęła się jego obsesja na punkcie muzyki. Zgodzę się z tym, że The Beatles mogą wywołać takową obsesję i to nie małego kalibru, muszę jednak podważyć fakt otrzymania w 1964 roku, przez urodzonego w 1952 roku Udo, singla ?Help? beatlesów, z lipca roku 1965 (na którego stronie B znalazł się utwór ?I?m Down? właśnie). Ale mniejsza o szczegóły. Obsesja została zapoczątkowana i kto wie w jaką muzyczną stronę poszedłby nasz bohater, gdyby nie natknął się na kolejny zespół. The Beatles byli bowiem niezłym wyzwalaczem, ale tym co pochłonęło młodego Dirkschneidera bez reszty, stali się The Rolling Stones. I chyba tak jest do dzisiaj, bo patrząc na muzyczne dokonania Udo z Accept, a potem z własnym zespołem, można doszukać się tam pewnych podobieństw do jego idoli z dzieciństwa. Oczywiście, inna jest forma muzycznej ekspresji, heavy metal trochę różni się w tym przypadku od rock?n?rolla. Ale czy, poza większym natężeniem dźwięków i poziomem hałasu, wczesny Accept i U.D.O. są tak bardzo odmienni od Stonesów? Śmiem twierdzić, że nie. I jedni, i drudzy grają prostą, melodyjną, łatwo wpadającą w ucho, energetyczną muzykę.
 
Konsekwentnie trzymając się swoich zasad ciągle są wierni i oddani swojej publiczności. Ich muzyka nie zmienia się i za to ich kochamy. Udo postanowił opuścić Accept, właśnie wtedy, gdy grupa chciała podążać w innym kierunku. Tak właśnie w 1987 roku powstał zespół, którego nazwę utworzyły trzy litery imienia jej lidera, pooddzielane od siebie kropkami. I czy można faceta za taki ruch winić?
 
Już rok później grupa wydała swój debiutancki album ?Animal House? i zdobyła nim sobie wielką przychylność słuchaczy. Zwłaszcza fani Accept byli zachwyceni i nic w tym dziwnego, bo materiał na tę płytę został w całości napisany jeszcze za czasów i przez członków tamtej grupy. Wydawał się więc logicznym następcą wydanej w 1986 roku ?Russian Roulette?. Wypełniło go 10 żywiołowych numerów, z wybijającymi się na pierwszy plan: utworem tytułowym, ?Go Back To Hell?, czy ?Warrior?. Kończący płytę metalowy hymn ?Run For Cover?, także miał w sobie wiele uroku. Jako jedenasty, skład utworów uzupełniała wyśmienita ballada ?In The Darkness?. Niezapomniane 47 minut zafundował wielbicielom metalu Dirkschneider na pierwszej płycie U.D.O. i został zaAkceptowany.
 
Warto tu dodać, ze w wielu wywiadach z tamtego okresu był pytany o powody nazwania zespołu z wykorzystaniem jego imienia. Odpowiadał wtedy, że głupotą byłoby nie wykorzystanie powszechnej jego znajomości w muzycznym świecie, że był to po prostu znak rozpoznawczy. Nie chciał jednak tworzyć zespołu skupionego wokół jednego człowieka, jak na przykład Ozzy lub Dio. Stąd odmienna pisownia. Członkowie grupy, tłumaczyli natomiast wtedy znaczenie skrótu, jako ?United Dipstick Organization? (?Zjednoczona Organizacja Umoczonego Kija?).
 
Po sukcesie ?Animal House?, zespól postanowił szybko przypieczętować osiągnięty sukces i od razu w 1989 roku wydał równie udany, co poprzedni, album ?Mean Machine?. Tym razem jednak wypełniły go już tylko świeże kompozycje aktualnych członków U.D.O. Grupa była coraz bardziej szanowana, choćby za jej bezkompromisowe podejście do metalu i wtedy zdecydowała się na pewien kompromis. Na trzecim albumie, ku zaskoczeniu swoich fanów, postanowiła rozszerzyć marginalne do tej pory zastosowanie klawiszy w swoich utworach, przez co, na pierwszy rzut ucha, mogły one wydawać się pozbawione, tak typowej dla nich energii i chropowatości. Po dłuższym zastanowieniu, można jednak dostrzec, że energii jest tyle co zawsze, chropowatość to i tak głównie zasługa wokalu Dirkschneidera, a same klawisze nie tylko nie ujmują nic muzyce, a wręcz wzbogacają ją, dodając jakby nowy wymiar do prostych, rock?n?metalowych kawałków. Słychać to chociażby w hiciarskim ?Heart Of Gold?, albo w tytułowej, rozbudowanej do sześciu i pół minuty (w przypadku U.D.O. to naprawdę dużo), kompozycji ?Faceless World?. No a dla tych, co wolą U.D.O. po staremu, jest mnóstwo kompozycji zaspakajających ich gusta. Taki ?Blitz Of Lightning? na przykład. Do tego płyta ta jest jeszcze bardziej melodyjna niż poprzedniczki, a niektóre z utworów jak już utkwią miedzy uszami, to i wacik na najdłuższym możliwym patyku ich nie wygrzebie. W końcu wszyscy przekonali się do tego albumu, a o fakcie tym niech świadczy inny, a mianowicie, że ?Faceless World? (1990), jest do dziś najpopularniejszym i co za tym idzie, najlepiej sprzedającym się dziełem grupy.
 
