PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2022-01-20
Metal Hammer 1/2022

Metal Hammer 1/2022

Zeal&Ardor, Whitesnake, Podsumowanie Roku, Exodus, Unleashed, Idles, Variete, Hypocrisy, Jad, Suffocation, Knocked Loose, Wrath Division, Krzta, Worm, La Ninia, Profeci, Magnum, Power Paladin, Redemptor


Metal Hammer 1/2022

SPIS TREŚCI

Zgrzyt 3
Hard Fax 4
Zeal&Ardor 6
Whitesnake 10
Podsumowanie Roku 14
Exodus 18
Unleashed 20
Idles 22
Variete 23
Hypocrisy 24
Jad 26
Suffocation 28
Knocked Loose 30
Na Zachód Od Metalu 32
Wrath Division 41
Krzta 42
Worm 44
La Ninia 46
Profeci 48
Magnum 50
Podsumowanie Subiektywne 52
Album Miesiąca 54
Recenzje 55
Za Progiem 61
Book Zapłać 62
Epicentrum 63
Odgruzowani 64
Zafoceni 65
Power Paladin 66
Redemptor 68
Die Young 70

 

ZGRZYT

Zaintrygował mnie występ...

Zeal & Ardor na Metal Hammer Festival w 2017 roku. Zespół grał wówczas jeszcze na początku stawki ale mam wrażenie, że nowy album, który ujawni się na początku roku, wywinduje Szwajcarów na wyższy poziom. Więcej dowiecie się z rozmowy z intrygującym liderem Zeal & Ardor.

Tradycyjnie w numerze styczniowym próbujemy podsumować mijający rok – swoje typy na najlepsze płyty oddali wszyscy nasi regularni współpracownicy – i choć różnorodność jest duża (tak jak gusta i preferencje naszych dziennikarzy), to kilka tytułów zdecydowanie wyróżnia się na tle pozostałych.

Polecamy też Waszej uwadze wywiad-rzekę z legendarnym wokalistą Davidem Coverdalem, rozmowy z Exodus, Unleashed, Suffocation i Magnum, a z naszego rodzimego podwórka wypytaliśmy o nowinki muzyków Jadu, Krzty, La Ninia i Profeci.

Do części nakładu dołączyliśmy płytę CD z najnowszymi utworami zespołów, które zwróciły ostatnio naszą uwagę. Warto się z nią zapoznać.

Na zakończenie w imieniu całej ekipy Metal Hammera chciałbym Wam Drodzy Czytelnicy życzyć, by 2022 rok był powrotem do tego, co jeszcze nie tak dawno wszyscy nazywaliśmy normalnością! Głowa do góry – będzie dobrze!

Darek Świtała

 

ALBUM MIESIĄCA

CONVERGE

Bloodmoon: I

(Deathwish)

To mogło się nie udać. Osobiście jestem już nieco zmęczony tymi wszystkimi projektami kolaboracyjnymi (gdzie prym wiodą na przemian Thou i The Body), które kończą się przeważnie bombastycznym koncertem na festiwalu Roadburn. No dobra, to trochę takie narzekanie dla narzekania, bo rezultaty takich przedsięwzięć są przeważnie bardzo dobre, ale jednak na wieść o tym, że nowy album Converge powstanie we współpracy z Chelsea Wolfe i Steve'em Brodskym (z Cave-In, Mutoid Man, a niegdyś również Converge – zagrał na basie na „Forever Comes Crashing”) mój mózg wysyłał sygnały typu „czy naprawdę tego potrzebujemy?”. Nie żebym nie był fanem wcześniej wymienionych, wręcz przeciwnie – bardzo sobie cenię ich dokonania, co potwierdzi stan mojej półki z płytami. Mimo wszystko obawiałem się, że dostaniemy po prostu coś na kształt pół-akustycznej EP-ki, gdzie muzyka będzie zaledwie tłem dla ekscytujących nazwisk. Z elementem pół-akustycznym nawet się nie pomyliłem, ale co do drugiej części zdania – oj, jeszcze jak. „Bloodmoon: I” to absolutnie nie jest rzecz nagrana na pół gwizdka i kiedy w końcówce drugiego w trackliście „Viscera of Men” wjechały zapierające dech w piersiach orkiestracje (tak!), musiałem stanowczo odszczekać wszelkie moje wcześniejsze obawy. Ten album to prawdziwy tajfun kreatywności, a światy, które pozornie powinny się ze sobą kłócić, przenikają się tu w idealnej harmonii. Każdy numer to nowa, ekscytująca przygoda. Tutaj nie ma zbędnych dźwięków – agresywniejsze momenty (podkreślane charakterystycznymi dla Converge przesterami i nietypowymi podziałami rytmicznymi) idealnie zazębiają się z momentami lżejszymi, przypominającymi niekiedy klimatem jakąś mroczną, burtonowską baśń. I co najważniejsze – przez cały czas doskonale słychać, że to jednak przede wszystkim płyta Converge i nie mówię tu tylko o wszechobecnych, opętańczych wokalizach Bannona. Ta muzyka pulsuje tym samym szaleństwem, którym grupa oczarowała świat po premierze „Jane Doe”. Owszem, to szaleństwo wydaje się być bardziej – z braku lepszego określenia - „szlachetne”, ale nie ujmuje to niczego z jego mocy. Cichym bohaterem tego wydawnictwa pozostaje dla mnie Brodsky, który oprócz wsparcia gitarowego dorzucił też garść swoich świetnych, melodyjnych wokali, których usłyszymy na tym wydawnictwie naprawdę niemało. W ogóle tandem Bannon-Wolfe-Brodsky to coś, co w teorii nie powinno aż tak dobrze działać. Moje ukłony. Czas pokaże czy „Bloodmoon: I” to raczej jednorazowy wybryk czy początek czegoś większego (obstawiam to drugie), ale jeśli na stare lata Converge stwierdzi, że na takie właśnie tory chce zepchnąć swoją muzykę, będę pierwszym pasażerem tego pociągu.

Wojciech Kałuża

 

powrót do listy