PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2015-04-24
Metal Hammer 4/2015

Metal Hammer 4/2015

Nightwish, Apocalyptica, Ufo, Lonely Robot, Unleashed, Iron Maiden, Betrayer, Steve Hackett, While She Sleeps, Catharsis, J. D. Overdrive, Agnostic Front, Divine Weep, Soilwork, Dr Living Dead, Neolith, Kruk, Wojciech Hoffmann

 

SPIS TREŚCI

Zgrzyt 3
Hard Fax 4
Nightwish 8
Apocalyptica 12
Ufo 14
Mało Znane Mało Grane 16
Lonely Robot 18
Unleashed 20
Iron Maiden 23
Betrayer 24
Steve Hackett 26
While She Sleeps 28
Catharsis 29
Heaven & Hell: Uriah Heep 30
Book Zapłać 32
 
J. D. Overdrive 69
Agnostic Front 65
Divine Weep 63
Soilwork 61
Dr Living Dead 59
Album Miesiąca 58
Recenzje 57
Neolith 51
Kruk 49
Barren Earth 47
Wojtek Hoffmann 45
Die Young 41
 

ZGRZYT

Na początku roku...
 
zaproszono nas do Finlandii na przesłuchanie nowej płyty Nightwish. Oczywiście nie mogliśmy nie skorzystać z okazji, a w nowym numerze nasza wysłanniczka Paulina, zdaje nam relację z tego co usłyszała i zobaczyła w studiach Finnvox. Zresztą jak zwykle scena skandynawska jest silnie reprezentowana w naszym magazynie: polecamy Waszej uwadze także wywiady z Soilwork, Unleashed i Apocalyptica.
 
Ostatnio, przeglądając archiwalne numery Metal Hammer, Kerrang! czy Rock Hard, jeszcze z lat 80. czy 90. - doszedłem do wniosku, że wciąż piszemy o tym samym. Na okładkach pojawiają się te same twarze, w studiach nagraniowych odwiedzamy te same zespoły, a duże nazwy (Black Sabbath, Deep Purple, Metallica itd.) niezmiennie dominują wydania czy to greckie, brytyjskie czy nasze polskie. Dlatego staramy się zauważać też zespoły dużo mniejsze, ale równie przecież wartościowe takie jak powracający po latach Betrayer, jak świetne Barren Earth czy Neolith.
 
Podsumowujemy także ostatnie, nie najlepsze wieści z obozu Iron Maiden – Bruce Dickinson to kolejny muzyk, który walczy z nowotworem. Trzymamy kciuki Bruce!
 
Darek Świtała

 

ALBUM MIESIĄCA

TRIBULATION
The Children of the Night
(Century Media)
 
Na początek cofnijmy się o kilka miesięcy, kiedy to na łamach tej rubryki recenzowałem „At War with Reality”, powrotny album pionierów melodyjnego death metalu z At the Gates. Swój wywód zakończyłem wtedy smutną konstatacją, że grupa z Göteborga, miast kreować jak dawniej nowe muzyczne wzorce, dziś co najwyżej odgrywa te sprawdzone przed laty. Ale sygnalizowałem też, że jest już w Szwecji młoda krew, która jeszcze nieźle namiesza. Spośród jej reprezentantów, wyróżniłem m.in. kwartet Tribulation z Arviki.
 
Skoro już wskazałem następców, pośrednio formułując wysokie oczekiwania pod ich adresem, to sporym nietaktem byłoby z mojej strony zignorowanie ich najnowszego albumu. Zresztą kolejnych kroków szwedzkiego kwartetu wypatruje dziś cały metalowy świat, który przed dwoma laty muzycy Tribulation rzucili na kolana znakomitą płytą „The Formulas of Death”, a w ostatnim czasie przemierzali na trasach koncertowych wraz z Behemoth. Czy niezależny, metalowy zespół może dziś w lepszy sposób zaznaczyć swoje rosnące notowania?
 