Następca ?Faceless World?, wydany w 1991 roku ?Time Bomb?, uważany jest z kolei za najostrzejszy w historii zespołu. Mógł też być ostatnim ich albumem, bo w rok później doszło do reaktywacji Accept i U.D.O. poszło w odstawkę. Jak się jednak okazało reaktywacja trwała zaledwie pięć lat i Z.O.U.K. wróciła do łask. W 1997 roku ukazał się solidny album ?Solid?, a po nim, w rocznych odstępach, kolejne dwa: ?No Limits? i ?Holy?. Dirkschneider i jego kompania udowodnili na nich, ze ciągle potrafią grać dobry, przebojowy metal; i że nie przejmując się muzycznymi modami i trendami, chcą po prostu robić swoje, ku ich i naszej uciesze. I robią to dziś, wydają prawie co rok, nowy, kopiący energią w zadek, muzyczny produkt, o unormowanej i nie spadającej poniżej pewnego poziomu jakości. W zeszłym roku wydali dziesiąty studyjny album, ?Mission No. X?. W ostatnich latach dostaliśmy też dwie koncertowe płyty oraz DVD. Myślę, ze oni są po prostu w transie, i dopóki nie zrobią sobie za długiej przerwy, wszystko będzie dobrze.
 
Tekst: Remigiusz Mendroch (tekst dostępny tylko na stronie www)

więcej...

Cóż takiego fascynujcego jest w zespole Entombed, że kiedy słyszę tę nazwę zaczynam nerwowo węszyć? Odkąd zapoznałem się z tworczością tej grupy stałem się jej wiernym fanem. Zaś początek tej fascynacji nie przypadł, jak w przypadku wielu mianiaków na kultowy ?Left Hand Path?. To płyta ?Wolverine Blues? sprawiła, że Entombed na stałe zagościł moim domku. Od tamtej płyty każdy następny krążek był wydarzeniem. Dzieje się tak dlatego, że ewolucja, jakiej podlega muzyka zespołu, jest jednym z bardziej spektakularnych przykładów na to, że w metalu liczą się nie tylko technika ale także pomysł i szczerość.
 
Tym nieco niezrozumiałym wstępem nakreśliłem już swoją postawę. Czas wyjaśnić, dlaczego tak właśnie odbieram muzykę zespołu? Oczywistym jest, że nie wszystkim rozwój Entombed przypadł do gustu. Dla wielu ?Wolverine Blues? była płytą, ktora przekreśliła ten zespół w ich oczach. Grupa zrezygnowala z typowego, szybkiego death metalu na rzecz wolnych, bardziej rockowych struktur. To właśnie od tego krążka mamy do czynienia z hybrydą, która jakiś czas później nazwana zostanie death?n?roll. Połączenie detah metalu z rock?n?roll?owym zacięciem to nie tylko same dźwięki ale także postawa grupy. Niewymuszony luz, żeby nie powiedzieć olewczość w stosunku do własnej twórczości, wizerunek lumpów i aura nieustannej balangi, jaką stwarzają wokół siebie muzycy jest z jednej strony doskonalą pożywką dla muzycznych magazynów ale i autentyczną postawą, znakomicie puentującą muzykę z kolejnych płyt. Apogeum ? jak na razie ? twórczej drogi Entombed jest płyta ?Uprising?, na której zespołowi udało się stworzyć monstrualne brzmienie. Nie chcę być źle zrozumiany ? pozostałe krążki także są znakomite jednak wspomniany album obrazuje idealnie cały twórczy luz, jakim emanuje zespół. Entombed wchodzą do studia chwiejnym krokiem, wypijają kolejne piwa i od niechcenia rejestrują kolejny krążek. Wychodzi dokładnie tak, jak trzeba...
 
