PL EN
ok
YouTube Facebook
twitter instagram
powrót do listy
2014-04-00
Metal Hammer 04/2014

Metal Hammer 04/2014

Luxtorpeda, Lacuna Coil, Sabaton, Adrenaline Mob, Morowe, Gus G, RPWL, Scream Maker, Gazpacho, Vampire, Scott Stapp, Twilight, Carnifex, Lost Society, NervosaLuxtorpeda, Lacuna Coil, Sabaton, Adrenaline Mob, Morowe, Gus G, RPWL, Scream Maker, Gazpacho, Vampire, Scott Stapp, Twilight, Carnifex, Lost Society, Nervosa

SPIS TREŚCI

Zgrzyt 3
Hard Fax 4
Luxtorpeda 8
Lacuna Coil 12
Morowe 14
Vampire 16
Gus G 18
Sabaton 20
Scott Stapp 24
Carnifex 26
Twilight 28
Adrenaline Mob 30
Mount Salem 32
Book Zapłać 41
Scream Maker 42
W Pogoni Za Metalliką 44
Massacre 46
Gazpacho 48
Lost Society 50
Heaven & Hell 52
Purplehaze Ensamble 54
Album Miesiąca 55
Recenzje 56
Nervosa 62
Live Fields Of Nephilim 64
Live Steel Panther 65
Live Sucidal Angels 66
Slough Feg 67
Rpwl 68
Die Young 70

 

ZGRZYT

Pamiętam że wiosną 1999 roku, po rozdaniu Fryderyków zamiast na huczną imprezę  przygotowaną dla wszystkich laureatów i gości, poszedłem do... kościoła. Gdzieś w zimnych podziemiach kryło się muzyczne studio nagrań a w nim Litza właśnie kończył prace nad drugim albumem 2TM2,3. Robert, jak zwykle bardzo uprzejmy i całkowicie oddany muzyce, opowiedział mi wówczas wyczerpująco o każdym z nowych numerów Tymoteusza, a na drogę powrotną wyposażył mnie w próbnego mastera płyty, którego z wypiekami na twarzy słucham do dziś, tym bardziej, że na ostateczną wersję drugiego albumu 2TM2,3 trafił zupełnie inny mix.

Niedługo potem spotkaliśmy się ponownie; Litza wcisnął mi do ręki kolejną płytę mówiąc: może Tomek Dziubiński chciałby to wydać?
Pamiętam, że kiedy po raz pierwszy posłuchałem tej płyty; szczęka mi opadła: to był pierwszy album Arki Noego, który zresztą okazał się niezwykłym sukcesem...

Wiele lat później, odwiedziłem Roberta w jego gościnnym domu w Puszczykowie; siedzieliśmy i rozmawialiśmy o muzyce. To wówczas miałem okazję wysłuchać wstępnych demówek nowego zespołu Litzy. Zespołu, który nie miał jeszcze nawet nazwy, zespołu, którego wokalistą miał być jedynie Robert, w końcu zespołu, w który mało kto (prócz Friedricha) wierzył. Pamiętam, że pełen entuzjazmu do muzyki którą usłyszałem, zdecydowałem od razu ? wrzucamy ten temat na okładkę Metal Hammera.

Od tamtego momentu minęły już ponad trzy lata. Luxtorpeda okazała się kolejnym sukcesem Litzy, a najnowszy album - o przydługim ale zarazem oryginalnym tytule (kłania się Frank Zappa) ? to bez wątpienia szczytowe osiągnięcie tego składu. Zresztą ? ocenicie to sami.

Darek Świtała

ALBUM MIESIĘCA

SCOTT STAPP
Proof of Life
(Universal)