Anglosasi mają powiedzenie „third time's the charm”, czyli ni mniej, ni więcej nasze „do trzech razy sztuka”. W pewnym stopniu obrazuje ono również szczególną pozycję trzeciego albumu w dyskografii każdego zespołu. Od tej płyty zwykło się bowiem oczekiwać twórczego przełomu, albo traktuje się ją przynajmniej jako test dojrzałości. Dlaczego piszę o tym w kontekście Tribulation, których dotychczasowe płyty trudno przecież nazwać niewypałami? Ano dlatego, że pierwsze wrażenie po przesłuchaniu „The Children of the Night” jest takie, że na trzeciej płycie z młodych Szwedów uszło powietrze i że brak jej natężenia poprzedniczki. Zamiast momentalnie porywać deathmetalowym tornadem, album startuje stonowanym „Strange Gateways Beckon”. Słuchając go, można odnieść wrażenie, że muzycy odziedziczyli sposób prowadzenia kompozycji w pośmiertnym spadku po occult rockowcach The Devil's Blood. Już wyobrażam sobie, jak wszyscy spragnieni błyskawicznego ciosu w brzuch zarzucają muzykom balansowanie na granicy artystowskiego smęcenia.
 
Ale istota „The Children of the Night” tkwi właśnie w tym, że nie jest to album obliczony na błyskawiczny skutek. Tribulation to nie fast food, a ich nowe dzieło to nie hamburger, którego można  zeżreć, beknąć i po chwili zapomnieć. Ta muzyka wymaga cierpliwości, choć też nie tyle, by tygodniami się do niej zmuszać. Za to kiedy już wejdziemy na jej częstotliwości, to przepadniemy w nich bez śladu. W pamięci zaś zostanie nam znacznie więcej niż ciągnący się przez całą „Melancholię”, ultraprzebojowy motyw przewodni.
 
„The Children of the Night” to płyta o kompletnie innej wibracji niż dwie poprzednie. Mniej napastliwa, pomyślana tak, by słuchacza wodzić i intrygować. I – nie bójmy się tego przyznać – również zdecydowanie bardziej przystępna. Wystarczy wsłuchać się w hipnotyczny tryptyk „The Motherhood of God”, „Strains of Horror” i „Holy Libations” by przekonać się, że tak blisko klasycznego hard'n'heavy nie było Tribulation jeszcze nigdy, jak właśnie tych epickich quasi-balladach.
 
Odpływ od ściśle pojmowanego metalu i ścieranie ekstremistycznych pazurów jest na trzecim dziele kwartetu z Arviki ewidentny. Nie uświadczymy na „The Children of the Night” gęstej pracy podwójnych stóp; nie ma też na płycie ani jednego blastu. Perkusja nie pełni już roli zwykłego podkładu pod gitarowe riffy, lecz na równi z nimi kształtuje charakter oraz atmosferę kompozycji. Jeśli ktoś ma wątpliwości, czy takie podejście zdaje egzamin – odsyłam do „Winds”, gdzie Jakob Ljungberg improwizuje na miarę Johna Bonhama. Nie próżnują również panowie Jonathan Hultén i Adam Zaars, którzy w wieloplanowym aranżowaniu gitar znów osiągają wyżyny. Podział na gitarę rytmiczną i prowadzącą traci w nowych utworach Tribulation znaczenie, a zarazem ani przez moment nie można zarzucić muzykom ocierania się o kicz i muzyczną konfekcję. Siarka, która od dnia pierwszego była kluczowym komponentem twórczości Tribulation już nie piecze, a raczej unosi się gdzieś ponad tymi kompozycjami. Poczucie to wzmaga niespotykanie lekkie, vintage'owe brzmienie całości.
 
Tribulation stworzyli płytę kontynuującą estetykę poprzedniczki, a zarazem całkowicie od niej inną. Pełną sprzeczności, a zarazem spójną. Podobne paradoksy mógłbym w odniesieniu do „The Children of the Night” mnożyć. Najważniejsze jednak jest to, że czterej Szwedzi mieli odwagę świadomie zboczyć z kursu, który wróżył im co najmniej dobrze, i jeszcze na tym zyskać. Gdyby nagrali zwyczajny sequel „The Formulas of Death” to mimo dobrych recenzji pewnie szybko by się nam osłuchali. Po premierze „The Children of the Night” wiem, że tak nie będzie. Bo po takiej płycie nie można być pewnym niczego. I to jest właśnie w niej najpiękniejsze.
 
Cyprian Łakomy
 
powrót do listy