Pomimo takiego podejścia do twórczości (ostrzegam ? to tylko moje dywagacje..) Entombed firmuje płyty, ktore są znakomicie opracowane i trudno mowić o nich inaczej jak w kontekście sensacji. Kolejne krążki ? ?Morning Star? i ?Inferno? (nie zapominam o ?Some Difference? i ?To Right...?) utwierdzają w opinii, że zespół znalazł swoje miejsce na muzycznej mapie świata. Niestety, żeby nie było tak ciepło i rodzinnie, także i oni borykają sie z różnymi przypadłościami losu. Jakiś czas temu z zespołem pożegnał się wieloletni basista, odpowiadający ? niestety ? za część luzackiego sztafażu Entombed. W wywiadach muzycy podkreślają, że rozstanie odbyło się na przyjacielskich zasadach. Jak plotka głosi, Jorgen Sandstrom był zmęczony grą w tym projekcie i chciał odpocząć... Kolejny cios nadszedł w październiku ubiegłego roku ? tym razem gitarzysta Uffe Cederund postanowił osierocić zespół. Pozostała czwórka zdecydowała się nie szukać zastępcy i ograniczyć skład do kwartertu... Rozstanie odbyło się w dość kiepskim momencie, bowiem w listopadzie zespół wchdził do studia, by zarejestrować kolejne, wielkopomne dzieło... Nie obyło się też bez kolejnej sensacji - z zespołem ponownie nawiązał (najprawdopodobniej chodzi o produkcję plyty, choć można przypuszczać, że w jakimś numerze pojawi się także na perkusji...) dawny perkusista grupy, atualnie liderujący innemu, świetnemu zespołowi Hellacopters ? Nicke Anderson. Trudno mówić dzisiaj, na jakich warunkach odbywać się będzie ta współpraca, jednak plotki stały się już faktem... Grupa zaszyła się tym razem w Soundland Studio, mieszczącym się na obrzeżach Sztokholmu. Jak zapewnia zespół, w tym miejscu są bardzo zrelaksowani (co ma przecież wpływ na pracę...), w przeciwieństwie do studiów znajdujących się w centrum miasta, gdzie zazwyczaj czuli się - to cytat - jak w piwnicy. Obawiam się trochę o ów ?relaks?, który w wydaniu Entombed może wyglądać dość ciekawie... Na szczęście, gitarzysta (na którym spoczywa teraz duża odpowiedzialność...) Alex Hellid zapewnia, że są zobligowani do stworzenia jak najlepszego albumu, bo presja fanów, w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu i presja nazwy zobowiązują. Efekty tych zobowiązań poznamy w okolicach wakacji, bowiem data premiery płyty zatytułowanej ?Serpent Saints? została ? dość symbolicznie zresztą ? ustalona na 06.06.06... Komentować nie trzeba... Ponoć ze źrodeł zbliżonych do zespołu wyciekły informacje, że ma być to ? kolejny - powrót do korzeni... Cóż, ?Inferno? także był powrotem, którego chyba nikt nie oczekuje, bo nisza, ktorą grupa wymościła sobie przez ostatnie lata jest wystarczajaco ciekawa. Inna sprawa, że taki zespół jak Entombed na pewno nie musi zjadać własnego ogona, wracając do czegoś, co samo w sobie było dobre i powtarzać już nie trzeba... Miejmy nadzieję, że zespół nie ulegnie też wszechogarniającej modzie na powroty w oryginalnych składach, co sugerować może pojawienie się na horyzoncie Andersona. Zaczynajcie odliczać...
 
Arek Lerch (tekst dostępny jedynie na stronie www)

spis treści

W tym wydaniu ponad 40 recenzji nowości płytowych, konkursy, najnowsze wieści z muzycznych scen całego świata, specjalna wkładka o Metalmanii 2006 oraz relacja specjalna z Nowego Jorku!!!

ZGRZYT 3
HARD FAX 4
THERION 8
RR 25TH 12
PANZER X 16
NEVERMORE 17
P.O.D. 18
STUDIO RAPORT: LACUNA COIL 21
EDGUY 20
LIFE OF AGONY 21
DEVIN TOWNSEND 22
OZZY OSBOURNE 23
KING DIAMOND 24
EMPEROR 26
MINDBREAKER: ANIOŁ 28
NIERDZEWNA STAL 37
PORCUPINE TREE 37
CHILDREN OF BODOM 38
PETE TOWNSHEND 39
MOONSPELL 40
IN FLAMES 42
MH CLASSIC 44
AMORPHIS 46
ALBUM MIESIĄCA 47
RECENZJE PŁYT 48
PROTO-KAW 56
TUNER 58
LIVE: BATALION D?AMOUR 59
OUT OF THE DARKNESS 60
QUIZZ/PRZEKAZ 61
CZYTELNICY PISZĄ 62

więcej...