Moją przygodę z płytą ?Proof of Life? rozpoczęła pewna historia. Jakiś czas temu, w nastroju nieco pod psem, udałam się do pewnego sklepu muzycznego, w poszukiwaniu prezentu dla kolegi. Kolega odkąd pamiętam borykał się z niesamowitym pechem i należał do tych krewnych i znajomych królika, którym wiecznie przytrafia się cała masa nieprzyjemnych przypadków. Sprzedawca wyglądał na kumatego, więc od progu zaczęłam:
- Dzień dobry, poproszę coś na depresję, wyrzuty sumienia, strach przed śmiercią, wszystkie rodzaje uzależnień, rozwiązłość, brak stabilizacji, niepewność i zwątpienie...
- Zna Pani Creed?
- Ano, znam. ?Higher?, ?With Arms Wide Open...
- Proszę spróbować ?Proof of Life? Scotta Stappa.
Muzyka Creed zawsze była dla mnie nieco przerysowaną, pokolorowaną i ubraną w perfekcyjną produkcję próbą przekazania jakiejś prawdy. Niestety prawda w takim cukierkowym, dopieszczonym pod każdym względem opakowaniu, z reguły budzi moje podejrzenia, wątpliwości i koniec końców niechęć. Ponieważ płyta jest nowa od razu pomyślałam, że pan ze sklepu ma odgórny prikaz proponowania mi czegoś z najnowszej dostawy. Ponieważ jednak poręczył za jej zbawienne działanie własną głową stwierdziłam, że nie zaszkodzi spróbować. Zwłaszcza, że kolega z problemami natury egzystencjalnej słuchał już wszystkiego na świecie i raczej nie zaskoczyłabym go jakąkolwiek płytą wydaną przed 2014.
Nie zawiodłam się, drugi solowy album lidera Creed bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Jest melodyjnie, miejscami ciężko i... całkiem prawdziwie. Każdy kolejny numer rozpoczyna ciekawy, chwytliwy motyw, wgryzający się w głowę na dłużej, niż tylko do momentu odłożenia płyty na półkę. Dwanaście hitów, o prostej, ale przekonującej konstrukcji, z których każdy pretenduje do tego, żeby zostać czyjąś ulubioną piosenką. Taką piosenką ? soundtrackiem. Scott dzieli się w tekstach różnymi problemami i rzeczywiście płyta przypomina nieco apteczkę, z lekarstwami na różne dolegliwości. I tak w pierwszym ?Slow Suicide?, opartym na drapieżnym, hipnotycznym riffie dowiadujemy się, że nie warto przejmować się tym, co myślą o nas inni, bo życie kierowane ciągłym zagłuszaniem wyrzutów sumienia jest zwyczajnie powolnym umieraniem. ?Who I Am? przeplatany stylową, łkającą gitarą jest dla tych z problemami tożsamościowymi. Tytułowy ?Proof of Life? z akustycznym smaczkiem i brzęczącą niepokojącym, arabskim motywem gitarą, zachęca do szukania prawdy ukrytej wewnątrz nas samych i stawienia jej czoła. ?New Day Coming? - ballada na poranne przetarcie oczu, nieco senna. Mimo trochę zbyt ?radiowych? jak dla mnie chórków i refrenu, nastraja bardzo optymistycznie. ?Only One? - mocno popowy, ale współgra z całością i ?oddycha? razem z pozostałymi numerami. ?Break out? rozpoczyna się nieco pearljamowsko, refren natomiast ewidentnie tchnie optymizmem w stylu Bryana Addamsa. ?Hit Me More? z pulsującym klawiszem i kolejną przebojową melodią adresowany jest do tych co lubią się stawiać. ?Jesus Was A Rockstar? brzmieniowo ocierając się o country tłumaczy, że rock'n'rollowiec też człowiek, niekoniecznie potępieniec, a Jezus był ziomem i nakazał kochać wszystkich. W dużej mierze akustyczny ?What Would Love Do?, o zbawiennej sile miłości, ?Crash? o psychicznym upadku z dużej wysokości i cover ?Careless Whisper? totalnie uspokajają płytę. Na szczęście nie na tyle, żeby zrobiło się nudno. Raczej refleksyjnie. Ostatni - ?Dying to Live? znów w stylu niezastąpionych ballad Veddera i choć mniej genialny i odkrywczy od utworów z dorobku Eddiego, całkiem wzruszający... Pomimo być może zbytniej ckliwości, płyta doskonale sprawdziła się w podniesieniu na duchu kolegi, który Tiamatów już się w życiu nasłuchał, a i ja uśmiechnęłam się po jej przesłuchaniu całkiem szeroko. Fajny album na kwietniowe przebudzenie.

Paulina Magdalena Mazur

powrót do listy