Oto fragment wywiadu z Peterem (Vader), który przeczytasz jedynie u nas! W tradycyjnym, papierowym wydaniu Metal Hammera dalsze pytania i odpowiedzi na temat Panzer X...

MH: Panzer X to płyta, którą zapowiadasz od bardzo dawna. W końcu się ukazuje ale powiedz dlaczego tak długo musieliśmy na nią czekać? Czy praca w Vader jest tak absorbująca że nie masz czasu na nic innego?

P: To prawda. VADER to mnóstwo pracy i znalezienie tych paru chwil, by nagrać album PANZER zajęło kilka lat? Poza tym pamiętaj, że jest to projekt kilku ludzi równie mocno zaangażowanych w swoich zespołach - tak więc koordynacja czasu wszystkich ?pancerniaków? i  pojawienia się w studio również była powodem takiego poślizgu od powstania pomysłu do jego realizacji. Jednak udało się i nagraliśmy w Olsztyńskim ?X Studio? kilka piosenek na debiutancką małą płytę.

MH: Po przesłuchaniu pierwszych sześciu dostępnych utworów nie mam wątpliwości, że muzyka Panzer X powstała pod wpływem Twoich młodzieńczych fascynacji. Słychać tu dużo klasycznego heavy metalu...
P: To jest mieszanka klasycznego metalu i hard rocka, czy wręcz rock?n?roll?a? Przy takiej muzyce powstawał nie tylko VADER czy CETI, a wiele innych, znanych dziś zespołów. Poza tym takie było zamierzenie ? nagrać metal ale inny niż to, co na co dzień tworzymy w naszych rodzimych kapelach.

MH: Kto, oprócz Ciebie i Kupczyka, zagrał na płycie?
P: ?Steel Fist? to przekrój w stylistyce jak i generacji metalowców? Na bębnach zasiadł jeden z najmłodszych talentów naszej sceny ? Witek z Decapitated. Z tak innym stylem poradził sobie bez problemów. Słyszałem już perkusistów wymiatających blasty i miażdżących stopami ale... niestety - nie potrafili sobie radzić z wydawałoby się prostymi riffami i tematami w heavy metalowym stylu. Witek potrafi znaleźć się i tu i tam. Na gitarze solowej usłyszeć można Pająka ? dobrze znanego wymiatacza z ESQARIAL. Tu bardzo podobna sytuacja. Marek ? zaprzysięgły thrash metalowiec ? pokazał jak pięknie potrafi zagrać utwory o wręcz rythm?n?blusowym charakterze. Solówki na płycie są świetne! Na basie z kolei zadebiutował Mr.X ? duchowy inspirator całego projektu i mój kumpel od wielu lat. Jeśli dodasz do tego ?teamu? Grzegorza z jego typową charyzmą, charakterystycznym wokalem i metalową duszą ? nic więcej dodawać nie trzeba...

MH: Na płycie znajdzie się też ?Paint It Black? ? utwór z repertuaru The Rolling Stones. Nie masz wrażenia, że Twoja wersja tej piosenki jest bardzo podobna do tej, która znalazła się na solowej płycie Glena Tiptona ?Baptizm Of Fire??
P: Ani ja ani Glen Tipton nie wykonaliśmy ?koweru? tego utworu jako pierwsi ? jest to bodajże najpopularniejszy obok ?Satisfaction? kawałek Stonesów. Nikt jednak - jak do tej pory - nie wykonał go z taką energią i tak mocno jak my na ?Steel Fist?. Moim skromnym zdaniem to jeden z mocniejszych punktów debiutu PANZER X. Klasyka godna przypomnienia w zupełnie innym wymiarze.

MH: Do wykonania partii wokalnych na płycie zaprosiłeś Grzegorza Kupczyka. Skąd ten wybór?
P: Dziś nie ma wielu naprawdę dobrych i śpiewających wokalistów w metalu? Jest sporo mocnych głosów i charyzmatycznych postaci, ale tych którzy znaleźliby się w takiej różnej i troszkę bardziej melodyjnej odmianie metalu jest już niewielu? Do tego są już dość zajęci w swoim życiu. Grzegorz posiada wszystkie cechy świetnego wokalisty i ma do tego ? a to bardzo już pożądana rzecz ? doświadczenie, zarówno sceniczne jak i studyjne. Do tego wszystkiego to znakomity kompan i ? mimo tak wielu lat na scenie - nie jest zmanierowany. Młoda generacja krzykaczy mogłaby się tu nauczyć wiele i to nie tylko o samym śpiewaniu mówię... Mimo dużej pracy w CETI Grzesiek znalazł czas i spotkaliśmy się pewnego zimowego dnia w Olsztynie. Owocem tego spotkania jest właśnie ?Steel Fist?.

MH: Kupczyk sam ułożył swoje partie wokalne, czy raczej ty sugerowałeś jak mają one wyglądać?
P: Grzegorz jest świetnym wokalistą i nie trzeba tu właściwie niczego sugerować. On robi to wręcz podświadomie. Ja byłem jednak autorem tekstów na płytę więc ograniczyłem się wyłącznie do pewnych sugestii dotyczących konstrukcji zwrotek czy refrenów. Linie wokalne i cała harmonia to idee Grześka.

MH: Czy, wzorem kolegów z Vadera, którzy koncertują z Dies Irae, ty również masz zamiar promować ten materiał na koncertach?
P: Bardzo bym chciał! PANZER X to utwory idealne do grania na żywo. Poza tym spotkanie w takim składzie na jednej scenie byłoby nie lada wydarzeniem, nie tylko dla nas. Mogę mieć tylko nadzieję, że uda nam się kiedyś dostosować terminarz i zagrać wspólnie ?Steel Fist? na koncertach.

Rozmawiał: Darek Świtała

fragment wywiadu

NEVERMORE ? koniec z rock?n?rollem
 
Wiadomość że Nevermore zagra na tegorocznej Metalmani zelektryzowała podejrzewam nie tylko mnie. Tym bardziej cieszy fakt, że zespół przyjedzie do Polski w bodaj najlepszym składzie, w dodatku promować będzie genialny ostatni album ?This Godless Endeavor?. To zaledwie kilka elementów, które tylko podgrzewają atmosferę przed koncertem, kilka dorzucił jeszcze sam Warrel Dane, podczas krótkiej pogawędki pewnego zimowego wieczoru...
 
Od chwili wydania ?This Godless Endeavor? minęło już kilka miesięcy. Jak teraz z perspektywy czasu oceniasz ten album? Chciałbyś coś w nim zmienić?
W: Pewnie gdybyśmy nagrywali ten album teraz to byłby on już odrobinę inny, ale nie o to chodzi... Zarówno ?This Godless Endeavor? jak i pozostałe płyty są zapisem tego kim byliśmy w danym momencie, więc jeżeli zmieniłbym teraz cokolwiek na tej płycie to nie byłaby ona obrazem zespołu z początku roku 2005, a obrazem zespołu doświadczonego i starszego o ponad rok, więc to nie byłby ten sam zespół?
 
Czy w takim razie jest w waszej dyskografii album, z którego ewidentnie nie jesteś zadowolony?
W: Oczywiście, to pierwszy album. Płyta ?Nevermore? tak naprawdę jest płytą demo, jakoś tak się złożyło, że nie nagraliśmy tej płyty w porządnym studiu ponownie, tylko w pośpiechu byliśmy zmuszeni wydać materiał, który de facto był nagrywany zanim podpisaliśmy kontrakt? Chodzi tu przede wszystkim o produkcję, która na tej płycie jest strasznie prymitywna. Same numery są ok. i choć jakoś odstają odrobinę od tego, co prezentuje zespół obecnie, to mimo wszystko nie wstydzimy się tych kompozycji.
 
Jak oceniasz współpracę ze Stevem Smythem? Wydaje się, że bardzo szybko udało mu się zaaklimatyzować w zespole?
W: Jak najbardziej, bardzo szybko ze Stevem załapaliśmy świetny kontakt i nam to bardzo odpowiada. Steve jest świetnym nie tylko gitarzystą ale i kompozytorem, dlatego na płycie znalazły się aż 3 numery jego autorstwa. Jak ta współpraca będzie rozwijać się w przyszłości czas pokaże, ale jestem pełen optymizmu?
 
Rozmawiał: Marcin Chałupka (cały wywiad znajdziecie w MH 2/2006)

fragment wywiadu

CHILDREN OF BODOM ? Nie wolno się pieprzyć, trzeba robić swoje!
 
?Are you dead yet?? to retoryczne pytanie, które zadaje nam dziś Children Of Bodom. Pod koniec 2005 roku ukazał się piąty album Finów zatytułowany właśnie w ten sposób. Odpowiedź znajdziecie dopiero wtedy, gdy posłuchacie muzyki. Natomiast już dziś serwujemy Wam wywiad z wokalistą i gitarzystą Dzieci Bodom, Alexi Laiho. Mimo zmęczenia, blondwłosy lider kapeli zdołał nam zdradzić kilka ciekawych faktów?
 
Koniec 2005 roku spędziliście w trasie. Najpierw Australia, potem, w grudniu Stany. Graliście tam wspólnie z Trivium i Ammon Amarth. Jak podobało się Wam na innych kontynentach?
A: To była dobra trasa koncertowa. Pierwszy raz występowaliśmy tam jako gwiazda wieczoru. Emocje i nerwy były naprawdę spore. Każdego wieczoru chcieliśmy wypadać jak najlepiej, w głębi serca obawialiśmy się, że nie przyjdzie wystarczająca ilość ludzi i koncert okaże się kompletną kichą. Ostatecznie okazało się, że bilety na praktycznie każdy koncert były wyprzedane, tłumy szalały. Trivium i Amon Amarth to doskonałe kapele. Fajne chłopaki, z którymi da się i pogadać i popić. Jestem bardzo zadowolony i mile zaskoczony.
 
Teraz koncertujecie w Europie. Wasz grafik europejskiej trasy jest szczelnie wypchany datami koncertów. W planie nie widać jednak żadnych dat w polskich miastach. Czy jest szansa, że zobaczymy Was w Polsce?
A: Wydaje mi się, że jednak zagramy w Polsce? Na pewno nie teraz, być może w drugiej połowie roku. Nie potrafię powiedzieć na razie kiedy dokładnie. Prawda jest taka, że ja sam nie znam naszego rozkładu koncertów. Z reguły dowiaduję się kilka dni wcześniej, dokąd będziemy podróżować i gdzie występować.
 
Fani pamiętają Cię z występów w Polsce. Jak Ty wspominasz koncerty w naszym kraju?
A: W Polsce byłem dwa razy. Raz z Children Of Bodom w 2001 i raz z Sinergy na Mystic Festival w 2002 roku. Na pewno dobrze się u Was bawiłem. Polska widownia jest niesamowita, ludzie dają potężnego czadu! Naprawdę, chciałbym zagrać dla was kolejny raz!
 
Jesienią 2005 ukazał się piąty album studyjny Children Of Bodom. Opowiedz, jak przebiegał proces rejestrowania ?Are you dead yet??.
A: Krążek zarejestrowaliśmy w studiu Hästholmen, w Helsinkach. Wszystko przebiegało łatwo i bez większych problemów. Sam proces nagrywania był całkiem prosty, nie towarzyszyło mu nic specjalnego. Żadnych rewelacji nie doświadczyliśmy! (śmiech). Najbardziej znacząca różnica dotyczyła czasu, jakiego potrzebowaliśmy, by nagrać ten krążek. Cała praca zajęła nam zaledwie 6 tygodni, co wydaje się być naprawdę superszybkim tempem. Poszło nam zdecydowanie sprawniej, niż w przypadku poprzedniego krążka, ?Hate Crew Deathroll?. Instrumenty nagrywaliśmy w zasadzie tak samo jak dawniej. Mimo to, tym razem postanowiliśmy bardziej skupić się na klawiszach. Janne (Warman, klawiszowiec CoB, przyp.red.) włożył dużo energii i serca w ich brzmienie. Te partie nagrywaliśmy u niego w prywatnym studiu.
 
Rozmawiała: Ewelina Potocka (cały tekst znajdziecie w MH 2/2006)

więcej...

GILLAN
Mutually Assured Destruction, Glasgow 1982
(Angel Air)
 
Niestrudzona w poszukiwaniach firma Angel Air znowu coś odkryła. Tym razem mamy okazję posłuchać koncertu grupy Gillan zarejestrowanego podczas brytyjskiego tournee promującego ostatni ich album ?Magic?. Występ ten został zarejestrowany 6 listopada 1982 roku w hali Apollo w Glasgow. Zespół podczas tej ostatniej w swojej historii trasy przedstawiał w większości materiał ze swoich ostatnich dwóch płyt. Możemy więc posłuchać ?What?s The Matter?, przepięknego ?Bluesy Blue Sea?, monumentalnego ?Born To Kill? czy ?Hadely Bop Bop?. Nie zapomniano oczywiście o klasykach Deep Purple. ?Black Night? i ?Smoke On The Water? były zawsze obecne podczas występów Gillana. Panowie Towns, McCoy, Underwood, Gers i oczywiście Ian Gillan są w bardzo dobrej formie, ich występu słucha się z wielką przyjemnością. Jednak jest mały problem. Jakiś czas temu opisywałem ich płytę ?Live Wembley 82?, będącą zapisem ostatniego, londyńskiego koncertu tej trasy. I wtedy to było odkrycie! Natomiast teraz dostajemy podobny, znany materiał nie wnoszący nic nowego. Bo czy czymś nowym może być ?No Laughing In Heaven? lub dwa bonusy ?No Easy Way? i ?If You Believe Me?, nawiasem mówiąc pochodzące z koncertu monachijskiego, który odbył się półtorej roku wcześniej? Mam nadzieję, że za jakiś czas firma Angel Air nie uraczy nas kolejnym zapisem z tej trasy. Można przecież poszukać innych ciekawszych rzeczy panie McCoy! For Gillans Fans Only!
Witek Terlecki          3

BESTIAL MOCKERY

BESTIAL MOCKERY
Gospel Of The Insane
(Osmose)
                                                                 
Aj, cwaj, draj, fir i rusza nie naoliwiona maszyna, plująca rdzą, krwią i wszelakim wyobrażalnym syfem. Tak rozpoczyna się nowa płyta Bestial Mockery od mocnego, ?Tyrant Of Hell?s Land? zwiastującego zagładę. Od lat zespół kroczy swoją raz obraną drogą, hołdując zamierzchłym czasom. Nie zmienia się, bo i po co. Przecież wiadomo, jak ma wyglądać black metal, czy thrash, nie wiadomo zresztą jak nazwać to, co od dawna tworzą Bestiale. Toporna, nieskomplikowana rytmika, eksponująca głuche blasty. Mało finezyjne ale bijące po twarzy riffy i wściekły, obleśny wokal wypluwający wszystkie możliwe bluźnierstwa. Tu nie ma miejsca na finezję, zresztą wysłuchajcie pięknego w swojej brzydocie ?Father in Gheaven? rozpoczynającego się od nabożnego wezwania, ze dwadzieścia razy powtórzonego ?fuck you?. Ta muzyka niszczy każdym dźwiękiem, rozbraja i ukazuje nasze pierwotne instynkty. Jednocześnie, jeśli odpowiednio uważnie wsłuchać się w to, co ma do zaproponowania Bestial Mockery, można bardzo łatwo uchwycić wiele tradycyjnych wątków, wyraźnie sadowiących inspiracje Bestail w dawnym, tradycyjnym heavy metalu i thrashu. Dopiero później dźwięki obrobione i podane są na modłę znaną z płyt najbardziej obleśnych wykonawców jakich niosła black metalowa ziemia a jakich ja boję się przytoczyć, bo od razu purytanie wytoczą przeciwko mnie ciężkie działa. Tak samo ciężkie jak ciężki żywot będzie miała ta płyta w sklepach muzycznych naszego kraju. Opakowana w świetny w swoim prymitywizmie malunek... Idealny prezent dla matki, żony i kochanki na walentynki. Alkoholocaust&War!
Arek Lerch 3

CATHETER

CATHETER
Dimension 303
(Selfmadegod)
 
Trio Catheter założone zostało w 1997 roku w Denver i do dzisiaj dochrapało się pokaźnej ilości wszelakich splitów, ?siódemek? i płyt, na których prezentuje swoją szkołę ubliżania bliźnim i niszczenia ich słuchu. Takie płyty powoli stają się rzadkością w naszym eklektycznym i popieprzonym świecie. Co mam na myśli? Ano to, że Catheter gra niemal czysty grind core. Wściekły, obleśny, hałaśliwy i brutalny. Dodatkowej brutalności i werwy dodają płycie iście punkowe tempa i agresja niektórych fragmentów. Zespół nie wymyśla może specjalnie nowej drogi dla tego gatunku, jednak unika także pewnych pułapek, które czyhają na twórców muzyki ekstremalnej. Przede wszystkim nie rezygnuje z tworzenia całkiem nośnych i zrozumiałych riffów. Dzięki temu muzyka, nawet najbardziej dzika i nieokiełznana, przestaje być anonimowa a zyskuje konkretne, rozpoznawalne oblicze. To zespołowi się udało. Dodatkowo, dysponuje sporymi umiejętnościami i porusza się o obłąkanych przyspieszeniach i wściekłych blastach z gracją i pewnością. Jednocześnie nadal pozostaje odpowiednio zasyfiony i gdzieś tam ciągle kołacze się crust?owa przeszłość słyszana w brudnych brzmieniach gitar i rykach wokalisty. To wszystko co napisałem działa na plus Catheter. Niestety, żeby nie było tak słodko, zespół nie posiada żadnych cech, które mogą popchnąć jego karierę choć trochę do przodu. Świadomie stoi w opozycji do świata, zachowując niezależną postawę i za to należy mu się szacunek.
Arek Lerch 3,5

A TRAITOR LIKE JUDAS

A TRAITOR LIKE JUDAS
Nightmare Inc.
(Goodlife Rec.)
 
Coś mało w tym numerze MH zespołów z tak przecież popularnego nurtu, jakim jest niewątpliwie metalcore. Traitor Like Judas to młody zespół, który zaczyna zdobywać popularność, do czego niewątpliwie przyczynia się koniunktura. Choć trzeba uczciwie przyznać, że w kwestiach muzycznych grupa ma sporo do powiedzenia. Dodajmy też, że nie wychodzi poza kanony ustalone przez największych tej stylistyki. Metalcore w wydaniu Austriaków to bezkompromisowy wyziew, żadnych melodyjek. Konkretny hałas ubrany w mocne, metalowe riffy, przeplatany wściekłym wrzaskiem wokalisty. Sprawna technicznie maszyna, co szczególnie będzie przydawać się na koncertach. Momentami prześwituje w tkance ?Nightmare Inc.? szwedzka melodyka (np. ?From My Cold Dead Hands?). Na szczęście, takich fragmentów nie ma zbyt wiele, dzięki czemu grupa unika losu epigonów i tak zdartej jak stary but szkoły łojenia. Zespół może się podobać za sprawą dość indywidualnych, bo nie powiem oryginalnych riffów. Na tym muszę zakończyć tą krótką recenzję, bo za cholerę nie wiem, co jeszcze mógłbym napisać o muzyce, która jest zasadniczo oklepana i przewidywalna z pięć taktów do przodu. Nie ma sensu wymyślać bo i tak nic to nie da. Jeśli lubicie mocny, niezbyt melodyjny ale solidny metalcore, możecie się pokusić i poszukać tej płyty...
Arek Lerch    3

PROGRRAM

PROGRRAM
Autumn: How To Use Brain ToFind Inner M
(Tone Industria)
 
Lubicie swoje wypieszczone płytki z jazzem i awangardą? Lubicie Fantomasa? Jeśli chcecie być jeszcze większymi snobami, musicie koniecznie kupić Progrram. Ten cyniczny wstęp miał tylko uświadomić, że często oglądamy się za rzeczami nowymi, wypatrując ich gdzieś daleko, tymczasem pod nosem rosną takie zespoły! Wprawdzie Progrram to twór nie taki nowy, ale dopiero chyba tą płytą ma szanse na coś więcej. Wprawdzie i poprzedni krążek ?Blackmeat of W.B.? był całkiem ciekawy, jednak połączenie elektroniki, improwizacji, awangardy z żywymi instrumentami udało się w pełni dopiero na nowej płycie. Niewątpliwym atutem zespołu są otwarte umysły jego twórców. Multum pomysłów i zupełnie otwarta forma kompozycji sugerują, że dopiero na koncercie zespół rozwinie skrzydła, jednak już na płycie słychać, że grupa posiada nieograniczone możliwości interpretacyjne. Cóż więc możemy usłyszeć? Jazzowe synkopowanie bębnów, dziwne, noisowe u podstawy zagrywki gitar. Przykuwające uwagę, szamańskie wokale, błąkające się po zakamarkach kompozycji. Czasami muzyka nabiera werwy, czasami snuje się, pozornie przelatując między palcami, zostawiając jednak ślad w głowie. Narkotyczny trans i pozornie nieskoordynowane dźwięki, pojawiające się z wszystkich stron kierują myśli w stronę poszukiwaczy typu Psychic TV. Słychać tu trochę niemieckich awangardowych eksperymentatorów. Nade wszystko jednak cieszy mnie fizyczność tej muzyki, bo zespół łamiąc konwenanse i reguły, na nowo je tworzy mocą własnych możliwości, przełożonych na dźwięki instrumentów. To bardzo trudna muzyka, której trzeba słuchać bardzo uważnie, powtarzać wiele razy, by wczuć się w ten klimat. Na zakończenie dodam, że swój wkład w powstanie tej płyty mieli tacy znakomici muzycy jak Alek Korecki , Mazzol czy znany z Kobonga i Neumy Maciek Miechowicz. To wszystko gwarantuje prawie trzy kwadranse prawdziwej sztuki.
Arek Lerch    5
powrót do listy